W książeczce z promowej agencji była mapka wyspy, na wydrukach z internetu też coś było... teraz mogliśmy porównać z jeszcze jedną wersją. Wszystko się mniej więcej zgadza, też i to, że za dużo grubych, głównych dróg tu nie ma
. A ta jedna, jedyna „szosa” na dodatek wiedzie nie tam, gdzie dziś chcemy pojechać...
Oprócz mapki zauważyliśmy 2 czy 3 tawerny, prawie puste, ale czynne. Sklep pewnie też jakiś jest, ale nie zwróciliśmy na to uwagi. Natomiast zauważyliśmy stację benzynową
i to mnie bardzo zaskoczyło, nie spodziewałem się jej tu. Ale nie była to zwykła stacja, raczej taka mini-stacyjka z jednym dystrybutorem, przy którym stało autko z malutkim zbiornikiem. Żeby zatankować, trzeba chyba zadzwonić do właściciela
.
Nie uszliśmy uwagi mieszkańców sennej osady... wyraźnie przyglądali się nam z zaciekawieniem. Zarówno starsi, przesiadujący przy tawernianych stolikach, zarówno grające na ulicy w piłkę dzieci. Nie lubimy być w centrum zainteresowania
, bez nadmiernego pośpiechu, ale odjechaliśmy.
Uznaliśmy, że dzisiejszy wieczór najlepiej będzie spędzić na chyba najbardziej znanej i największej plaży wyspy, opisanej w przewodniku jako dobre miejsce dla amatorów windsurfingu. Leży ona po północno-wschodniej stronie i nosi nazwę Alonitsi. Aby tam dotrzeć musimy pokonać spore wzniesienia i ponad 7 km szutru.
Wyspa jest pusta, prawie pozbawiona zabudowań, nawet zagród dla zwierząt nie ma tu za wiele. Za to dużo tu jest bardzo fajnych dębów
Droga którą przyszło nam jechać była taka sobie. Niezbyt komfortowo, ale posuwaliśmy się do przodu, pod górę. A z góry...
Plaża Alonitsi.
Byliśmy zachwyceni
. Uprzedzając fakty powiem, że gdy w końcu się tam na dole znaleźliśmy byliśmy równie tak samo rozczarowani, albo nawet bardziej, bo oczekiwania były duże
. Niemniej, okolica naprawdę była zaskakująca... dębowych lasów zupełnie się nie spodziewaliśmy.
Na dole. Okolica była może i nie najgorsza...
Wysepka Velia
Ale plaża jednak zupełnie do kitu
Tu przynajmniej był kawałek piasku, ale w drugą stronę już prawie same kamienie
. W wodzie – też kamienie i pełno wodorostów, pływającej trawy. Zdecydowanie nie zachęcało to do kąpieli
, ale jednak trzeba było spłukać z siebie skutki dzisiejszego upału...
Miejsce w którym przyszło nam rozłożyć obóz też nie było zbyt atrakcyjne
Ale nie mieliśmy już wyjścia. Trzeba było tu zostać, zjeść obiad. O ile bardzo byliśmy podekscytowani faktem że znaleźliśmy się w takim miejscu trochę „na końcu świata” , o tyle miejsce to bardzo nas rozczarowało. Nie dość że z taki wysiłkiem się tu dotelepaliśmy, to jeszcze nic ciekawego nie zastaliśmy. No trudno – nie zawsze jest tak, jakby się chciało...
Z zapadnięciem zmroku rozbłysły światła na Limnos, dobrze widoczną z tej strony. Patrzyliśmy tam z lekkim żalem... może nie żałowaliśmy tego, że jesteśmy tu, na Agios Efstratios, ale żal nam było tych fajnych chwil i pięknych plaż które zostawiliśmy. Zobaczymy co przyniesie nam kolejny dzień
Mapka dzisiejszej lądowo-morskiej trasy:
A – plaża Skidi
B – Moudros
C – Kontias
D – plaża Thanos
E – Mirina
F – Agios Efstratios
G – plaż Alonitsi
c.d.n.