10 września, wtorekTa noc skończyła się dla nas dość szybko. Właściwie na urlopie wszystkie tak się kończą
, ale ta była jeszcze krótsza. Tym razem ustawiliśmy komórkowy budzik na godzinę 4, ale gdy zadzwonił i tak byliśmy już na nogach.
Śniadania nie jedliśmy, było ciemno i za wcześnie. Pozbieraliśmy się tylko i od razu opuściliśmy nasze całkiem fajne miejsce w piniowym zagajniku. Muszę przyznać, że nawigacja potrafi być przydatnym urządzeniem w pewnych konkretnych przypadkach, tego ranka przydała się chyba najbardziej. Bo chcieliśmy dojechać do samego centrum Aten
W Atenach byliśmy już rok wcześniej... przejazdem i trochę przypadkowo. Pierwszy kontakt z tym wielkim miastem nie był przyjemny, kluczyliśmy po nim po ciemku i bez mapy prawie 2 godziny by przejechać z Pireusu do Rafiny. Zapędziliśmy się wtedy m.in. pod sam Akropol, widok oświetlonego wzgórza zrobił na nas, a zwłaszcza na Małgosi wielkie wrażenie. Wiadomo było, że trzeba będzie kiedyś znaleźć chwilę, by z Atenami zawrzeć bliższą znajomość
. Ta chwila miała nastąpić właśnie dziś, w trakcie piątego już greckiego urlopu
.
Wciąż jeszcze pustymi ulicami greckiej stolicy dojechaliśmy w pobliże centrum. Zaplanowałem, że fajnie byłoby zostawić samochód gdzieś w gąszczu wąskich, eleganckich uliczek w pobliżu wzgórza Lykavitos. Gdy tam się znaleźliśmy wciąż było jeszcze prawie całkiem ciemno, ale dobrze widzieliśmy, że miejsca postojowe w tej okolicy wymalowane są na 2 kolory – biały i niebieski. Okazało się, że kolory te mają inne znaczenie niż we Włoszech... niebieskie są przeznaczone dla mieszkańców, a białe są płatne.
Postawiliśmy auto na białych liniach w miejscu, gdzie nieduże drzewko powinno zapewnić Skodzie cień i postanowiliśmy nie przejmować się jakimikolwiek płatnościami. W końcu jesteśmy w Grecji....
. Zjedliśmy porządne śniadanie, przygotowaliśmy sobie dużo picia i równo o 7 rano (8 czasu greckiego) ruszyliśmy „w miasto”
.
Do dyspozycji mieliśmy około 8 godzin. Na pierwszy ogień, póki upał nie będzie dawał się jeszcze aż tak mocno we znaki wybraliśmy wejście na wzgórze Lykavitos, najwyższe w Atenach, pod którym właśnie byliśmy, to był mój priorytet i warunek dla którego potem miałem wypełniać Małgosine zachcianki
. W okolice szczytu dotarliśmy od niekoniecznie najwłaściwszej i najkrótszej strony przechodząc przez piniowy las. Byli tam ludzie wyprowadzający pieski, biegacze dbający o kondycję, ot zwykły dzień mieszkańców Stolicy.
Na Lykavitosie jest amfiteatr na wolnym powietrzu, obecnie obstawiony rusztowaniami, w remoncie.
Widoki na stronę południową były bardzo ładne.
Ale my chcieliśmy dojść na sam szczyt
Po drodze spotkaliśmy mnicha
Pan mnich poprosił nas o to, by zrobić mu fotkę na tle kościółka Agios Georgios. Potem padło tradycyjne w Grecji pytanie: „where are you from?” . From Poland – odpowiedź jest rzecz jasna zawsze taka sama
. Dowiedzieliśmy się, że Poland to jest bardzo fajny kraj
i otrzymaliśmy błogosławieństwo
, dla nas i dla wszystkich mieszkańców – które niniejszym przekazujemy