Zmordowani, ledwo powłócząc nogami – na koniec musieliśmy jeszcze trochę pod górę podejść
- dotarliśmy do auta. Czekało na nas w stanie nienaruszonym, stało praktycznie cały dzień w cieniu. Zgodnie z oczekiwaniami żadnych problemów z powodu zaparkowania w miejscu teoretycznie płatnym nie było...
. Ogarnęliśmy się trochę, do odpłynięcia promu z Pireusu zostało niespełna półtorej godziny
, a my ani benzyny, ani biletów, ani nawet nie wiemy skąd odpływa ten prom
.
Nie było już czasu by dochodzić do ładu z nawigacją, po prostu ruszyłem zdając się na swą orientację w terenie... no i na niezawodny plan miasta, który tym razem przezornie zabrałem ze sobą
. Dałem się ponieść strumieniowi aut szczelnie wypełniających główne arterie greckiej stolicy. To jednak wielkie miasto, jechaliśmy i jechaliśmy dobre kilkanaście kilometrów, na szczęście nie trafiając na żaden korek. Tuż przed Pireusem zajechałem na stację by dopełnić bak na max benzyną nieco jednak tańszą niż poprzedniego roku o jakieś 10 centów. Jeszcze chwila i wjeżdżamy na teren pireuskiego portu, z tego co pamiętam był to wjazd nr 7. No i mieliśmy szczęście... dokładnie tu, na wprost przed nami kotwiczył Blue Star Naxos – wielki prom, którym popłyniemy na wyspę.... oczywiście Naxos
.
Budka kompanii Blue Star była tuż obok. Ruch jak zwykle chaotyczny i spory, ale kolejki żadnej. Za parę chwil, uboższy o 150 euro wróciłem z biletami do auta... teraz to już płyniemy na pewno
.
Staliśmy tuż obok zakotwiczonego kolosa na którego pokładzie były już tłumy ludzi
. Nieprawdopodobne... te promy pływają codziennie, na dodatek 2 razy dziennie, rano i po południu, a tu takie obłożenie tego środkowo-tygodniowego w sumie rejsu
. Aż strach sobie wyobrażać co tu musi dziać się w pełni sezonu
, bo to że połowa września wciąż w Grecji jest sezonem, to już wiemy. Na szczęście nie musimy tego sprawdzać...
Zapakowaliśmy sobie wszystkie potrzebne rzeczy, zwłaszcza sporo jedzenia, picie, ale też mapy wyspy. Dziś nie będziemy jeść obiadu, nie będzie gdzie i kiedy go ugotować, dlatego zjemy sobie porządny posiłek na promie
. Wjechaliśmy, auto zostało na dole a my powędrowaliśmy na górę. Bilety na Blue Star nie są najtańsze, ale też widać zupełnie inną klasę tych promów... później się okazało, że są one także nieco szybsze. Na szczęście znaleźliśmy sobie jeszcze całkiem fajny stolik na górnym pokładzie i jeszcze przed odpłynięciem zabraliśmy się za powolne i systematyczne napełnianie żołądków
. Ale kilka zdjęć okolicy też trzeba było popełnić...
Ten już odpłynął... ciekawe dokąd
Highspeedy są trochę za drogie
Mniej więcej stamtąd odpływaliśmy rok temu na Milos