Dzień siódmy (czwartek) 16.08 - Kanjon Mrtvicy
,
Tę wycieczkę wymyśliłem właściwie w ostatniej chwili, na kilka dni przed wyjazdem z domu. Studiując niezawodne i pełne informacji
summitpost.org strony natrafiłem kiedyś na
tę stronę o kanionie Mrtvicy, ale dopiero wtedy, przed wyjazdem stwierdziłem, że przecież możemy się tam wybrać bo nie jest to ze Stavnej daleko.
Zawsze przydają się nam takie dni, częściowo odpoczynkowe (czy raczej mniej męczące) po jakichś dłuższych wejściach, ale takie, żeby jednak coś ciekawego i nowego zobaczyć
Na mapie którą dysponowaliśmy nie było żadnego oznaczenia tej atrakcji turystycznej, nawet słowa kanion a była to mapa Czarnogóry według nas najlepsza z tych wszystkich które można w Polsce dostać. Możemy się tylko domyślać ile nieopisanych ciekawych i mało znanych miejsc kryje Czarnogóra.
Znowu wyruszamy samochodem w kierunku Kolasina, zauważyłem, że z każdym przejazdem tą wąską i wiodącą w większości wśród zabudowań drogą robię się coraz sprawniejszy w pokonywaniu zakrętów i mijaniu jadących z naprzeciwka
Naszym celem jest miejscowość Medurijecje, położona przy głównej drodze do Podgoricy, kilka km za monastyrem Moraca, przy ujściu rzeki Mrtvicy do Moracy. Do Kolasina jest pusto, potem na głównej drodze jest już spory ruch, w końcu to pełnia sezonu, duże korki są zwłaszcza w przeciwną stronę za ciągnącymi się pod górę w stronę przełęczy tirami. W ogóle to jest dziś okropnie gorąco, jeszcze rano i na położonej na 1700m Stavnej było OK, teraz już około godziny 10 panuje nieznośny upał.
Mapka dojazdu do Kanionu, na żółto zaznaczono trasę samochodową, na zielono trasę przebytą pieszo
Mijamy monastyr, jedziemy dalej, coś chyba już za daleko, czuję, że chyba przejechaliśmy. Zawracam i pytam stojącego na poboczu policjanta z radarem o Mrtvicę, on trochę nie bardzo wie o co mi chodzi, jaki w ogóle kanion?, ale stwierdza w końcu, że faktycznie o 1 km zajechaliśmy za daleko. Na coś się oni jednak potrafią przydać...........
No i po tym jednym kilometrze widzę wąską, krótką dróżkę pokrytą starym asfaltem, gwałtownie opadającą z szosy w kierunku rzeki Moracy, skręcam, przejeżdżamy drewniany mostek i po chwili parkujemy na łące gdzie stoją już 2 namioty i auta ze Słowenii i z Polski. Jesteśmy przy samym ujściu Mrtvicy
Wychodzimy z samochodu, nigdzie nie ma cienia w którym mógłbym go zostawić, będzie musiał smażyć się cały dzień w piekielnym żarze lejącym się z nieba
Łatwo odnajdujemy drogę do kanionu, są oznaczenia szlaku i czerwone tabliczki. Wynika z nich, że do kamiennego mostu na Mrtvicy ufundowanego przez księcia Daniłę II Petrovica i nazwanego jego imieniem mamy 40 minut drogi.
Wąską ścieżeczką wśród kolczastych zarośli i w ogromnym upale idziemy wzdłuż rzeki i faktycznie w prawie 40 minut dochodzimy do mostu. Jest wąski, dwuprzęsłowy, sprawia bardzo romantyczne wrażenie. Obok znajduje się wmurowana, stara, kamienna tablica, z której z trudem (niewyraźna cyrylica.......
) odczytujemy, że most powstał dla upamiętnienia matki księcia. Rzeka przeciska się tu wśród głazów, ma znaczną głębokość i fantastyczny zielony kolor, a w jej wodach pływają spore ryby. Podchodzę kawałek w górę rzeki do resztek małego, drewnianego młyna zbudowanego na potoku wpływającym do Mrtvicy, teraz wyschniętym. Wracam i idziemy dalej, z ustawionej w tym miejscu tabliczki wiemy, że do początku kanionu mamy jeszcze godzinę i 10 min.
