7 września, piątek c.d.Zwiedzanie Tirynsu w środku upalnego dnia to był taki sobie średni pomysł, ale kolejny punkt na mapie Peloponezu przestał być dla nas zagadką
. Kolejny, ale już ostatni... niczego więcej, przynajmniej w tym roku nie mieliśmy w planie zobaczyć. Czy jeszcze tu wrócimy? , trudno powiedzieć, ale nie sposób tego wykluczyć... wszak przez cały półwysep trzeba przejechać, żeby w najsensowniejszy sposób dostać się na Kithirę a myśmy z ponownego odwiedzenia tej wyspy jeszcze wcale nie zrezygnowali
.
Teraz jednak kierujemy się na północ, w kierunku Koryntu. To niedaleko, więc niedługo już w Koryncie... błądzimy
. To chyba moja wina
, chyba zbyt duży skrót chciałem zastosować... i nie wyszło. Przy okazji zwiedziliśmy okolice korynckiego dworca od strony peronów
. Na szczęście Korynt to nie Ateny i pomyłkę szybko udało się naprawić. Na kanał koryncki tym razem tylko rzucamy okiem z góry i ponownie po kilku dniach jesteśmy na stałym lądzie. Oby nie na długo...
.
Jest jeszcze dość wcześnie, około 14, jednak postanowiliśmy, że gdzieś w tej okolicy się zatrzymamy i ugotujemy sobie obiad. Tego wieczoru może już nie być na to okazji. Już po chwili zajeżdżam na tereny które kiedyś zapewne były czyimiś plantacjami oliwek, a po wybudowaniu rafinerii, czy czegoś w tym rodzaju, są po prostu okolicznym nieużytkiem. Nam porzucone oliwki posłużą jako parasol ochronny przed słońcem
.
Z tym, że słońce jakby zaszło... niebo zasnuło się cienką warstewką chmur. Mimo to upał nie zelżał, wciąż jest to około 35 stopni. A my ugotowaliśmy sobie dobre jedzenie, posileni i napojeni wyruszamy teraz do Pireusu, na spotkanie z Cykladami
.
Którymi Cykladami... tego tak do końca nie wiemy, nie jesteśmy pewni
. Plan oczywiście był, ale bez doświadczenia w podróżowaniu promami pomiędzy wyspami nie mogliśmy wiedzieć tak do końca jak to wszystko wygląda i jak się nam poukłada. W każdym razie wiedzieliśmy jedno - na jakieś wyspy dotrzeć musimy
. Zanim jednak tam dotrzemy, nabijamy bak do pełna niezwykle tanią (jak na warunki greckie) benzyną....na wyspach z pewnością będzie znacznie drożej. Okazało się, że w okolicach metropolii ateńskiej paliwo jest o przynajmniej 10-15 centów tańsze niż najtańsze gdziekolwiek indziej w Grecji
.
Nie ma co... mam stresa
. Wydrukowałem nawet sobie z internetu mapkę jak dotrzeć do Pireusu i wydaje się to w miarę proste, ale mimo to zimny pot zalewa mi skronie
w miarę zbliżania się do portu. Nie ma siły, jednak tu też się pomyliłem, jednak wiedziony chyba szóstym zmysłem natychmiast orientuję się, że coś jest nie tak, zawracam i już jedziemy dobrze. Ruch jest duży, bardzo trzeba uważać na wszystko... przecież jestem tu pierwszy raz (mam nadzieję że nie ostatni
). Jeszcze kawałek, po jednej stronie ciągle są bloki, białe, oślepiająca biel na tle znów błękitnego nieba... po drugiej stronie morze, zabudowania portowe, jakieś hale, statki, sam już nie wiem co, nie mogę się przecież rozglądać skupiony na jeździe przed siebie. W końcu jest, Pireus, port, rozjazdy, tunele, nabrzeża, gdzie my mamy w ogóle jechać, jak się w tym wszystkim zorientować... w tej chwili wydaje mi się to nieprawdopodobne... Wiedzieliśmy, że są tu numerowane wjazdy na konkretne miejsca na nabrzeżu, cyframi od i do nie wiadomo jakiej. Wjechaliśmy do E2, ale to nie tu, ogromne hale portowe, ciężarówki, zwiewamy. Po chwili widzimy kolejny wjazd, E3, a to już jest w samym centrum Pireusu... ogromne promy stoją jeden przy drugim a któryś z nich na pewno jest nasz... w końcu do odpłynięcia pozostała jeszcze tylko godzina.
Dużo aut, dużo ludzi, każdy pewnie wie po co tu przyjechał, wie dokąd popłynie, wie dokąd się udać... my nie mamy zielonego pojęcia
.Zaraz za bramą budka, ANEK jest na niej napisane. Zatrzymuję się, co z tego że tu zakaz
, zostawiam Małgosię i idę popytać. Okazuje się że bilety możemy kupić przy następnym wjeździe, E4, tam jest budka ANEK dla przewozów pasażerskich. Podjeżdżam te 300 może metrów i staję pod samą budką. Nie ma kolejki, jacyś ludzie podchodzą, odchodzą... podchodzę i ja. Hello, I would like to go with ANEK to Milos, with my car and one more person, how much does it cost? Z biciem serca oczekuję na odpowiedź... no mało to nie jest
30 euro za osobę i 88 euro za nasze niezbyt imponujących rozmiarów auto... ok, one moment, I have to talk with my wife... Podchodzę do Małgosi, 150 euro będzie nas to kosztować, płyniemy? Płyniemy.
Płyniemy na MILOS
.