Dzień drugi, sobota, 11.08 - podróż c.d.
Rano budzimy się jak jest już prawie całkiem jasno i dopiero teraz widzimy, że wybrane na nocleg miejsce nie było najszczęśliwsze. Jakieś śmieci, telewizory, lodówki walają się wśród drzew
Czyżby to była jeszcze Polska.........
no nie, to już południe Węgier. W tym względzie sprawdziło się znane powiedzenie, które można w tym przypadku przerobić na: 'Polak, Węgier dwa bratanki........... do wyrzucania śmieci gdzie popadnie'
. Na razie nie pada, wyspani ruszamy po chwili dalej. Niestety to była tylko krótka opadowa przerwa, zaraz zaczyna się ulewa, którą częściowo przeczekujemy na stacji benzynowej uzupełniając paliwko. Ale granica H/HR już jest niedaleko. Przekraczamy ją na przejściu Dravaszabolcs/Donji Miholjac i przez Nasice jedziemy do granicy z BIH w Slavonskim Brodzie. Trasa jest sympatyczna, niewielki ruch (może spowodowany tym, ze jest sobotni poranek
), częściowo wiedzie zalesionymi wzgórzami i w związku z tym jest kręta. W Slavonskim Brodzie długo szukamy wjazdu na graniczny most, okazuje się, że można tego dokonać tylko jedną drogą, prowadzącą z kierunku Zagrzebia, wszystkie uliczki do niej dochodzące zostały pozastawiane. Od razu trzeba było jechać jak kierują znaki, ale ja nie, pojadę skrótem, będzie szybciej..........no i nie było
. Czekamy długo na odprawę, na moście w obie strony stoją potężne kolejki samochodów. Zastanawiają nas ich rejestracje, są prawie z całej Europy, Norwegia i Estonia to chyba najbardziej 'egzotyczne'
. Nie spodziewałem się takiego towarzystwa na niezbyt w końcu popularnym (tak myślałem) przejściu.
Na szczęście nie pada i wygląda na to, że już nie będzie
. Chmury rzedną i czasami przebija się nawet słońce. Jedziemy powoli, żeby czasami nie nadziać się na bośniacką policję, w końcu to główna droga, środek sezonu. Ale wbrew obiegowym opiniom, tak jak i podczas wrześniowych, posezonowych przejazdów, nie zauważyliśmy w czasie drogi ani jednego patrolu. Trochę obawiałem się tej trasy
, że będą kontrole, duży ruch, korki, TIRy, itp., nawet miałem opracowany objazd bocznymi drogami, ale nie korzystamy z niego, bo jedzie się całkiem przyjemnie po pustawej drodze
.
W pewnej chwili zatrzymujemy się na parkingu, dużym placu, w dole płynie rzeka Bosna, obok jest mały przydrożny bar. Rozprostowujemy kości, jemy. Obok baru, jak wynika z napisu serwującego jagnięcinę, obserwujemy małego baranka przywiązanego do słupa (jaki śliczny
). Po chwili z baru wychodzi człowiek i na naszych oczach wielkim nożem podrzyna mu gardło........ zwierzę nawet nie zdążyło zapiszczeć czy wydać jakiegokolwiek innego dźwięku, a już po chwili zwisa przywiązane do gałęzi a krew powoli kapie........Teraz rozumiemy powiedzenie 'zachował się jak baran, ani be, ani me'. Ale widok jest dla nas tak przykry, że natychmiast wsiadamy do samochodu i odjeżdżamy
.
Kilkadziesiąt kilometrów przed Sarajevem wjeżdżamy na budowaną autostradę, samo miasto mijamy jak zwykle nie zatrzymując się, jedziemy dalej w kierunku Focy i przejścia Hum/Scepan Polje. Droga do przejścia nadal jest wąska, ale w porównaniu z 2005 i 2006 ma znacznie poprawioną nawierzchnię, są duże fragmenty nowego asfaltu i tylko jeden krótki szutrowy odcinek. No i trzeba uważać bo jest duży ruch, co chwilę zza zakrętu wypada jakiś rozpędzony, zwykle bośniacki samochód
. Na przejściu zatrzymujemy się, podziwiamy piękny w słońcu kolor rzeki Trsy, spływających po niej co chwilę ludzi w pontonach, no i odświeżamy się nieco w zimnej, właściwie lodowatej wodzie.
