Dzień czternasty, 17 września
Dziś czeka nas właściwie tylko błogie lenistwo , co można bowiem robić na Lefkadzie, wyspie, której główną atrakcją są piękne plaże? . No tak, można jeszcze wejść na jej najwyższy szczyt , w końcu ma ponad 1100 m i nie jest tak daleko od miejsca gdzie jesteśmy, ale tak naprawdę nie bierzemy tego pod uwagę. Jak już kiedyś tam wcześniej wspomniałem, na urlopie też czasem trzeba odpocząć i dziś nadszedł ten właśnie dzień
Mimo to wstajemy jak zwykle, wcześnie rano, no, może nie tak całkiem jak zwykle, bo tym razem jest już jasno . Poranek jest ciut chłodniejszy niż wczorajszy wieczór, no ale to nic dziwnego, słońce, które dopiero co wstało, jeszcze długo nie oświetli plaży Gialos, musi wzejść na tyle wysoko, by nie zasłaniały jej wyrastające nieomal z morza góry. Poranna toaleta i bez pośpiechu zjedzone śniadanie nie trwają długo, wyjeżdżamy z plaży tak wcześnie, że niektórzy z naszych "współlokatorów" jeszcze nie wstali, a niektórzy dopiero zabierają się za śniadanie. Jedni z nich, młodzi, sądząc po numerach auta Austriacy machają do nas uśmiechając się gdy ich mijamy. To było naprawdę bardzo miłe
W pocie silnika gramolimy się na górę, nie było tak źle, asfalt to asfalt, ale gdyby był zamiast niego szuter, podjazd nie byłby tak bezproblemowy . Mijamy uśpione Athani i kierujemy się na południe, naszym pierwszym celem na dziś jest sam koniuszek półwyspu Lefkatas, miejsce gdzie wg legendy do morza rzuciła się nieszczęśliwie zakochana poetka Safona.