Dzień 6 (środa) 15.08 - Kom Vasojevicki
,
Zdecydowałem, że najwyższy czas odpocząć trochę od samochodu, w końcu przez ostatnie dni sporo przejechaliśmy. Już od świtu widzimy, że pogoda jest bardzo sprzyjająca, mięśnie wczoraj odpoczęły i już wcale nie dają nam się we znaki
Szybko się zbieramy i wychodzimy. Naszym dzisiejszym celem jest Kom Vasojevicki, góra o wysokości 2461 m n.p.m., z naszego katunu mamy tylko około 750 m do góry. Długo się wcześniej zastanawialiśmy na który Kom się wybrać, z opisów i rad
Typa (który był na obu
) wynikało, że ciekawszy i z lepszymi widokami jest Kucki. My jednak decydujemy się na Vasojevicki, głównie dlatego, że jest bliżej, no i trochę dlatego, że łatwiej.
Początkowo idziemy trawiastym, z góralska mówiąc 'upłazem' czyli Stavną, mijamy katun w którym widać i słychać krzątających się ludzi, szczekają psy, pieją koguty. Nie jest już aż tak wcześnie, słońce zdążyło już dźwignąć się nieco ponad horyzont więc owce i krowy zostały już ze swych zagród wygonione na pastwiska położone pewnie wysoko w górach. Przy katunie stoją jakieś ciężarówki, widzimy też prowizoryczne, drewniane bramki do gry w piłkę nożną. Jakość murawy nie jest zapewne idealna ale tak przychodzi mi na myśl, no w końcu Czarnogóra jest już niepodległa, ma własną ligę, będzie wystawiać własną reprezentację, to niech się chłopaki szkolą....... nawet na Stavnej może znajdzie się jakiś talent?
Kom Vasojevicki (2461 m n.p.m.)
Kom Kucki jest po lewej (2487 m n.p.m.) i Kom Ljevorijacki po prawej (2469 m n.p.m.)
Dochodzimy do podstawy naszej góry, ścieżka na Kom Kucki odchodzi nieco w dół i bardziej w prawo w kierunku doliny Medukomlje i przełęczy oddzielającej oba Komy, my idziemy kamienistą ścieżką zboczem naszego Koma. Podchodząc coraz wyżej odsłaniają się nam coraz ciekawsze widoki, pięknie widać połoninowe grzbiety nieodległej Bjelasicy, nieco bardziej w lewo i już w oddali pojawia się Sinjajevina i pasma Morackich Planin.
Szlak prowadzi przez pewien czas prawie po równym, z tyłu za Lidią widać ścieżkę wzdłuż zbocza, która przyszliśmy. Teraz zaczyna się pierwsze mocniejsze podejście pod górę, ale w dalszym ciągu nie zmieniamy kierunku drogi
Panorama Bjelasicy
Widok na Morackie Planine (na drugim planie), z przodu widać grzbiet Ljuban
W pewnym momencie ścieżka (którą jak nam się wydaje chodzą głównie owce
) skręca pod kątem 90 stopni w kierunku wschodnim i wspina się zakosami po bardzo stromym trawiastym zboczu. Już definitywnie opuściliśmy ostatnie drzewa, jeszcze czasem napotyka się kosodrzewinowe zarośla. W końcu po około dwóch i pół godzinach od wyjścia dochodzimy do małej przełączki, jak dowiadujemy się z wmurowanej w skałę tablicy nosi ona nazwę Verina Previja (od imienia Vera, dziewczyny, która na Komie zginęła) i jest na wysokości 2245 m. Siedzimy tu i odpoczywamy z pół godzinki, w tym czasie z góry schodzi grupka 6 Serbów płci obojga.
Grupka Serbów na przełęczy Verina Previja
W dole Stavna
Dalsza droga prowadzi bardzo stromym, trawiasto skalistym zboczem, ścieżka pokonuje je krótkimi zakosami. Nadal mam nieodparte wrażenie, że jest ona głównie dziełem pasących się owiec, można to stwierdzić po licznych ich śladach i podobnie licznych.......... odchodach
W końcu dochodzimy do miejsca, z którego pięknie widać imponującą północno-zachodnią ścianę Koma i sam niedaleki już szczyt.
Upragniony CEL jest już na wyciągnięcie ręki , musimy ominąć ostatnią 'wyrwę'
Chwilę potem do niego dochodzimy, jest super, chociaż słońce często skrywa się za dość licznymi chmurami. Wpisujemy się do zeszytu, jest on nowy, dopiero niedawno założony, zatem niewiele jest wpisów, żadnych polskich nie stwierdzamy
Podziwiamy piękne widoki zwłaszcza na niekończące się łańcuchy Prokletji........ Wczoraj tam byliśmy, próbujemy domyślać się co gdzie leży, ale mając do dyspozycji jedynie naszą drogową 'trzysetkę' nie jest to łatwe. Nawet położenia niedalekiego przecież osławionego szczytu Maja Jezerces nie jesteśmy na 100 procent pewni.
