Jak zwykle na zakończenie relacji przedstawimy krótkie podsumowanie opisanego wyjazdu
.
Podczas tych wrześniowych wakacji w 2019 roku przejechaliśmy około
4900 km, w tym:
- na Kalimnos – około 210 km
- na Lipsi i Agathonisi – około 50 km
- na Patmos – około 180 km
- na Karpathos – około 400 km
- na Kasos – około 60 km
Trasa do/z Pireusu to jak zawsze około 2000 w jedną stronę, choć dzięki nowemu odcinkowi autostrady w Macedonii i przejazdowi przed Belgrad zyskaliśmy w sumie około 50 km
.
Całkowity koszt wyjazdu zamknął się w kwocie
5500 zł. Dużo
, ale wyjazd był trzytygodniowy to raz, a dwa – trochę popływaliśmy promami
.
Tak więc 5500 (około 1200 zakupionych euro), a w tym:
- paliwo – około 1700 zł
- opłaty drogowe (SRB, MK, GR) – około 200 zł
- promy – około 3200 zł
- noclegi – równe 0 zł
- zakupy na miejscu i wstępy – około 400 zł
To był taki prawie jubileuszowy bo 15 wyjazd do Grecji, jeden z dłuższych, a najdłuższy od 2013 roku kiedy to wyjechaliśmy na cały miesiąc. Już od dawna wiemy, że trzy tygodnie to taka najlepsza długość greckiego urlopu, tak nie za dużo i nie za mało
, a już na pewno idealnie jest ze względu na dużą swobodę w doborze czasu na wyspach i połączeniach pomiędzy nimi. Co prawda zawsze może się zdarzyć strajk… już nie pamiętam który to już raz zamieszał nam w planach
, no ale mając więcej czasu też można sobie z taką ewentualnością łatwiej poradzić.
To był wyjazd BARDZO udany
, jeden z najfajniejszych i najciekawszych ze wszystkich, a na pewno najbardziej udany od czasu tego we wrześniu 2017 roku gdy poznaliśmy Tilos, Nisiros i Astipaleę. Na pewno miał tutaj wpływ dobór i ilość poznanych teraz wysp i wysepek – 8 to naprawdę sporo
, ale też fakt, że większość z nich bardzo się nam podobała. Większość – bo żeby nie było tak słodko to zawsze musi się znaleźć jakaś „czarna owca”
, także i tym razem się jej nie ustrzegliśmy. No i pogoda…mówiąc ogólnie dopisała, chociaż jeden totalnie zepsuty dzień też się trafił
, trochę też było dni gdy życie mocno utrudniał wiatr. Ale mimo to udało się prawie idealnie zrealizować przedwyjazdowy plan z czego byliśmy i jesteśmy naprawdę zadowoleni.
Tak więc na naszym koncie greckich wysp widnieje od zeszłego roku liczba 46. Sporo, ale do ideału wciąż wiele brakuje
, zwłaszcza wysp Jońskich które jednak zaniedbaliśmy. Pewnie i na nie przyjdzie czas, mam tę nadzieję. Z moich obliczeń jednak wynika że mamy już do KGW bliżej niż dalej
.
Tym razem poznaliśmy (lepiej lub gorzej) 8 wysp i wysepek Dodekanezu. Przed laty z pewną niechęcią spoglądałem na ten rejon Morza Egejskiego, informacje z przewodników tak średnio nam się podobały i do niego zachęcały… W skrócie – wyspy są gęsto zaludnione i ubogie w plaże a jak już te plaże są to zwykle mało atrakcyjne, kamieniste…czyli tak jak dla nas „bez szału” . Teraz już wiemy że po prostu trzeba na każdą wyspę przyjechać by móc sobie o niej wyrobić własną opinię
.
Od początku…
Kalimnos. Wyspa wybrana trochę przypadkowo ze względu na odpowiadające nam tego konkretnego dnia połączenie promowe. Przypadek, ale szczęśliwy
, bo choć wiedziałem że Kalimnos jest ciekawa widokowo to rzeczywistość okazała się jeszcze lepsza. A do tego jej popularność jest jednak w miarę ograniczona i nie dawała się nam we znaki. Plażowo jest powiedzmy nienadzwyczajnie, ale do morza jest gdzie wejść a to najważniejsze. Fantastyczne Kastro, fajne ruiny Chrysocheria, malownicze zatoczki (zwłaszcza Vathy), średniowieczne ruiny… itp. itd. Wyspa na duży plus w stosunku do oczekiwań.
