Dzień dziewiąty, sobota, 9 sierpnia
To już stało się pewnego rodzaju tradycją czy zwyczajem podczas naszych podróży i wyjazdów, że pierwszą czynnością po przebudzeniu jest podejście do okna i sprawdzenie jaką to mamy dziś pogodę
, w górach ma to oczywiście największe znaczenie..........
Dziś na szczęście pogodzie nic nie dolega
toteż nic nie powinno namieszać w naszych planach. Kolejka zaczyna kursować dopiero o 8.45, zależy nam by wjechać jak najprędzej ale jak dla nas to okropnie późno, nie za bardzo wiemy co zrobić z taką ilością wolnego porannego czasu
. Nieśpiesznie zbieramy wszystkie potrzebne rzeczy, jemy przygotowane śniadanie i około wpół do 8 wyjeżdżamy.
Tą samą trasą co wczoraj docieramy do Borovca, parkujemy na wielkim parkingu i uda jemy się pod stację kolejki. Mimo, że do godziny rozpoczęcia kursowanie pozostało tylko około 20 minut jesteśmy pierwsi
. Ach te zakopiańskie nawyki...............
. W miarę upływu czasu zbierają się ludzie, nawet tworzy się mała kolejka, ale widocznie w Bułgarii musi być trochę tak jak w Polsce, czyli nic nie może zacząć się punktualnie, czas mija a pani kasjerki wciąż nie ma
. Spóźniła się jakieś 15 minut. Trudno, i tak wjeżdżamy dziś pod Musałę jako pierwsi
.
Około wpół do 10 jesteśmy na górze. Świeci piękne słońce, niebo jest bezchmurne, od razu szybkim krokiem kierujemy się wygodną, szeroką drogą w stronę schroniska Musała. Trzeba przejść jakieś 3 kilometry praktycznie bez zmiany wysokości. Słońce przypieka coraz mocniej dlatego w ruch idą nasze chusteczki do nosa, którymi się przed nim chronimy. Po drodze mija nas kilka szybszych osób, chwilę rozmawiamy z jednym gościem w średnim wieku, jak zwykle jest bardzo miło. Nie wiem jak z innymi nacjami, ale jak się przekonaliśmy, nas, Polaków, Bułgarzy zawsze traktują z sympatią................ a może to tak działa magia gór
.
Schronisko Musała (2380 m) jest w fatalnym stanie, to tylko jakaś niewielka drewniana budka
, wokół walają się deski, jakieś narzędzia, ogólnie jedna wielka prowizorka. Zaskoczyło nas to bardzo, dopiero po przyjeździe dowiedziałem się, że jest to efekt pożaru jaki strawił budynek jakiś czas temu. W dolinie są 2 spore jeziora, ruiny jakiejś niedokończonej budowli, oraz duży, budowany właśnie obiekt, czyżby nowe schronisko?. A nad wszystkim góruje piękna, potężna sylwetka szczytu Ireczek
Zatrzymujemy się tu tylko na chwilę, podziwiamy okolicę (starając się omijać wzrokiem efekty cywilizacji), oraz kilka osób które obchodzą jezioro i udają się w kierunku przełęczy i imponującego szczytu. Fajnie byłoby zrobić taką pętelkę.............. ale to raczej trzeba by było być
zawodowcem , albo wyruszać stąd znaaaaacznie wcześniej a nie około godziny 11
. Nam teraz zostaje trasa podstawowa..........
Zaczynamy podchodzenie, najpierw zakosami na kilkudziesięciometrowy próg i osiągamy dolinkę gdzie teren się wypłaszcza, a my nieznacznie zdobywając wysokość, ścieżką kluczącą wśród kamieni mijamy kolejne dwa górskie jeziorka. Przed nami i za nami sporo ludzi (co poniektórzy w adidasach
), cóż spodziewaliśmy się tego, w końcu jest letnia sobota, piękna pogoda, a przed nami............ najwyższy szczyt Bałkanów
.
