napisał(a) kulka53 » 03.01.2011 09:44
Droga z Lefkady do miasteczka Vonitsa jest płaska, i ma przyzwoitą nawierzchnię. Wreszcie mogę rozpędzić nasz pojazd do zwykłej dla nas i dla niego prędkości około 90 km/h. Wszystko mamy mniej więcej na dziś obmyślone i zaplanowane, dokąd dojedziemy, co zobaczymy. Mijamy jakieś ogrodzone łąki, przy drodze rosną kolczaste zarośla, prowadzę spokojnie, Małgosia przymyka oczy...... nie widzi tego, że z boku, z prawej strony, nagle na drogę wbiega wielki pies.....
To były ułamki sekund, prawdopodobnie nawet nie zdążyłem wcisnąć hamulca. Potężne uderzenie i zwierzę znika pod maską. Niewiele z tego pamiętam, jedynie dobiegające spod auta hałasy i dźwięki łamanych plastikowych części, które pozostają za samochodem rozsypując się po asfalcie. Małgosia otwiera oczy, jak później mówi, była przekonana że wjechałem w jakąś dziurę. "Pies", mówię do niej, "pod auto wpadł nam ogromny pies......."
Toczymy się dalej jeszcze kawałek, za łagodny zakręt, w szoku nie bardzo wiedziałem co się dzieje. Zatrzymuję samochód, wysiadam w przekonaniu, że zobaczę na zderzaku wielką krwawą masę...... nie widzę nic. Nic oprócz tego, że zderzak jest połamany i że brakuje tablicy rejestracyjnej. "Nie mamy numeru", mówię do mojej towarzyszki, "wracamy, musimy wrócić". Zawracam, staję z boku drogi. Na asfalcie nie ma nic, nie ma krwi, nie ma zwierzęcia, jak to możliwe, pytam sam siebie, ale i tak nie to mnie interesuje najbardziej. Zbieramy resztki plastikowych części, nie wiem po co ale tak przecież trzeba, może jakoś się je poklei, myślę naiwnie, może nie będzie nic widać. Zabieram pogięty numer, kilka samochodów zdążyło już po nim przejechać...... Otwieram maskę...... zgroza.......
Gruba stalowa belka chroniąca silnik z przodu nie jest już prosta, jest wygięta w wielkie U. Chłodnica nie jest na swoim miejscu, jest przesunięta i też ma ślady po uderzeniu. Na szczęście nic nie cieknie...... ale czy tak będzie dalej? Staramy się nie panikować, pozbierać myśli, jakoś ocenić i przeanalizować to co się stało. Nie miałem szans by tego uniknąć, to wiem na pewno. Z drugiej strony, gdybym jechał ułamek kilometra wolniej, albo i szybciej, tej sytuacji by nie było...... właśnie mijalibyśmy już Vonitsę. Co byłoby gdyby.... te rozważania nie mają już znaczenia, jest to co jest.