Czwartek, 8 września c.d.
No to Mykeny mamy zaliczone, czas ruszać dalej. Trochę nam zeszło, około 4 godziny na plątanie się wśród starożytnych kamieni, właśnie minęło południe a upał stał się nieznośny. Wracając, mijamy wioskę Mykines, jest tam sporo sklepów z pamiątkami, tawerny... nie zatrzymujemy się tam, najlepszą tawernę mamy w bagażniku a pamiątką będą zdjęcia
.
Nigdy wcześniej nie sądziłem, że można nie znaleźć zabytku. Naiwny byłem....
. Może dlatego, że mało do tej pory znaliśmy Grecję. Nie mówię tu o jakiejś nieznanej i nieznaczącej, przypadkiem wygrzebanej kupce kamieni, mówię o równie starym jak Mykeny, dokładnie opisanym w przewodniku Tirynsie
. No ale od początku.....
Tiryns, podobnie jak Mykeny, był miastem-cytadelą powstałym na szczycie niewysokiego pagórka w tym samym okresie i otoczonym potężnym cyklopim murem. Przed wiekami pagórek znajdował się nad samym morzem, obecnie zatoka Argolidzka nieco się skróciła i ruiny twierdzy leżą wewnątrz lądu. Już wcześniej zdecydowaliśmy, że miejsce to prawdopodobnie będzie ciekawsze niż starożytne Argos, które nie znalazło się zatem na naszej trasie. Tak więc z Myken niespiesznie jedziemy szeroką, równą i pustą szosą na południe, w kierunku miejscowości Nea Tiryntha, nad którą jak się spodziewaliśmy będzie wznosił się wspomniany pagórek z twierdzą. Kilkanaście km minęło szybko, dojechaliśmy do Nowego Tirynsu i co? Pagórek owszem, jest, nawet całkiem spory, ale zamiast ruin i cyklopich murów widać tam tylko kamienie i zeschniętą trawę.... ewentualnie jakieś anteny
.Drogowskazy owszem, też jakieś były, ale nie takie jakich oczekiwaliśmy, pokręciliśmy się po okolicy to tu, to tam, w efekcie zamiast na szczyt wzgórza, trafiliśmy do jego wnętrza
. Znaleźliśmy kolejny, tym razem tirynski tolos
Ten był malutki i prowadziła do niego, wśród jakichś ogrodzonych siatką działek, wąziutka szutrówka. Było tak wąsko i wszystko wokół tak zagrodzone, że nawet nie było jak zawrócić... kilometr jechałem na wstecznym
.
Na poszukiwaniach starożytnego Tirynsu straciliśmy godzinę i trochę nas to wkurzyło
. Ponieważ teraz już nie mieliśmy pojęcia gdzie on może się znajdować, zrezygnowaliśmy z odwiedzin. Teraz wiem, że szukaliśmy w złym miejscu, podobno ruiny są bliżej Argos a górka ma tylko kilkanaście metrów. Tak czy inaczej, wciąż nie mam zielonego pojęcia gdzie to jest
.
No cóż, zatem pora udać się do kolejnego miejsca które koniecznie trzeba odwiedzić będąc na Peloponezie. Parę kilometrów stąd leży bowiem Nafplion, spore miasto z ładną starówką i dwiema twierdzami na ograniczających ją od południa wzniesieniach. Właściwie jest jeszcze trzecia, malutka twierdza na wysepce, ale tam nie ma jak się dostać... no i nie widzieliśmy takiej potrzeby. W środku upalnego dnia nie było tu nawet jakiegoś ogromnego ruchu, chwilkę pokręciliśmy się po centrum i udało mi się znaleźć świetne, zacienione miejsce parkingowe (bezpłatne) tuż obok starówki. Ruszamy więc na podbój Nafplionu
.
Dzieje miasta sięgają czasów mykeńskich. Na niższym ze wzgórz, Akronapflia, na półwyspie wcinającym się w wody zatoki odkryto resztki murów z tamtego okresu. Od VIII w. p.n.e. ze względu na dogodne usytuowanie był tu port. W VI w Bizantyjczycy założyli tu biskupstwo i umocnili fortyfikacje. Od XII w twierdzę przejęli Frankowie, dwa wieki później nastał okres panowania weneckiego, którzy osuszyli bagienne tereny pod twierdzą i założyli miasto. Krótki okres rządów tureckich zostawił ślad w postaci meczetu na starówce, następnie tereny te znów przeszły w weneckie ręce. Wtedy to powstała ogromna twierdza Palamidi oraz malutka Bourtzi na wysepce u wejścia do portu. Po upadku Wenecji miasto znów znalazło się w rękach Turków i pełniło funkcję garnizonu a po odzyskaniu przez Grecję niepodległości było przez kilka lat stolicą młodego państwa.
Najpierw idziemy w kierunku twierdzy Akronapflia.
Ale na nią nie docieramy
, po południowej stronie półwyspu znajduje się miejska plaża Nafplionu i koniecznie musimy na takie zjawisko popatrzeć
.
Ładnie stąd widać wyższe wzniesienie z twierdzą Palamidi