Ruszamy, auto działa, to najważniejsze. Powolutku toczymy się to w górę, to w dół... niedługo wyjaśnia się dokąd zmierzały mijające nas o świcie samochody
To kolejna kopalnia
. Za nic w świecie nie spodziewalibyśmy się jej tu, w zachodniej części Milos, będącej jak kiedyś wspomniałem obszarem chronionym. No ale była, nie zamknięto jej bo widocznie przynosi zyski. Zauważyliśmy jednak gdzieniegdzie zjawisko rekultywacji zniszczonych terenów, na zboczach wyrobisk posadzono drzewa.
Sądziłem że może gdzieś w tym rejonie będzie jakaś dróżka która pozwoli nam dotrzeć w pobliże zatoki Kleftiko, jednak nic z tych rzeczy. Drogi prowadziły tylko do wyrobisk kopalni, nie trzeba było nawet w nie zbaczać by się o tym przekonać... każdą zagradzał szlaban z zakazem wjazdu.
Za terenami kopalni jakość szutrówki znacznie się pogorszyła, jednak nie na tyle by trzeba było zrezygnować z kontynuowania eksploracji zachodnich, pustych rubieży wyspy
. Krajobraz wyglądał mniej więcej tak:
W tle wystająca na wysokość ponad 600 m wulkaniczna wyspa Antimilos.
Góra Katsipardos, 400 m. n.p.m.
To właśnie gdzieś za nią byłyby skały Kleftiko...próby dotarcia tam nawet nie rozważaliśmy.
Małgosia wyczytała, że kleftiko to także nazwa greckiego dania
.
"Historia tego dania sięga czasów panowania Imperium Otomańskiego w Grecji. Dumni górale, nie godząc się na turecką niewolę, tworzyli grupy partyzantów ukrywające się i walczące w górach Peloponezu. Nazwa dania pochodzi od słowa "kleftes" - rozbójnicy, którym określano wyjętych spod prawa wolnych Greków. Kiedy udało im się zdobyć do jedzenia jagnię albo cielaka, nie mogli upiec go na otwartym ogniu z obawy przed dymem, który wskazałby miejsce kryjówki. Rozpalali małe ognisko w wykopanym dole, w skórę zwierzęcia zawijali kawałki mięsa z dodatkiem dzikiego oregano i czosnku, przysypywali pakuneczek ziemią i zostawiali, aby upiekło się w żarze. Gotowe mięso było soczyste i pachnące, o skoncentrowanym, intensywnym smaku. Na wierzch potrawy można pokruszyć ser feta".
Taka składanka zdjęć z Kleftiko z sieci
Teraz też wyjaśniła się druga część zagadki, niektóre z porannych aut jechały właśnie w te okolice... na polowanie
.
Widok wybierających się na polowanie, albo z niego wracających Greków towarzyszy nam już od pierwszych dni w tym kraju jeszcze 2 lata temu w Epirze. Ludzie ze strzelbami i specjalne skrzynki na psy przymocowane z tyłu ich samochodów to był zawsze częsty widok. Ale takich ilości polujących na kompletnie nie wiadomo co Greków jak na wyspach nigdy nie widzieliśmy
. Ciekawe, że nigdy nie widzieliśmy by nieśli jakąś zdobycz... hobby takie?
.