Dzień pierwszy, 31 lipca, sobota c.d.
Wracamy, mijamy spore Baia Mare, przegapiłem stację benzynową na wjeździe do miasta sądząc, że na pewno zatankujemy przy wyjeździe z niego..... pomyliłem się
, stacji nie było, a my jedziemy już na właśnie zaświeconej rezerwie. No nic, jakoś to będzie
, co tam benzyna, skoro tuż przed nami nieopatrznie pominięta rok temu kraina tradycji i drewnianych budowli....
Maramuresz. Prawdopodobnie i tak trafilibyśmy tu w tym roku, jednak pogląd na ten region dała nam relacja
Franza, w przewodniku leży kartka z wypisanymi miejscowościami które odwiedził i różnymi uwagami
. Tak więc, skoro tu jesteśmy, pierwszą miejscowością, którą odwiedzimy my, będzie Surdesti.
Surdesti słynie z wpisanej na listę UNESCO świątyni św Archaniołów, zbudowanej w 1724 r. z dębowego drewna bez użycia gwoździ. Jeszcze do niedawna jej 54-ro metrowa wieża była najwyższą drewnianą budowlą w Europie, teraz zajmuje 3 miejsce wyprzedzona przez inne nowo zbudowane świątynie. Malowidła wewnątrz pochodzą z początku XIX w.
Nie było trudno trafić do kościoła, przy drodze stoi charakterystyczny dla takich zabytków drogowskaz. Wąziutką dróżką wśród drewnianych domków i ukwieconych ogródków zjeżdżamy nad potoczek niedaleko którego stoi drewniana budowla. Pusto tu, oprócz nas jest tylko jedno auto jakichś niemieckich turystów. Zanim pójdziemy zapoznać się z naszym pierwszym drewnianym kościołem Maramureszu, schodzę nad potoczek by umyć sobie ręce i spoconą twarz. Wchodzę na mokry, okrągły kamień i dokładnie w tym samym momencie wykonuję nagły i niekontrolowany ślizg na jego mokrej powierzchni
. Nie trwało to nawet ułamka sekundy, a już jestem prawie cały mokry, boli mnie porządnie uderzone kolano i łokieć.....ładnie się zaczyna
. Tak naprawdę miałem sporo szczęścia, mogło to wyglądać zupełnie inaczej..... No nic, trzeba się częściowo przebrać w suche rzeczy, dopiero po tym chwilowym opóźnieniu idziemy przyjrzeć się kościołowi z bliska.
Jest otwarty, nikt nie pobiera żadnych opłat, w środku dwóch chłopaków zakłada, czy może naprawia nagłośnienie. Kościółek jest malutki, od razu sprawia na nas bardzo dobre wrażenie, zarówno swoim klimatem jak i położeniem w dawnym, teraz zdziczałym sadzie śliwkowym. Tak naprawdę trudno opisać odczucia i wrażenia po wejściu do tak starego, drewnianego wnętrza, o charakterystycznym zapachu i grubo ciosanych ławkach pokrytych kolorowymi narzutami, o malutkich, krzywych okienkach i skrzypiącej podłodze. Tak, warto było tu przyjechać by to zobaczyć, by poczuć tę atmosferę tradycji i autentyzmu.... bardzo ciekawe miejsce
.