Metsovo zaliczone, czas ruszać dalej. Wracamy na autostradę i już bezpłatnie docieramy do Joanniny, tam skręcamy na południe. Bardzo ładna jest trasa do Arty, choć kręta, i jak trafi się na jakiegoś tira-zawalidrogę robi się mniej przyjemnie. Chociaż w sumie... o nas też pewnie wielu myśli tak samo
.
Do Arty jeszcze kiedyś zaglądniemy
, na razie chcę jak najszybciej dojechać nad Zatokę Ambrakijską. Jest wczesne popołudnie, więc jest też szansa pierwszej w tym roku kąpieli w ciepłym morzu
. Plaża, na którą dotarliśmy nieopodal Loutro/Krikelos była bardzo mało ciekawa, w dość płytkim tu morzu rosło trochę wodorostów, mimo to chętnie zanurzyliśmy się w nim by nieco się ochłodzić i spłukać z siebie trudy dotychczasowej podróży. Było tu cicho, spokojnie, prawie całkiem pusto, poleżeliśmy więc trochę na piasku, prawie do zachodu słońca... wreszcie mogliśmy w to uwierzyć, znów jesteśmy w Grecji
Nieco zrelaksowani i najedzeni mogliśmy ruszyć jeszcze dalej. Okoliczne pola były podlewane... jedno z urządzeń ustawiono tak, że woda zalewała wąską dróżkę, którą przyszło nam wyjechać z plaży. Z ochotą „podstawiłem” się pod prysznic... niech i nasz pojazd poczuje ochłodzenie
.
Szybko zapadał zmrok. Zależało nam by zobaczyć piękny most na Peloponez jeszcze przy częściowym brzasku, nie zdążyliśmy. Ale nie było czego żałować, most i tak nie jest oświetlony nocą
, a zrobienie mu zdjęcia przy wiejącym silnym wietrze raczej nie byłoby możliwe.
Próba uwiecznienia nocnej Patry.
Cena za przejazd mostem na drugą stronę Zatoki Korynckiej nie zmieniła się, wciąż jest to około 13 euro. Nie zmieniło się też wrażenie towarzyszące przejazdowi tą budowlą... było super. Zaraz za mostem skręcam w jakieś boczne drogi Rionu by nie trafić na płatną autostradę do Koryntu. Przypadkiem chyba trafiam na wzniesioną tu przez Turków twierdzę (w 1499r.), przebudowaną przez Wenecjan. Znajduje się ona tuż obok wciąż działającej, mimo wybudowania mostu, przystani promowej.
Kilka zdjęć z tego momentu w tym właśnie miejscu (z ręki
).
Pozostało nam na dziś przejechać jakieś 60 km na wschód i znaleźć sobie miejsce do spania jak najbliżej Diakofto. Jedzie się fatalnie, bo mimo późnej pory ruch jest duży, droga wąska a tereny cały czas zabudowane. Dlaczego Diakofto właśnie? Ano dlatego, że to stąd można pojechać na wycieczkę wąskotorową kolejką w górę wąwozu Vouraikos, m.in. tę przyjemność odpuściliśmy podczas zeszłorocznego objazdu półwyspu. Teraz chcielibyśmy być w tych miejscach, na które w zeszłym roku zabrakło nam już czasu.
Gdy dojeżdżamy na miejsce jest już około 23. Łatwo natrafiam na niedużą stację kolejki, zatrzymuję się by sprawdzić godziny odjazdu pociągu na jutro. Dobra wiadomość – zamiast 7.15, którą to przepisałem z internetu, jest 7.45 (wg lokalnego czasu 8.45), będziemy mieli rano pół godziny dłużej na wszystko.
Teraz już tylko trzeba znaleźć miejsce do spania... najlepsza byłaby lokalna plaża. Wokół jakieś rozkopy, gdzieś tam znajduję dogodne wydawałoby się miejsce. Nie jest dobre, jesteśmy zbyt blisko domów i zaraz włącza się w zakłócanie spokoju gromada psów. Zwiewamy dalej, właśnie na żwirową plażę, na której ku naszemu wielkiemu zaskoczeniu nocuje, czy raczej mieszka na dłużej chyba z 10 ustawionych rządkiem kamperów. Chciałbym ustawić się w dogodnym miejscu... w tym celu trzeba ominąć kilka z nich jadąc plażą. Chyba ze zmęczenia całym dniem wyłącza mi się lampka ostrzegawcza przed takimi próbami... skutek jest taki, że grzęźniemy przednimi kołami w niedużych otoczakach
A próba wycofania nic nie daje...
No ładnie, dochodzi północ a my zakopaliśmy się załadowanym autem w plaży, może 3 metry od niemieckiego kampera. Tragikomedia
. Nie było nam wtedy do śmiechu, oj nie... Włączam myślenie, może da się odgarnąć te kamyki spod kół do jakiegoś trwalszego gruntu? Próbujemy, grzebiemy z dwóch stron starając się na razie nie robić hałasu. Rowki wyglądają na stabilne, wsiadam więc za kierownicę i delikatnie ruszam, przednie koła załapują opór... udało się
, wyjeżdżamy. Ogarnia nas radość i wesołość na miny Niemców, którzy rano zastaną koło swego pojazdu pięknie rozgrzebaną plażę
.
Nie odjeżdżamy daleko, zostajemy z drugiej strony plaży. Wyciągamy tylko śpiwory, rozkładamy siedzenia i natychmiast zasypiamy.
A taki odcinek udało się nam tego dnia przejechać:
A – nocleg w Macedonii
B – Prilep
C – Bitola
D – przejście graniczne
E – węzeł w Kozani
F – Metsovo
G – kąpiel nad zatoką
H – most na Peloponez
I - Diakofto