Wśród podchodzących była grupka Czarnogórców z kolasińskiego PD Bjelasnica
Cały czas powoli się wznosząc wśród surowego kamiennego krajobrazu osiągamy kolejną dolinkę, w której leży Ledenoto Ezero, najwyżej położone jezioro w Rile (2730 m) . Sporo tu śniegu, widocznie wysokość n.p.m. znaczy więcej niż położenie gór na południu Europy. Jeziorko jest ładne, okrągłe, otoczone kamiennymi zwaliskami piargów spadających z wysokich, granitowych, postrzępionych ścian Małkiej Musały i Musały. I jakby dla kontrastu za towarzysza ma okropnie brzydkie, srebrnoblaszane, niewielkie schronisko. Tu chwilę sobie odpoczywamy, choć tak naprawdę nie ma specjalnie po czym
. Ładnie tu, choć na pewno nie można powiedzieć, że pięknie, poza tym na pewno też nie jest tu cicho i spokojnie
. W końcu to taki bułgarski Giewont czy może Świnica.........
Na szczyt już niedaleko, wyraźnie widać drogę podejściową prowadzącą ramieniem kończącym się niżej w dolinie. Właściwie to są dwie drogi podejścia, ścieżka z boku ramienia i oznaczony metalowymi słupkami szlak zimowy, prowadzący górą. Żeby nie było już tak zupełnie łatwo zdobyć Musałę
wybieramy nieco trudniejszą trasę zimową. Prowadzi ona po sporych głazach i jest bardziej stroma, czasem trzeba się złapać przeciągniętej między słupkami stalowej liny.
Tuż przed szczytem szlaki się łączą, otwierają się w tym miejscu widoki na zachód. Okropne tłumy ciągną ku górze, ale co tam, nie zwracamy na to uwagi, to nieważne, jeszcze parę metrów, parę kroków i my też staniemy na szczycie..............
I jest, Musała, najwyższy szczyt Riły, Bułgarii i całych Bałkanów. A na nim, wśród tłumów innych zdobywców, także i MY. Udało się.
Dopisała pogoda, siły i zdrowie, jesteśmy szczęśliwi. I nie przeszkadzają nam ci wszyscy ludzie, kamienny, z wieloma antenami, budynek w miejscu szczytu, blaszany barak w pobliżu, to nieważne. Cel został osiągnięty. To co, że przeszliśmy tylko 600 m do góry, dla nas, a zwłaszcza dla Lidii, każde podejście jest znaczące. Poza tym dziś oboje znaleźliśmy się najwyżej nad poziomem morza w życiu. 2925 m, czy jeszcze kiedyś pokonamy tę wysokość
, czy starczy nam czasu
.
Oczywiście szkoda, że to miejsce, ważny w sumie punkt na górskiej mapie Europy został tak zdewastowany, jest tak łatwo w sumie dostępny i zadeptany. Wiedzieliśmy jak tu jest, no i nie było to dla nas szokiem. Ale i tak musieliśmy przecież tu przyjść............
Mimo, że na Bałkanach nie ma już nic wyżej położonego
, widoki z Musały nie powalają. Jest ładnie i tyle, zresztą widoczność dziś nie jest szczególnie wyjątkowa. Na zachód opadają strome zbocza do doliny rzeki Beli Iskyr, na południe łagodnymi szczytami wiedzie szlak główną Rilską granią, na wschodzie uwaga skupia się na bliskim sąsiedzie czyli Małkiej Musale, za nią rozciągają się łagodne, obłe szczyty Riły Wschodniej. Jak już sfotografowaliśmy i nakręciliśmy wszystko, co się dało, siadamy wreszcie na uboczu na trawie i podziwiamy widoki. Najładniejsze są chyba te na południe w kierunku szczytów Mariszki Vrh, Manczo i Kozi Vrh otaczających dolinę górnej Maricy i leżące w niej jeziorka. To właśnie tędy podchodzilibyśmy na Musałę gdyby nie kursowała kolejka, przecież mogła być równie dobrze w remoncie. Zaplanowałem na tę okoliczność trasę alternatywną, podjechalibyśmy drogą z Borovca do schroniska Marica i stamtąd wyruszylibyśmy na szlak. Wtedy musielibyśmy pokonać ponad 1000 m do góry, sądzę, że na pewno przy wczesnym wyjściu udałoby się nam. Ale było jak było, kolejka działa.