Widoki w kierunku Prokletji na zbliżeniach, niestety nie udało się z nich stworzyć panoramy....
Szczyt Koma Vasojevickiego przypomina nam nieco durmitorskie Sljeme, z jednej strony pionowe kamienne urwisko, z drugiej łagodniejsze trawiaste zbocza.
Idziemy wzdłuż grani szczytowej dalej, w pewnym momencie na szczyt dochodzi rodzina, rodzice i dwójka nastolatków. Jesteśmy zaciekawieni co to za ludzie też wybrali się na Koma, nieczęsto przecież się w czarnogórskich górach kogoś spotyka. My odeszliśmy nieco od głównego wierzchołka w kierunku Koma Kuckiego bo tam lepiej było go widać, rozłożyliśmy się ze statywem, kamerą i plecakami.
Pierwszą rzeczą jaką nowoprzybyli robią to wyciągają z puszki zeszyt z naszym świeżym wpisem. Mimo, że odeszliśmy spory kawałek słyszę 'To są Polacy!'. Zatem spotkaliśmy rodaków......... I tu specjalnie opiszę to spotkanie, bo to było jedyne takie podczas tego wyjazdu. Z przykrością muszę stwierdzić, że czytane co pewien czas na forum nieprzychylne relacje ze spotkania z rodakami w Chorwacji i opinie na ten temat nie były wyssane z palca, właśnie nam przytrafiło się coś bardzo podobnego.
Czekaliśmy, że oni, dowiedziawszy się z naszego wpisu o naszej wspólnej narodowości podejdą do nas, wymienimy nasze wrażenia i doświadczenia z górskich wędrówek. Nie doczekaliśmy się jakiegokolwiek przyjaznego gestu, pozdrowienia, w ogóle niczego takiego. Oni wiedzieli, że jesteśmy z Polski, nie wiedzieli, że my wiemy skąd oni są. Na szczycie nie było oprócz nas nikogo. Ludzie ci nie śpieszyli się z zejściem żeby można było powiedzieć, że może nie znaleźli czasu na rozmowę bo np jeszcze dziś musieli wrócić do Polski. Zachowywali się wręcz odwrotnie, unikali bliższego kontaktu.
Widząc, że do spotkania i rozmowy jednak nie dojdzie odeszliśmy dalej, powoli przesuwaliśmy się wzdłuż grzbietu Koma. Nasi rodacy skwapliwie korzystając z 'wolnego miejsca' poruszali się za nami cały czas utrzymując jednakową, bezpieczną odległość. Gdy wreszcie usadowiliśmy się w ostatnim sensownym widokowo miejscu i widać było, że dalej już pójść nie zamierzamy, zawrócili i zaraz zebrali się do schodzenia. Zostaliśmy sami z lekkim uczuciem niesmaku. Rozumiem, że gdy idzie się wśród tłumów w szpilkach i z reklamówkami nad Morskie Oko nie pozdrawia się ich wszystkich. Ale tu, w dość jednak dalekim i nieczęsto odwiedzanym przez Polaków miejscu tak nieżyczliwie i po prostu dziwnie się zachować to dla mnie niepojęte.
Wiem, ktoś może powiedzieć, że to my mogliśmy podejść, pierwsi zacząć rozmowę. Naprawdę, z sytuacji wynikało co innego, a widząc takie zachowanie w ogóle straciliśmy ochotę na jakikolwiek z nimi kontakt.
OK, to może już na tyle tej niemiłej dygresji, powróćmy do doznań i wrażeń bardziej przyjemnych.........
Siedzimy na szczycie w sumie chyba ze 3 godziny, w końcu do domu jest bardzo blisko. Rzadko zdarza się nam takie wyjście w góry, żebyśmy mogli być na szczycie o znacznej w sumie wysokości aż tak długo i to przy pięknej, letniej pogodzie. Spokojnie siedzieć i w pełni chłonąć i podziwiać piękno roztaczających się wokół widoków i to jeszcze w ciszy i samotności, właściwie wspólnej samotności - to właściwie to, po co chodzimy w góry.
Przełęcz Medukomlje
Ale to co dobre też się kończy, około 15.00 wyruszamy z powrotem. W okolicach Verinej Previji spotykamy pasące się spore stado owiec, a na zboczu poniżej kilkuosobową grupę miejscowych młodych chłopaków prawie wbiegających na szczyt. Towarzyszy im jeden starszy mężczyzna występujący chyba w roli przewodnika, jak się okazuje mówi trochę po polsku i dobrze nas rozumie. Po raz kolejny spotykamy się z dużą sympatią i życzliwością ze strony Czarnogórców.
Schodzimy już całkiem nisko, do podnóża góry dochodzi para młodych ludzi z ogromnymi plecakami, zapewne bądą tu nocować. A my zmęczeni ale zadowoleni wracamy do domu. Mimo małego zgrzytu, to był naprawdę piękny, udany, bezproblemowy dzień
cdn..............