Dzień siódmy, czwartek, 7 sierpnia
Uważni czytelnicy z pewnością zauważyli, że brakuje odcinka który byłby zatytułowany "dzień szósty"............ Brakuje, bo też w tym dniu nic ciekawego się nie wydarzyło, nic co warto by opisywać. Po prostu po dość męczącej Majlovicy chcieliśmy jeden dzień dać odpocząć naszym nogom i nabrać sił na kolejny dzień w górach. Ale nie było tak, że spędziliśmy go leżąc na łóżkach
, korzystając z pięknej pogody, około południa podjechaliśmy sobie kawałek za Madżare i rozłożyliśmy się nad rzeką w cieniu drzew. Kąpać się nie dało, woda była zdecydowanie za zimna i płytka, ale tak czy inaczej regeneracja sił nastąpiła
Na dziś zaplanowaliśmy wizytę w
Dolinie Siedmiu Rilskich Jezior. Jest to polodowcowa dolina, położona w Rile Północno-Zachodniej, ponoć bardzo atrakcyjna turystycznie. Można do niej dotrzeć dwoma podstawowymi trasami, z Panicziszte niedaleko Saparevej Bani mijając po drodze schronisko Rilski Ezera, oraz bezpośrednio ze schroniska Wada, do którego można dojechać samochodem.
Początkowo planowałem, że skorzystamy z tej pierwszej możliwości, jednak po rozmowie jeszcze w poniedziałek z ojcem naszej gospodyni, zdecydowałem się na tę drugą opcję. Na jej wyborze zaważyły trzy fakty, po pierwsze do Wady było znacznie bliżej, po drugie droga dojazdowa wbrew moim obawom miała być ostrożnie, ale przejezdna dla Skody, a po trzecie wysokość startowa była porównywalna i wynosiła 1500 m.
Wspomnę tu jeszcze parę słów o naszym rozmówcy
. Około 60-cio letni sympatyczny Anglik też lubił góry, trochę nam poopowiadał o Rile, gdzie był i co widział, ale najbardziej na świecie zafascynowany był górami w swoim kraju, tzn chyba miał na myśli Szkocję. Twierdził, że tamtejsze góry, mimo, że nie są jakoś przesadnie wysokie, są bardzo malownicze, ciekawe i warto się z nimi zapoznać. Powyciągał jakieś górskie, angielskie czasopisma i pokazywał nam zdjęcia, różna trasy i szlaki. No nie powiem, ładne były
Dzisiejsza trasa:
Niestety już od rana widać, że pogoda po raz pierwszy od wyjazdu z domu nie będzie nam raczej sprzyjać, jest mgliście, a mgły zamiast z upływem czasu opadać, cały czas wyłażą z lasów i gór i unoszą się coraz bardziej, skutecznie zasłaniając niebo. Nieco tym stanem rzeczy zmartwieni, ale niezrażeni i zdecydowani wyruszamy na spotkanie nowych miejsc. Kierunek jest ten sam co przedwczoraj, w pewnym momencie trzeba zjechać z głównej drogi pod Maljovicę w wąską boczną asfaltówkę, na drzewie przybita była tabliczka z napisem Wada.
Do schroniska jest tylko 4 km, początkowo droga jest w miarę niezła, tylko czasem są wyrwy w asfalcie które łatwo powoli ominąć, potem jest już dużo gorzej, ale co tam, jakoś przejechaliśmy
. W ogóle tu w Bułgarii zauważamy ciekawą prawidłowość, jednocześnie odmienność od krajów byłej Jugosławii, mianowicie tam tak często spotyka się drogi szutrowe, tu w BG szutru jeszcze nie spotkaliśmy (i nie spotkamy), za to asfalt często jest niezwykle zniszczony, w skali niespotykanej nigdzie indziej gdzie byliśmy, a dziurami nikt się zbytnio nie przejmuje, ani tubylczy użytkownicy dróg, ani instytucje odpowiedzialne za taki ich stan.
Parkowanie przy schronisku jest płatne, wynika to z przybitej na ścianie tabliczki, my wzorem kilku innych aut stajemy nieco wcześniej, przy drodze. Sam budynek sprawia smętne wrażenie, jest stary i zniszczony, bez zwłoki wyruszamy na szlak. Przechodzimy mostek, trasa prowadzi szeroką drogą, przejezdną dla terenówek czy traktorów, wśród gęstego, starego, mieszanego lasu w którym przeważają świerki. Prowadzi ona do schroniska Łowna, my po około godzinie i pokonaniu jakichś 200 m pod górę dochodzimy do polanki i rozwidlenia szlaków. Tu skręcamy w w lewo więc schronisko nie jest nam po drodze. Szeroka droga, za potokiem przechodzi w ścieżkę i zaczynamy mozolne podchodzenie stromym, zalesionym grzbietem.
