W Metsovie jak się okazało nie ma zbyt wiele do pooglądania. Wyczytaliśmy w przewodniku, że warto zejść nieco w dół zbocza, na którym leży miejscowość do XIV-wiecznego monastyru Agios Nikolaos. A że natknęliśmy się na napis i strzałkę właściwie ukierunkowującą chętnych, postanowiliśmy się na ten dół wybrać
. Początkowo nastroje mieliśmy dobre i radosne (o naiwności nieświadomych...), potem troszeczkę zgubiliśmy drogę
. Napotkana para starszych tubylców wskazała nam tę właściwą uliczkę, schodząc, w dole ujrzeliśmy takie coś:
„O, jest” – wykrzyknąłem radośnie... wywołując z trudem skrywane rozbawienie naszych przewodników. Powiedzieli do nas jeszcze coś po grecku, nie zrozumieliśmy, ale łatwo było się domyślić, że to jednak nie to, czego szukamy, i równie łatwo wywnioskować, że do celu mamy jeszcze kawałek drogi
. Idziemy? Idziemy
.
Zeszliśmy niżej
Jeszcze niżej
I jeszcze trochę...
Widoki były wciąż ładne, choć pod słońce
.
A monastyru jak nie było, tak nie ma
.
Natknęliśmy się na wiatę z ławeczkami... zapewne dla strudzonych wędrowców, którym pot zalewa oczy... nam właśnie zaczynał, mimo że szliśmy ciągle w dół...
Jeszcze ciut niżej zauważyliśmy to:
O rany
, jeszcze w dół
. Idziemy? Idziemy
.
I poszliśmy jeszcze w dół, ścieżką, którą mało kto kiedykolwiek chodził. Po drodze minęliśmy strumyk – ujęcie wody dla monastyru.
Kawałek dalej był i sam monastyr, za murami niewiele było widać
Ale było wejście
Więc weszliśmy
Wewnątrz pusto, cicho, kamienie, stare deski, belki... przypomniał mi się bułgarski monastyr Rożeński. Tam jednak mieszkali jacyś duchowni, tu, odnieśliśmy wrażenie mieszkała jakaś rodzina, na progu domostwa leżały dziecięce zabawki... poczułem się jakbym wszedł komuś na podwórko.
Malutki katolikon z XVwiecznymi malowidłami był zamknięty.
Porozglądaliśmy się więc chwilę, jak się okazało obserwowani przez parę oczu, którą Małgosia dostrzegła wewnątrz domu, i wyszliśmy.
Podszedłem jeszcze kawałek w dół, okazało się, że zeszliśmy już prawie na samo dno doliny, którym to łatwo można było się tu dostać asfaltową drogą
. A nas czeka teraz dobre 200 m do góry w upale
.
Cóż... wyjścia nie ma, trzeba iść. Poszliśmy. Ja jak zwykle szedłem pierwszy
Po drodze minęliśmy metsovski cmentarz
A to drogowskaz już w centrum wioski
Miejsce może i warte zobaczenia, ale nie na tyle by poświęcić mu aż tyle czasu podczas wchodzenia i schodzenia, podjazd drogą wydaje się być znacznie sensowniejszym rozwiązaniem
.