Czwartek, 4 sierpnia c.d.
Z Volos na zachód jedzie się wygodną szeroką czteropasmówką. Za niespełna 20 km jest wjazd na autostradę, można też jechać na północ, do Larisy, zwykłą drogą, tą, którą przyjechaliśmy. Wydaje się, że nie wjechać na autostradę jest tak banalnie proste, że nie zwracam większej uwagi na znaki, zapewne też zagadaliśmy się na jakiś niezwykle istotny temat
. W efekcie... nagle okazuje się, że nie tylko na autostradę właśnie zaraz wjedziemy, a dodatkowo pojedziemy nią w przeciwną stronę niż chcemy, na południe
. Nie no, taką głupotę to nie wiem jak mogłem zrobić
, nadkładać ileś tam km nie bardzo mam ochotę, dlatego staję i bez namysłu zaczynam cofać na tym jednym pasie którym zakręca się i wjeżdża na estakadę autostrady.... Na zakręcie kiepsko się widzi do tyłu
, co prawda staram się jechać jak najbardziej prawą stroną, ale nie zmienia to faktu, że z tirem nie było tak łatwo się minąć
. A było tych tirów kilka, ich kierowcy donośnym trąbieniem wyrażali głęboką zapewne dezaprobatę dla moich poczynań, czemu zresztą wcale się nie dziwię
.
No dobra, skoro już musimy to pojedziemy autostradą do następnego zjazdu, ale przynajmniej we właściwym kierunku.... Po chwili zjeżdżam i już jedziemy normalna drogą do Larisy, gdzie nie mamy wyjścia i na autostradę musimy wjechać ponownie. Musimy też zapłacić 1 euro na pierwszej bramce przed wąwozem Tembi i 2,80 euro na drugiej, tuż za nim. Potem znów zjeżdżamy przed Leptokarią i za Litohoro kontynuujemy jazdę zwykłą drogą wybrzeżem. W końcu skręcam i po parunastu kilometrach dojeżdżamy do naszego dzisiejszego celu, ruin starożytnego miasta Dion.
O Dionie Małgosia wyczytała już w zeszłym roku gdy wracaliśmy ze Skiros i podjechaliśmy sobie do Prionii. Jednak wtedy nie chciało się już nam, a zwłaszcza mi
, niczego zwiedzać. Dlatego teraz nadarzyła się okazja, by w to miejsce zaglądnąć
.
Współczesny
Dion jest zwyczajną rolniczą wioską. Jednak w starożytności był głównym sanktuarium Macedonii i sporym miastem otoczonym murami. Pierwsze wzmianki o sanktuarium Demeter pochodzą z V w. p.n.e. , następnie powstały inne sanktuaria w których czczono Zeusa, Artemidę, Dionizosa i Afrodytę. Pod koniec tegoż wieku powstało nieopodal miasto, otoczone następnie potężnymi murami o obwodzie 2,6 km. Miasto istniało również w czasach rzymskich a w IV w. n.e. zbudowano tu pierwszą bazylikę chrześcijańską. Ostatnie wzmianki o Dionie pochodzą z X wieku kiedy to kres miastu położył najazd plemion z północy, następnie trzęsienie ziemi, lawina błotna i powódź. Pierwszych odkryć archeologicznych dokonano w 1929 r. i obecnie Dion jest największym terenem archeologicznym w Grecji.
Tak się złożyło, że dojeżdżając do Dionu skierowaliśmy się najpierw w pobliże muzeum. Postawiłem samochód w cieniu wysokich topoli i zanim udaliśmy się na zwiedzanie trochę się posililiśmy i przygotowaliśmy sobie zapasy picia na kilka godzin które zamierzaliśmy tu spędzić. Właśnie minęła godzina 11, zatem upał dzisiejszego dnia właśnie osiągał swoje największe natężenie, czyli zwyczajowe 35 stopni
, nie mieliśmy innego wyjścia jak dzielnie to znieść... Bilety do muzeum i na teren wykopalisk kosztowały 6 euro. Sugerowałoby to, że będzie ciekawie, i rzeczywistości właśnie tak było, zarówno muzeum jak i bardzo rozległy teren wykopalisk bardzo się nam spodobały
, bardziej niż w Pelli, a już nieporównanie bardziej niż w Olincie....
Tak więc najpierw wchodzimy do całkiem sporego muzeum. Na zewnątrz zgromadzono płyty nagrobne z diońskiej nekropolii.
Wewnątrz można obejrzeć zarówno mozaiki, jak i posągi, małe figurki, oraz sporo mis i innych naczyń.
Ciekawy jest instrument będący podobno prekursorem organów
. Pochodzi z I w. p.n.e.