Kamienny most księcia Daniły
Czyste i miejscami głębokie wody Mrtvicy
Ścieżka prowadzi lasem wśród kamieni, dość stromo w górę, po około 500 m dochodzimy do szutrowej drogi. Skręcamy w lewo i idziemy nią lekko pod górę około 2 km. Nie widzimy co prawda oznaczeń szlaku, ale jestem przekonany, że idziemy dobrze. Panuje upał wprost nie do zniesienia, powoli zbliża się południe. Ja to jeszcze jakoś znoszę, ale Lidia, bardzo wrażliwa na wysokie temperatury powodujące u niej m.in. silne puchnięcie nóg obwiązuje sobie głowę chusteczkami i polewa wodą
Jedząc znalezione po drodze nie znane nam gatunki jabłek prawie usmażone lejącym się z nieba żarem dochodzimy do zabudowań. Dom, budynki gospodarcze, poletko kukurydzy, sad, ogródek. Droga, którą idziemy jest zastawiona bramą, wchodzi na podwórko. I tu dopada nas konsternacja. Widzimy niedalekie już wejście do kanionu, ale którędy tam dojść?
Początek kanionu Mrtvicy
Czyżbym jednak pomylił drogę?. Wydaje się to zupełnie niemożliwe, ale co tu robić, w obejściu nie ma nikogo więc nie możemy o drogę zapytać, wracamy. Szukamy oznaczeń szlaku, ale nie ma. Uszliśmy już prawie całe 2 km z powrotem i nie ma innej drogi, ani ścieżki, która mogłaby prowadzić do naszego celu. Zastanawiając się stwierdzam, że musi to być tam, trudno, najwyżej zapytamy, czy możemy przejść przez podwórko. Idąc trzeci raz tą samą drogą dostrzegamy jednak na kamieniach wyblakłe czerwone kółka w białych obwódkach, prawie są niewidoczne. Przynajmniej mamy pewność, że to jest ta droga. Otwieramy bramę, wchodzimy na czyjeś gospodarstwo, przechodzimy prywatną drogę, podwórko, nikogo nadal nie ma, idziemy dalej, przechodzimy przez drugie podwórko domu wyglądającego tym razem na letniskowy. Jakieś 300 m dalej widzimy drewnianą tablicę z napisem Kanjon Mrtvice, netaknuty kutak Prirode. OK, to jest to.
Upał jest koszmarny, powoli nawet ja mam dosyć. Nie powiewa żaden zefirek, nie zadrży żadna trawka. Liczymy na to, że w wąskim kanionie i w cieniu skał gdzie rzadko (albo wcale) dociera słońce da się lepiej żyć. W dole widzimy wąski, drewniany most, prowadzący jak wynika z tabliczki do wsi Mrtvo Duboko, ale my idziemy dalej. Jak się dowiedzieliśmy potem, przez ten most prowadzi droga do jeszcze jednego, mniej znanego kanionu jakiegoś dopływu Mrtvicy. Zagłębiamy się w wąski, skalisty kanion, jak do tej pory od wyjścia od samochodu nie spotkaliśmy NIKOGO
Wąska ścieżka prowadzi raz w górę, raz w dół, jest duża wilgotność, a drzewa obrośnięte zwisającymi mchami i porostami wyglądają nierzeczywiście i bajkowo. Najwięcej takich drzew jest w okolicy miejsca nazwanego Kapija Żelja, do którego w dół aż do rzeki prowadzi wąska ścieżeczka. Piękne, romantyczne i ciche miejsce.........
Zejście do Kapiji Żelja, panująca w tym miejscu wilgoć sprawiła, że pnie i gałęzie drzew porośnięte są mchem
Małe jeziorko w nurcie Mrtvicy
Kapija Żelja i napis który zastaliśmy w jej 'wnętrzu'. Jako, że nie jesteśmy niestety biegli w języku w którym został wyrażony to tylko domyślamy się co znaczy. Może ktoś będący z tym językiem 'za pan brat' mógłby pomóc
Idziemy dalej, w pewnej chwili wyprzedza nas pięcioosobowa grupa Serbów, porządnie wyekwipowani i niesamowicie spoceni z głowami obwiązanymi jakimiś koszulami jakby byli w turbanach, planują zapewne nocleg przy Kapetanovym jeziorze (1670 m n.p.m.) w górach Moracke Planine.
