Mijamy miasteczko Amfilohia i niedługo docieramy do autostrady. To zaledwie 30-sto kilometrowy odcinek, zatem nie jest płatny. Mijane okolice nie są jakoś piękne czy ciekawe, dlatego droga mija raczej na rozpamiętywaniu tego co się nam przytrafiło i jak po powrocie do domu sobie z tym poradzić......
Autostrada, na której trwają prace wykończeniowe szybko się kończy, ładniejsze widoki zaczynają się dopiero gdy droga dociera do wybrzeża. Wtedy, po raz pierwszy w życiu widzimy dziwnie zamglony, tajemniczo wyglądający półwysep Peloponez...... no i prowadzący nań, pięknie srebrzący się w słońcu most Rion-Antirion
Chyba zbytnio zapatrzyłem się na ten most...... a może to Peloponez ma tak przyciągający wpływ
, w każdym razie mimo, iż wcale nie mieliśmy zamiaru na niego jechać, daję się bezwolnie prowadzić drodze, przegapiam znaki i już za chwilę mijamy tablice informujące że zaraz będzie punkt poboru opłat za przejazd mostem
. Dopada mnie przerażenie, ale nie ma szans by wycofać, nie ma szans by zawrócić......powoli dojeżdżamy do bramek
. Nie podjeżdżam jednak od razu pod nie, skręcam na malutki parking tuż obok by zebrać myśli. No cóż, nieuwaga i bezmyślność kosztuje, jak przejedziemy na drugą stronę to i będziemy musieli albo wrócić też mostem, albo wrócić przez półwysep dalszą drogą aż przez Ateny albo...... pozwiedzać w kilka dni kawałek Peloponezu......
Takie możliwości byśmy mieli, ale nawet nie zdążyliśmy sobie ich dobrze uzmysłowić bo już po chwili poszedł do nas uśmiechnięty Grek z obsługi czy ochrony mostu i spytał jaki problem mamy.....
. Szybko zaczynam mu tłumaczyć że popełniłem błąd, wcale nie chcieliśmy tu wjechać, mieliśmy jechać dalej wzdłuż wybrzeża do Nafpaktos. "No problem" mówi Grek, musimy tylko wypełnić jakieś papiery, dać dokumenty i oni chętnie nas wypuszczą z pułapki bez ponoszenia jakichkolwiek kosztów
. Mówiąc szczerze, zatkało mnie. Tyle się naczytałem o nieprzychylności Greków, o niechęci do turystów..... ten przypadek z uczynnym człowiekiem z obsługi mostu na Peloponez bardzo, ale to bardzo pozytywnie nas zaskoczył.......
Jak powiedział, tak i się stało. Dałem dokumenty samochodu, paszport, dziewczyna z budki wypełniła dokument w którym zobowiązałem się podpisem że opuszczę teren mostu wyjazdem wskazanym przez obsługę i już za chwilę faktyczne wyjechaliśmy jakąś dróżką, pod prąd, za szlaban i znaleźliśmy się na zwykłej drodze. Jeszcze kilka zdjęć mostu na który prawie wjechaliśmy
, uzupełniam paliwo i ruszamy w dalszą drogę.
c.d.n.