Widoków żadnych, pogoda marna, chmury i mgła nie ustępują. Szlak, sądząc ze stanu wydeptania ścieżki nie jest zbytnio popularny, ale spotykamy kilka razy jakichś ludzi. W końcu wychodzimy ponad granicę lasu, wąska, kamienista, niewygodna ścieżka kluczy w kosodrzewinie. Niezwykle dorodna jest tutaj ta formacja roślinna, tworzy wysoką i splątaną gęstwinę niemożliwą do przejścia
. Po jakichś dwóch godzinach mozolnego i nudnego podchodzenia docieramy do dużej łąki, z której mamy taki widok na góry..........
ale i rośnie tu pełno takich sympatycznych kwiatków
Teraz musimy nieco zejść niżej, cały czas w potężnej kosodrzewinie dochodzimy do pierwszego z siedmiu jezior,
Dolnoto Ezero.
Schronisko Rilski Ezera
Żółw w bułgarskich górach?
A następnie czeka nas strome podejście takim progiem doliny po którym spływa piękny, szeroki wodospad
Odnosimy wrażenie, że w tych górach, w Rile, wszystko jest większe, rozleglejsze, odleglejsze niż w Tatrach. Poza tym w znanych nam już nieco wapiennych górach Chorwacji, Czarnogóry, Słowenii, krajobraz jest zupełnie inny, suchy, kolczasty, tu wszędzie jest pełno wody, spływają wodospady, wszędzie widać jakieś jezioro. Tu czujemy się dziwnie, bo niby wszystko podobne jest do Tatr, a jednak inaczej, większe odległości do przejścia, nawet ten próg doliny jest jakiś szerszy i wyższy.
No ale w końcu udało się nam i jego pokonać. Przed nami schronisko Sedemte Ezera, leżące nieopodal
Ribnoto Ezero, jesteśmy na wysokości 2170 m n.p.m. Przed nami też morze namiotów
.
No ten widok wrył nas niemalże w ziemię, takiej ogromnej ilości namiotów w górach jeszcze nie widzieliśmy. Bułgarskie i rilskie zwyczaje w górach naprawdę są zaskakujące
. Mimo tego, że miejsce w którym jesteśmy śmiało można porównać do naszej Doliny Pięciu Stawów bo i nazwa podobna
i jeziorka i okolica w podobnym stylu, jednak nawet mimo tej ilości namiotów jest tu jednak spokojniej, na pewno nie ma tylu ludzi. No ale może to efekt w sumie nienajlepszej nadal pogody
.
Siedzimy sobie trochę na skałkach w pobliżu schroniska i jeziorka, szkoda, że paskudne chmury nie chcą choć na chwilę odsłonić nam okolicy i prawdopodobnie pięknych widoków na otaczające dolinę szczyty. Obserwujemy ruch przyschroniskowy i leniwe spędzanie czasu przez mieszkańców tak licznych namiotów na zboczu. Ale musimy ruszać bo skoro jest tu aż siedem jezior, warto by zobaczyć trochę więcej niż tylko dwa
Po drodze mijamy źródełko a na kamieniu widzimy taki tajemny znak
a na drugim taki napis
To do tego właśnie źródełka przychodzili mieszkańcy namiotów by uzupełnić zapasy wody.
Obserwujemy też taką scenkę
By zobaczyć kolejne jezioro nie musieliśmy iść daleko,
Ezero Trilistnika leży tylko nieco wyżej od poprzedniego.
A jeszcze nieco wyżej rozłożyło się przepiękne, duże, wydłużone
Ezero Bliznjaka
Na Jeziorem Bliznjaka góruje ostry, skalisty szczyt HAJDUTA, 2465 m n.p.m.
Ezero Bliznjaka prawie w całości
Teraz musimy podejść nieco więcej i wtedy naszym oczom ukazuje się
Ezero Byrbeka
Nad nim porozkładało się dość sporo ludzi, dalsza droga bowiem jest stroma i prowadzi już na grań główną, tu jest już koniec doliny. Tu też jak i inni postanawiamy sobie zrobić porządny odpoczynek połączony z konsumpcją z trudem wniesionego jedzonka
. No i tu właśnie zabrakło prądu w naszych aparatowych akumulatorkach
, tzn już w drugiej parze.......... działały na tyle, że można było zrobić zdjęcie, ale przy próbie zbliżenia zoomem aparat się wyłączał. Dlatego dokumentacja fotograficzna od tego momentu jest trochę niekompletna
. Wtedy Lidia wpadła na pomysł, żeby po powrocie do Polski kupić na zapas kartę 1 gb do naszej kamery. Przydała się ona półtora miesiąca później żeby uwiecznić co nieco w Pocitelju i Blagaju, choć jak może niektórzy czytelnicy pamiętają, efekty zdjęciowe z kamery nie porażały jakością
.