My wiemy, że tam nie dojdziemy, naszym celem jest wykuty w skale 50 m nad rzeką chodnik wykuty przez byłą Jugosłowiańską Armię. Pytam jednego z Serbów, czy do tego miejsca jest jeszcze daleko, odpowiedź, że jakieś dwie godziny sprawia jednak, że musimy zrezygnować. Jest już około 15.00 a czeka nas jeszcze powrót. Idziemy jeszcze tylko kawałek, kanion staje się już całkiem skalisty, wąski, nie ma już właściwie wcale drzew. Z wielkim żalem zawracamy, straciliśmy 2 godziny przez błądzenie na początku. Idziemy powoli tak sobie rozmyślając o tym jaka droga prowadziła do kanionu, przez czyjeś zamknięte bramą podwórko
Jeszcze dwa czy trzy lata temu nie uwierzylibyśmy gdyby ktoś próbował nam o takich miejscach opowiedzieć. Rzucam taką myśl, że Czarnogóra to jednak kraj dla odpornych turystów.................. Śmiejemy się, a ta myśl będzie nam już towarzyszyć do końca tego wyjazdu. Bardzo chciałbym jeszcze kiedyś tu wrócić, będzie po co planować kolejną wyprawę do Czarnogóry...........
Powrotna droga przebiega sprawnie, upał już nieco zelżał ale i tak jest okropnie. Chłodzimy się polewając wodą wypływającą z rury przy zamkniętym domu, przy tym zamieszkałym nadal nie ma nikogo
Chwilę odpoczywamy przy kamiennym, książęcym moście obserwując pływające w krystalicznej wodzie ryby. Gdy dochodzimy do samochodu jest już prawie 19.00, mimo to z chęcią zanurzam się w zimnej wodzie rzeki Mrtvicy aby trochę zmyć z siebie pot i kurz całego dnia. Na łące jest spora grupa młodych ludzi, jak się okazuje Czechów, mają zamiar przenocować i rano wybrać się do kanionu. Pytają nas o szczegóły drogi, a także czy nie widzieliśmy węży, których się obawiają. Ale my widzieliśmy tylko kilka małych jaszczurek.......... Początkowo zagadują nas po angielsku, mimo, że na samochodzie mamy naklejkę PL, ale po kilku koślawych zdaniach z obu stron
przechodzimy na swoje języki i komunikacja przebiega już dużo sprawniej
Wsiadamy do samochodu i wracamy do domu, oczywiście część drogi pokonujemy w żółwim tempie wlokąc się za podjeżdżającą pod górę starą ciężarówką. Temperatura skodowego silnika w takich przypadkach niebezpiecznie dochodzi do czerwonego zakresu, ale wreszcie wjeżdżamy na przełęcz. To miejsce nazywa się Crkvina i leży na wysokości 1045 m, z Kolasina wjeżdża się łatwo bo różnica poziomów jest niewielka, ale z przeciwnej strony, z Podgoricy jadące załadowane ciężarówki potrafią ją nieźle zablokować.
Po drodze zauważam tabliczkę z napisem Osreci i poniżej, cyrylicą: Tali 12 km i 3 sata choda......... Może cel na jeden z następnych dni.........? albo wyjazdów..........?
Przyjeżdżamy pod nasz Eko Katun i naszym zdziwionym oczom ukazuje się wielki autokar stojący pod bramą. Ma czeską rejestrację i jest pusty, pasażerowie widocznie już porozlokowywali się po wolnych domkach bo siedzą przy ławkach restauracji. Nie jest ich aż tyle żeby wypełnili cały autobus, naliczyliśmy około 25 osób. Myśleliśmy, że pewnie pójdą jutro na któregoś Koma, ale okazało się nazajutrz, że już wcześnie rano opuścili domki, przyjechali zatem tutaj tylko na jedną noc.
cdn...............