Wcale nie było takie pewne czy w końcu uda się nam tutaj dotrzeć. Wypadek z psem, ale nie tylko to, spowodował że wymyślaliśmy różne koncepcje na zakończenie naszych tegorocznych wrześniowych wakacji. Kusił nas Olimp, kusiły plaże Pilionu, oczywiście wciąż jeszcze nieodwiedzone Meteory.......ostatecznie zdecydowaliśmy jednak się na Skiros. Wyspa to wyspa , poza tym, jak nie teraz, pewnie nigdy nie zdecydujemy się, by na nią popłynąć.....
Tak więc nowy dzień, przywitał nas właśnie na plaży Kalamitsa, niedaleko wąziutkiej dróżki do Linarii. Poniedziałkowy prom odpływa stąd wcześnie rano, stąd poranny ruch, przejechało niedaleko nas kilkanaście samochodów. Poza tym słychać było pianie kogutów, beczenie pasących się w pobliżu owiec i plusk małych falek rozbijających się o plażę. Miejsce naszego noclegu nie było szczególnie urokliwe, płaska dolina porośnięta trzcinami, podzielona na działki i działeczki będące głównie pastwiskami, otoczona wzgórzami porośniętymi roślinnością sucholubną. Ale małe, kwadratowe, białe, typowe greckie domki, to było coś, od czego trudno było nam oderwać wzrok....naprawdę tu dotarliśmy, naprawdę się udało, jesteśmy na greckiej wyspie .
Nie spieszymy się, nie ma takiej potrzeby. Pomysły na dziś były różne, wygrał ten, by korzystając z pięknej pogody odwiedzić miasteczko Skiros a potem poszukać sobie pustej plaży na popołudnie i nocleg .
Na tej wyspie właściwie wszędzie jest blisko . Najpierw robimy sobie rundkę po leżących na kawałku płaskiego wybrzeża, również składających się z białych domków osiedlach Magazia i Molos, zaglądamy na tamtejsze plaże, najlepiej znane i najbardziej zagospodarowane.