Naszym dzisiejszym celem miała być położona na grani przełęcz Razdeła, ewentualnie jakiś najlepszy punkt widokowy w jej okolicy, jednak ze względu na panujące warunki, chmury i mgłę, rezygnujemy z podejścia. To nie ma sensu, stamtąd i tak nic nie zobaczymy, szczyty skryte są w chmurach i ani na moment nie chcą nam pokazać swych kształtów
. Ale ponieważ nie jest jeszcze późno, po jakiejś godzinie "popasu" decydujemy się podejść wyżej by zobaczyć jeszcze jedno, szóste jezioro doliny,
Ezero Okoto. Podejście jest strome, wyraźnie widać, że tak jak i cała dolina jest niezwykle popularne bowiem ścieżka jest szeroka i rozdeptana. A samo jezioro, jak jezioro, niestety oprócz tafli wody nic już więcej nie widać
toteż zdjęcia nie dało się zrobić. Za to widać pojawiające się na niej coraz częściej spadające krople wody, nie ma na co czekać, trzeba wracać.
Tablica informacyjna przy jeziorze
Ogólne Dolina Siedmiu Rilskich Jezior zrobiła na nas baaaaardzo dobre wrażenie, piękne jeziora, piękna okolica, szkoda tylko, że nie mogliśmy tego wszystkiego podziwiać w pełnej, słonecznej krasie.........
. Z pewnością jest to miejsce popularne i może być zatłoczone, choć wygląda na to, że to głównie drogę z Panicziszte wybierają ci, którzy chcą ją odwiedzić. Można jej dać etykietkę odpowiednika tatrzańskiej Doliny Pięciu Stawów, ale która piękniejsza
, trudno orzec, na pewno każda ma swój niezaprzeczalny urok
.
Na szczęście deszcz tylko nas postraszył zatem bez przeszkód i pośpiechu mijamy kolejne jeziora mijamy schronisko i namiotowisko. Dopiero jak jesteśmy przy ostatnim jeziorze zaczyna potężnie grzmieć, z tyłu za nami, nad górami przetaczają się ponure, czarne chmury. Niby już schodzimy, oddalamy się od najwyższych partii gór, staramy się przyspieszać, ale przecież to nic nie da
, co ma być to będzie. Mijamy część kosodrzewinową, i schodzimy coraz niżej lasem, burza nie ustaje, ale na razie nie pada. Zaczyna kropić dopiero gdy jesteśmy już nisko, niedaleko połączenia naszej drogi ze szlakiem do Łownej, przy potoku. Tu spotykamy samotną kobietę, która właśnie ze względu na deszcz przepakowuje swój potężny plecak i ubiera cieplejsze, przeciwdeszczowe ubrania. Oczywiście nawiązujemy rozmowę, zaskoczeni, gdzie ona o tej porze i w taką pogodę wybiera się w górę, a zdziwienie nasze potęguje fakt, że nie jest już najmłodsza
, trudno to było ocenić, ale na pewno przekroczyła już sześćdziesiątkę. Rozmowa toczy się po rosyjsku, pani bardzo dobrze włada tym językiem, ale nie jest to dziwne, skoro jak twierdzi skończyła filologię rosyjską
. Okazuje się, że należy ona do tzw Białego Bractwa, jakiejś organizacji religijnej której zasad działania nie znamy i właściwie poznać nie chcieliśmy i do tej pory nie usiłowałem zgłębić tego tematu więc nie będę się na ten temat rozwodził. W każdym razie dowiedzieliśmy się, że te wszystkie namioty przy schronisku zamieszkiwali członkowie Bractwa, co roku organizują sobie takie zgromadzenie w tym miejscu, odprawiają jakieś modły, czy jak to tam nazwać. Pani twierdzi, że deszczu się nie boi, za godzinę tam na miejsce zajdzie (nam to zajęło około dwóch i pół
) ale nie mamy powodu jej nie wierzyć, gdyż jak twierdzi, zna te góry jak własną kieszeń. Nawet doradza nam krótszą drogę zejściową na przełaj przez łąkę i las do Wady, ale mimo wszystko wolimy nie ryzykować. Pani była bardzo sympatyczna, rozmawialiśmy jakieś 15 minut, opowiadała, że była kiedyś w Polsce, a my, że to nasza dziewicza wyprawa w celu poznania bułgarskich gór. W tym czasie rozpoczyna się prawdziwa ulewa, na szczęście krótkotrwała, również wyciągamy nasze przeciwdeszczowe płaszcze i ślizgając się po powstałym błocie i mokrych korzeniach schodzimy do samochodu. Jeszcze powolny zjazd wybojami i jesteśmy niedługo w domu.
To był miły, sympatyczny dzień, szkoda, że nie dopisała pogoda
. Żałujemy, bo czy jeszcze kiedyś dane nam będzie tu wrócić
Na koniec, 3 dzisiejsze panoramki w większym rozmiarze
Widok na Ribnoto Ezero spod schroniska
Widok Ezera Bliznjaka z brzegu jeziora
Widok Ezera Bliznjaka z góry
c.d.n.