26 września, czwartekByłoby sporą przesadą stwierdzić, że ostatnia noc na Serifos i w ogóle na Cykladach minęła tak całkiem spokojnie. Bo tak nie było... mniej więcej w środku nocy (czyli około północy
) obudziły nas światła i odgłosy zjeżdżającego z drogi w naszym kierunku samochodu. W lekkiej poświacie księżyca widać było jego zarysy, nie wierzyłem własnym oczom... był to może nie najnowszy, ale „rzucony na glebę” mercedes
. Zaparkował na placyku w pewnej odległości od nas, z auta wysiadła para, która dalej w dół udała się już pieszo. A my – zasnęliśmy ponownie.
Wczesnym rankiem samochód dalej stał tak jak przyjechał. Na dole, na plaży zupełnie nie było nikogo widać, uznaliśmy jednak że nie będziemy przeszkadzać ewentualnym namiotowiczom naszą krzątaniną o tak nieprzyzwoitej porze. Pozbieraliśmy się po cichu i jeszcze prawie po ciemku odjechaliśmy. Nie mamy żadnej fotki tego nisko zawieszonego auta, ale czymś takim... ja bym się bał tu zjeżdżać. No ale on zapewne nie będzie musiał pokonać 2000 km do domu
W każdym razie placyk nad Maliadiko to bardzo fajne miejsce na nocleg, dużo lepiej było tu, niż byłoby na samym dole.
Tuż przed odjazdem.
Ostatnie godziny przed „odpływem” mieliśmy spędzić na Vagii, no i tam też pojechaliśmy. To tylko parę km, ale niestety zauważyłem coś niepokojącego w pracy skodowego silnika... nie zagrzał się wcale, choć trochę powinien. Nie przejąłem się tym bardzo myśląc, że może to przypadek, że to może za krótki odcinek, do tego sporo „z górki” . Ale gdy po południu jechaliśmy do portu, i było tak samo w środku gorącego dnia, to już nie było fajne
. W efekcie, uprzedzając kolejne godziny i kilometry drogi powrotnej, było tak, że silnik podgrzewał się maxymalnie do 70 stopni i spalał przynajmniej litr paliwa więcej niż powinien, mimo tego, że auto nie było już przecież wcale obciążone. Wizyta w warsztacie zaraz po powrocie potwierdziła to, o czym myślałem –
rozleciał się termostat . Na szczęście części do Skody nie są drogie
i naprawa nie obciążyła za mocno wyjazdowego budżetu
.
Ale wróćmy jeszcze na moment na Serifos
. Zanim poszliśmy na plażę, zjedliśmy sobie śniadanie w trzcinowym zakątku, a gdy już się tam znaleźliśmy, około 8 rano, okazało się, że nie będzie tu dziś sielankowego spokoju. W zatoczce cumował spory jacht, liczyliśmy że może odpłynie, ale nic z tego. Okazało się z czasem, że zamieszkiwała go grupka młodych... Rosjan
, która z upływem czasu „rozpełzła” się po całej okolicy. A potem przypłynął jeszcze jeden jacht i jeszcze jeden... także z Rosjanami
. No nic, trzeba było to przeżyć
nie było sensu szukać niczego innego, bo przecież spędzimy tu tylko przedpołudnie. Po raz ostatni porządnie skorzystaliśmy z morskiej kąpieli, po raz ostatni wystawiliśmy nasze słońcem spalone ciała
na jego promienie. No i trzeba się było pozbierać....a w czasie gdy my się zbieraliśmy, na plaży i w okolicach rozkładała się i swoje zajęcia rozpoczęła ekipa filmowa