Czarnogóra - droga pod Prutas w Durmitorze
Po godzinie ruszamy dalej, czeka nas jeszcze jedna z najwspanialszych tras po jakich dane nam było dotychczas jechać, czyli 'tunelowy' kanion Pivy
. To już trzeci raz tą trasą, ale pierwszy przy tak słonecznej pogodzie, jest oczywiście przepięknie. Jedziemy sobie wolno, parę razy zatrzymujemy się, wspominamy, porównujemy co się zmieniło. W tym roku jest bardzo mały poziom wody przed zaporą, a za zaporą nie ma wody prawie wcale, rzeka po prostu nie płynie, stwierdzamy, że to chyba z powodu upalnego lata. Ale żeby aż taki był wpływ kilkutygodniowych upałów i braku opadów.........
Jadąc kolejnymi tunelami stwierdzam, że nie mam jednego światła, na szczęście mam zapasową żarówkę to potem sobie wymienię. W Czarnogórze wprowadzono obowiązek jazdy na światłach przez całą dobę i właściwie prawie wszyscy do przepisów się stosują, ale nader często widać samochody jadące tak jak ja, z jednym światłem mijania, stwierdzam zatem, że w wyglądzie zewnętrznym samochodu nie różnię się zanadto od tubylców
. Mijamy dwa auta po wypadku, właściwie stłuczce, ale stoją na środku drogi w oczekiwaniu na policję tak, że tylko auta osobowe są w stanie przejechać, natomiast autobus i inne większe busy stworzyły już mały korek. No i w końcu docieramy do osławionego skrętu na Trsę no i tym razem włączam kierunkowskaz i skręcam, to będzie nasz pierwszy przejazd tą trasą. Z żalem opuszczamy nieziemskiej urody kanion Pivy i wąską asfaltówką wijącą się wśród skał i tuneli wspinamy się ostro pod górę omijając leżące co kawałek większe i mniejsze kamienie.
Jest pięknie, wspaniale, bardzo się cieszymy, że się nam udało tu przyjechać i wreszcie znów jesteśmy w górach
.
Droga jest cały czas wąska, ale na szczęście pusta, spotkaliśmy tylko kilka samochodów. Mijamy Trsę, osadę złożoną z kilku domów i powoli suniemy w kierunku Sedla, czasem mijamy jeszcze inne pojedyncze zabudowania, oraz jadące z przeciwnej strony samochody. Dookoła rozpościerają się rozległe pagórkowate, pokryte zrudziałą trawą tereny. Jesteśmy coraz wyżej więc otaczają nas chmury, temperatura spada do 8 stopni C, czasami kapie jakiś deszcz. Musimy dojechać co najmniej do Todorov Do, skąd wychodzi łatwy
i krótki szlak na Prutas, nasz jutrzejszy cel. W końcu dojeżdżamy, domyślam się, że to jest to miejsce widząc jakiś dom i zagrody dla owiec, sama góra zaś spowita jest chmurami. Ale podjeżdżamy jeszcze kawałek dalej chcąc znaleźć dogodne miejsce na nocleg.
Po kilku kilometrach dojeżdżamy w najwyższy jak na razie punkt trasy i parkujemy na małym placyku przy tablicy upamiętniającej jakiegoś wspinacza, który zginął w górach. Droga cały czas jest asfaltowa, widać że asfalt tutaj został położony niedawno. Widać stąd niedalekie już Sedlo, mniej więcej w połowie drogi do niego asfalt się kończy. Robi się coraz ciemniej dlatego powoli szykujemy się do spania co wymaga wyciągania pewnej ilości rzeczy z tylnego siedzenia i upychania ich po kątach a niektóre zostają nawet na noc na zewnątrz........ Wieje dość silny wiatr, jest trochę chmur i robi się coraz zimniej. Tę noc spędzimy na najwyższej dla nas jak do tej pory wysokości, oceniam ją na około 1850 m., czyli około 100 metrów wyżej niż w zeszłym roku w schronisku 'Smreka' pod Titov Vrhem w Popovej Sapce w Macedonii
Zasypiając mamy przed sobą piękny widok oświetlonego przez księżyc Sedla i górującej nad nim Sedlenej Gredy co daje nam nadzieję na przyjazną pogodę jutro
.
Jest to nasz powrót po dwóch latach w te górskie rejony. Przyjechaliśmy tu, żeby zrealizować dwa cele: przejazd sławną drogą z kanionu Pivy przez Trsę i Sedlo do Żabljaka oraz zdobycie Prutasa, góry będącej symbolem Durmitoru, na co wtedy zabrakło nam czasu
Zanim zatem opowiemy o naszym górskim lecie 2007, w kilku następnych odcinkach powspominamy i opiszemy durmitorskie wędrówki sprzed dwóch lat
c.d.n..........