Towarzystwo na szczycie było bardzo międzynarodowe, np. tuż obok nas rozsiadła się para Włochów w średnim wieku, i jak to Włosi, głośno i zapamiętale rozprawiali nad rozłożoną mapą porównując jej zgodność z widokami przed sobą.
Skałkowa trasa z Małkiej Musały
Panoramki w większym rozmiarze:
Widok 1
Widok 2
Nie możemy siedzieć za długo, jeżeli nie chcemy się potem spieszyć musimy schodzić by zdążyć jeszcze kolejką zjechać w dół.
Powrót normalną ścieżką
Ludzie na szczycie Małkiej Musały
Ledenoto Ezero
Zdobyliśmy ją...........
Skałka o nazwie SFINKSA
W drodze powrotnej miały miejsce dwa, a może nawet trzy ciekawe zdarzenia. Najpierw w okolicy mijanych dwu jeziorek zatrzymaliśmy się zaciekawieni zachowaniem kilku stojących nieopodal osób, okazało się, że obserwują oni kozicę
. Poprzyglądaliśmy się i my
.
Nie było to nasze pierwsze spotkanie z górskimi kozicami
. W słoweńskich Alpach Julijskich spotkaliśmy je kilka razy, wtedy mieliśmy okazję podziwiać te zwierzęta po raz pierwszy.
Idziemy na Kanjavec i pierwsze spotkanie, kozica jest baaaaaaardzo daleko
Spotkanie drugie, już całkiem blisko.................
...................i bliżej już się chyba nie dało
No i stadko kozic spotkane podczas powrotu ze Stenara
Drugie zdarzenie miało miejsce niżej, otóż schodząc już z progu do schroniska Musała widzieliśmy w dole przy jeziorze pasące się spore stado koni. Nad jeziorem było też dużo ludzi, jedni odpoczywali po zejściu z góry, inni przyszli tu od kolejki by spędzić dzień nad jeziorem. Nagle całe stado, spłoszone czymś, może jakimś krzykiem, zaczęło przemieszczać się wzdłuż jeziora, potem wręcz biec, wystraszeni ludzie, którzy znaleźli się na ich drodze musieli szybko uciekać. My, choć byliśmy nieco z boku, ale bardzo blisko tej sytuacji też trochę się przestraszyliśmy
, równie dobrze konie mogły jakoś nagle zawrócić i skierować się w naszą stronę. Na szczęście do tego nie doszło, ani nam, ani nikomu nic się nie stało.
No i trzecia niemiła tym razem niespodzianka. Otóż jeszcze nad jeziorem mimo ciemnych, gęstniejących chmur świeciło słońce, ale już po kilkudziesięciu minutach tak w połowie drogi do kolejki niebo zaciągnęło się całkowicie i zaczął padać deszcz. Padał coraz mocniej i mocniej, przyspieszanie kroku nic nie dało, musieliśmy wyciągnąć nasze foliowe płaszcze przeciwdeszczowe. Długo czekaliśmy na zjazd bo oczywiście sporo ludzi zdecydowało się na powrót z Jastrebca w ostatniej chwili. Aż ciekawe czy kolejka faktycznie jeździ tylko do określonej godziny, czy może zwozi jeszcze proszących spóźnialskich
. Na szczęście nie musieliśmy tego sprawdzić
.
Deszcz nie ustawał, do Madżare wracaliśmy w silnej ulewie. W końcu jesteśmy w górach, a tu wiadomo, pogoda zmienną jest. I tak mieliśmy szczęście, że przy ładnej pogodzie udało się nam cieszyć zdobyciem Musały.
Dziś osiągnęliśmy kolejny cel, jeden z głównych celów naszej bułgarskiej przygody
c.d.n.