Telendos. Cóż tu można napisać… taki dodatek do pobytu na Kalimnos ze względu na znaną plażę… wiadomo jaką
. Plaża lekko rozczarowała a za mało czasu na Telendos przeznaczyliśmy by wybrać się gdzieś dalej na spacer na drugą stronę skały. Tak czy inaczej na pewno warto wybrać się tu na niedrogą wycieczkę będąc na Kalimnos.
Lipsi. Cóż, jedna z niezbyt wielu greckich wysp która się nam nie spodobała i rozczarowała i na której skróciliśmy zaplanowany wcześniej czas. Ma plusy – ciekawą wycieczkę do Kimisi Theotokou oraz błękitną wodę w Platys Gialos, ale poza tym nas niczym nie zachwyciła. Kiepskie plaże, nijakie krajobrazy… Taka trochę Folegandros
, ale nie, Folegandros jednak była ciekawsza – miała piękną Chorę.
Agathonisi. Wysepka wybrana bo po prostu była okazja by znaleźć się na niej na jeden dzień. Początkowo mieliśmy nie zabierać auta, popłynąć tam z Lipsi i wrócić, wyszło inaczej i wyszło bardzo dobrze…a byłoby idealnie gdyby nie ten pechowy dzień z burzami i opadami. Także nie za wiele mogę o Agathonisi napisać, może poza tym że wydaje się bardziej zadbana niż można się było spodziewać i na pewno można tu spędzić parę dni bo ma parę nadających się do użytku plaż. Poza tym raczej nie będzie co tu robić.
Patmos. Od dawna już w zamierzeniach i w końcu się udało. Myśleliśmy że będzie…że jakoś będzie
, a było naprawdę świetnie. Patmos jest piękna
, wulkaniczne pochodzenie wyspy nadaje jej specyficznego charakteru. O historii nie będę pisał, wiadomo z czego wyspa słynie
, klasztor Jana Teologa jest po prostu przepiękny
. Dużo plaż, może nie jakichś wystrzałowych, ale są w porządku, do tego genialna, piaszczysta Psili Ammos. Dużo turystów to raczej rzecz oczywista, ale o tej porze roku jakoś nam to nie przeszkadzało, zresztą są to nieco inni turyści niż ci samolotowi z Rodos czy Kos. Patmos też na duży plus w stosunku do oczekiwań
.
Arki. Mała wysepka na której nic nie ma
, tak można by ją określić. Nie ma tu ani widoków ani zbytnio też plaż, nie ma zabytków a jedyna osada to po prostu kilkadziesiąt domów na zboczach schodzących do portowej zatoki wzgórz. Wyspa na której jest kilkanaście aut, w większości bez rejestracji, jest kilka tawern, kapliczek i trochę kwater do wynajęcia. Przybywając tu po sezonie można liczyć na absolutny święty spokój bo i z Patmos turystów przybywa już niewielu… ale też i na nic poza tym. Byliśmy, zobaczyliśmy…warto było oczywiście
, bo taki kolor wody jaki zapewnia Tiganakia nie mając do dyspozycji jachtu można zobaczyć w całym tym morskim rejonie właściwie tylko tam.
Karpathos. Główny cel tego wyjazdu, główny cel od wielu już lat i w końcu udało się tam dostać
. Mniej więcej wiedzieliśmy czego się można spodziewać ale tu niestety rzeczywistość zaskoczyła nas nieco na minus
, mam oczywiście na myśli ilość turystów. Nawet pod koniec września było ich dość dużo, oczywiście w tych miejscach które bądź dla nich przeznaczono, bądź które są na popularność skazane – jak Olympos. Cóż… piękne i różnorodne plaże, wspaniałe krajobrazy, parę miejsc do pozwiedzania – uroki Karpathos są ogromne i niezaprzeczalne, jest to idealne miejsce na wakacje.
Kasos. „Doczepka” do Karpathos okazała się może nie tyle największym hitem z wszystkich 8 wysp, ale na pewno najbardziej zaskoczyła na plus. Jak już wcześniej napisałem właśnie do Kasos czuję największy sentyment po czasie, ma ta wysepka taki niezaprzeczalny urok autentyczności, absolutnego braku skażenia turystyką, do tego dochodzi sympatia ze względu na tragiczny epizod w historii oraz całkiem niezłe krajobrazy, surowe i imponujące. Plaż nie ma za wiele
ale to jedyny chyba minusik Kasos. Spędziliśmy tam tylko kilkanaście ale naprawdę świetnych godzin
.
Nie wiem co by można było jeszcze dodać, wszystko już chyba zostało napisane. Wsiąkliśmy w tę Grecję i jej wyspy na dobre i nic już tego nie zmieni. Po prostu
.