Dzień dwunasty, 15 września
Noc przebiegła spokojnie, nie byliśmy przez nikogo niepokojeni, ruch samochodowy na pobliskiej drodze był na tyle znikomy, że w ogóle go nie słyszeliśmy, natomiast autostrada na tyle daleko i głęboko w wyciętych skałach, że też nie dała nam się wcale we znaki. Na dzisiejszy poranek plan był następujący, wstajemy skoro świt, tylko się pakujemy i jak najszybciej uciekamy z deszczowej i pochmurnej głębi lądu na mamy nadzieję słoneczne i ciepłe wybrzeże
.
Żeby uciekać jak najszybciej, najlepsza byłaby autostrada
. Tym razem nie zawahaliśmy się z niej skorzystać, zwłaszcza, że właściwie nie było sensownej drogi alternatywnej na tym odcinku. Poza tym obiło mi się o uszy (tzn gdzieś wyczytałem na cro.pl
), że Via Egnatia jest wciąż bezpłatna, okazało się to prawdą. Tak więc około 6 rano, w całkowitych ciemnościach, wjeżdżamy na tę trasę, a do przejechania nią mamy zaledwie około 50 km.
Odcinek minął szybko i bez większych problemów, w kilku występujących na trasie tunelach zwalniałem do przepisowych 80 km/h (mniej więcej
), ruchu nie było prawie wcale. Tereny które mijaliśmy nieco przypominały mi jazdę tym odcinkiem autostrady w Chorwacji który wiedzie przez Małą Kapelę. A jak góry, to wiadomo, zjazdy i podjazdy, a jak autostrada to są one może i łagodne ale baaaaardzo długie. No i wciąż obciążona porządnie Skoda na tych podjazdach oczywiście słabła na tyle, że miejscami nie dało rady jechać szybciej jak 70-80 km/h
.
Autostradę opuszczamy zjazdem Neochori/Paramithia, teraz kolejne 50 km lokalnymi drogami dzieli nas od naszego pierwszego na dziś celu. Jest całkiem pusto, jedzie się dobrze przez porośnięte gajami oliwnymi wzgórza, powoli wstaje dzień. Około 8 rano jesteśmy już w Pardze. Mijamy ją, musimy znaleźć sobie dogodne miejsce na zjedzenie śniadania i poranną toaletę, może uda się to na jakiejś fajnej pustej plaży?
Oczywiście nasze przypuszczenia się sprawdziły..... o ile rano ruszaliśmy pod niebem całkowicie przykrytym chmurami, o tyle nad samym morzem było przepiękne, bezchmurne i błękitne niebo. Gdy wyszło słońce, zaraz zaczęło porządnie przypiekać. Zjeżdżamy na plażę o nazwie Agia, poniżej wioski o tej właśnie nazwie......sporo poniżej
. Wiedzie tam wąziutka i miejscami zniszczona asfaltówka, właściwie nie mieliśmy złudzeń co tam na dole zastaniemy, no ale chcieliśmy się naocznie przekonać. Również i tym razem nasze przypuszczenia sprawdziły się co do joty..... na dole, całkiem ładna plaża zabudowana była domami i obstawiona parasolkami. Zwiewamy stamtąd tak szybko, że nawet nie pomyśleliśmy o zrobieniu zdjęcia
. Po stromym podjeździe zatrzymuję się tuż przed ponownym wjazdem na główną drogę i tam, na wielkim piaszczystym placu jemy nasze dzisiejsze śniadanie.