Wracamy do Zefirii a stamtąd kierujemy się już na „cywilizowaną” plażę Agia Kiriaki. Plan „C”
. Niestety, ten plan jest do kitu, plaża jest do kitu
. Pełno samochodów, pełno ludzi, tawerny, a tam gdzie w miarę pusto – cień i wielkie kamienie. Nie, tu zostać nie możemy... ale oboje mamy już na dziś dość jeżdżenia, trzeba trochę odpocząć, no i trudno, w takich warunkach, ale też się wykąpać.
Tak byliśmy zniechęceni do tego miejsca, że nawet nie zrobiliśmy żadnego zdjęcia... na tych z sieci niewiele widać, ale zawsze coś
.
Już wcześniej zastanowiło nas dlaczego pylne drogi, którymi przyszło nam jechać, są.... mokre
. Deszczu statystycznie rzecz biorąc nie było tu zapewne od mają...skąd więc ta wilgoć? . Odpowiedź jest o tyle prosta, co zaskakująca, na Milos spora część szutrowych dróg jest.... polewana
. Właśnie na tej plaży zobaczyliśmy zwykłą polewaczkę, auto jakie do niedawna jeszcze można było czasami spotkać na ulicach naszych miast. Trzeba przyznać że zdumiał nas ten fakt
.
Zaskoczyło nas na tej plaży jeszcze coś. Okolice tawerny nieopodal której się zatrzymaliśmy oraz cały piaszczysty parking też były polewane, wodą z węża, pewnie 2 razy dziennie
. Dwóch „opalonych”
przytachało wielometrowy wąż i na zmianę, przez ponad godzinę lali wodę, centymetr po centymetrze nawilżając teren o powierzchni mniej więcej 50x100m. Cel może i zrozumiały, ale skąd na tej ubogiej w wodę w wyspie takie zasoby, by zużywać ją właśnie w taki sposób
. Nawet podejrzewaliśmy, że zarówno szutrowe drogi jak i to miejsce przy plaży Agia Kyriaki są polewane wodą morską... ale chyba jednak nie
.
No dobra, co by tu teraz.... zostać nie mamy tu najmniejszego zamiaru, trzeba pomyśleć o jakimś dogodnym i osłoniętym od wiatru miejscu na nocleg. Jeszcze nie jest bardzo późno, podjedziemy więc parę km na położoną całkiem blisko, najpopularniejszą plażę Milos, Paliochori.
Paliochori to nie tylko plaża, to także kilka tawern, trochę domów z pokojami do wynajęcia, postój taksówek i przystanek autobusu
. Aut o tej popołudniowej porze wciąż sporo, ale było nawet i dla nas miejsce w cieniu
. Plan „D” zrealizowany, zaglądamy na plażę.
Mimo pełnego zagospodarowania (wtedy tak się nam wydawało że już bardziej zagospodarowanych plaż być nie może
) to miejsce bardzo się nam spodobało, zwłaszcza pod koniec plaży było bardzo sympatycznie
, poza tym kolorystyka skał była obłędna... postanowiliśmy, że jeśli jutro nie znajdziemy nic ciekawszego, przyjedziemy tu na popołudniowe plażowanie
.
Szybko okazało się, że kawałek dalej rozpościera się kolejna plaża, może nie tak ładna, ale zupełnie dzika. Jednak nie bardzo udało mi się zorientować którędy można by się na nią dostać, pieszo to chyba byłoby dość trudne, drogi gdzieś naokoło nie było, tak więc odpuściliśmy.
Teraz pozostało nam już tylko znaleźć jakieś miejsce do spania, na tyle bezwietrzne by dało się ugotować jedzenie. Po kilku próbach, zaglądaniu to tu, to tam, wylądowaliśmy kawałek za Zefyrią, w zatoczce szutrowej drogi którą już dziś jechaliśmy,tej do plaży Paliorema. Zdążyliśmy z gotowaniem przed zmrokiem, kąpiel w słodkiej wodzie zostawiając na koniec, gdy zapadną już ciemności
.
I tak minął pierwszy dzień na Milos. Wiatr jakby zelżał, niebo wciąż rozgwieżdżone... a my z jednak mieszanymi uczuciami. Z jednej strony było przepięknie, w Pollonii, na północnym wybrzeżu, z drugiej ten wiatr, te dalekie od dzikości plaże na południu.... no i te kopalnie... to nie bardzo się nam spodobało
. Co przyniesie kolejny dzień, jakie tajemnice skrywa jeszcze Milos?
To trasa, którą pokonaliśmy w drugiej części tego dnia:
A – Pollonia
B – Voudia i kopalnia
C – monastyr Agios Anargiri
D – miejsce do którego można dojechać autem przed plażą Paliorema
E – plaża Agia Kyriaki
F – plaża Paliochori.
c.d.n.