Poszukamy jednak też trzeciej plaży, o nazwie Agalipa, do której był drogowskaz przy skrzyżowaniu. To jednak już nie jest tak proste, mniej więcej z mapy domyślamy się gdzie plaża mogłaby się znajdować, jednak ani sensownie wyglądającej drogi, ani innego znaku do niej kierującego już nie ma
. No nic, skręcamy w boczną leśną dróżkę wyglądającą w miarę porządnie, jedziemy raz trochę w górę, raz w dół, raz w lewo , potem w prawo, cały czas przez wspaniale pachnący i szumiący na silnym wietrze piniowy las. W końcu, droga praktycznie się kończy a morza nie widać
, no trudno, spróbujemy kawałek podejść. Niestety, podejście na górkę mówi nam tylko tyle, że jesteśmy gdzieś w środku lasu a do morza to jeszcze baaaardzo daleko
. No trudno, odpuszczamy, plaży nie znaleźliśmy, ale skoro już tu jesteśmy, to przynajmniej nie męczeni przez wiatr zjemy sobie śniadanie
.
Najedzeni i umyci
wracamy do "głównej" (asfaltowej
) drogi i kierujemy się na południe. Mijamy okolice Atsitsy , wybrzeże i położone nieopodal drogi kamienisto żwirowe plaże nie są szczególnie zachęcające do zatrzymania
. Sama miejscowość jest malutka, cicha, i zapewne także i w sezonie nie przyciąga tłumów.
Jedziemy dalej, z mapy wiemy, że niedaleko, za półwyspem mamy szansę znaleźć coś dla nas ciekawego, plażę o nazwie Aliko. Drogowskazu nie zauważamy
, a gdy docieramy już do Agios Fokas wiem, że już zajechałem za daleko. W tej okolicy bardzo widoczne są skutki ogromnego pożaru który strawił tę część wyspy zapewne kilka lat temu, jeszcze przyroda nie zdołała poradzić sobie ze zniszczeniami
, wszędzie sterczą kikuty martwych drzew.
Wracamy zatem uważnie wpatrując się w las czy nie znajdziemy tu gdzieś drogi do plaży której szukamy, w końcu jest. Zauważamy nawet przewrócony drogowskaz, taki sam, jaki skierował nas do Kareflou, nic więc dziwnego, że za pierwszym razem go przeoczyliśmy. Dróżka jest bardzo kiepska
, z wystającymi kamieniami, dlatego jadę bardzo powoli i ostrożnie. Mijamy oczywiście pięknie pobieloną kapliczkę
,
ale po chwili...... nasza droga jest zagrodzona, prowadzi do jakiegoś pastwiska
. Hmmmm trochę to dziwne, w końcu drogowskaz do plaży był, ale czyżby podobnie jak to miało miejsce w zeszłym roku na
CRESIE, by do niej dotrzeć mielibyśmy sobie otwierać i zamykać bramki
. Nawet jeżeli, jakoś się nam tym razem nie chce, zwłaszcza że kawałek dalej są jakieś pasterskie szopy, widać też stojący samochód..... , wracamy. Próbuję jeszcze jednego podjazdu sensownie wyglądającą kamienistą drogą, ale nie, też niczego nie osiągamy a zjazd w dół po kamieniach jest tak stromy, że znów, jak 2 tygodnie temu w okolicy bośniackiego Orlovackog Jezera boję się, czy dalibyśmy radę podjechać. Zawracam, wyjeżdżamy stąd.......
c.d.n.