Dzień dwudziesty, 28 września, sobotaMieliśmy dobrze obmyślony plan i mocne postanowienie by wyruszyć jak najwcześniej. I początkowo wydawało się że wszystko pójdzie gładko…
Jak widać wcześnie wstaliśmy
.
Ale wraz z nami wstały ONE…
Już wczoraj wieczorem przy zapadającym zmroku pojawiły się kotki. Kotka właściwie z małym kotkiem, takim naprawdę malutkim. Dostały solidną porcję kończącego się nam już kociego jedzenia i poszliśmy spać w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Okazało się że nocą kotka przyprowadziła swojego drugiego malucha i oba zostały gdzieś pod autem…noc była porządnie chłodna, około 10 stopni, tam miały cieplej. No ale gdy usłyszały ruch i nasze krzątanie się wokół auta, wylazły spod spodu ziewając. Znów poszły w ruch saszetki…
Wiadomo było że tyle nie zjedzą, to na zapas oraz dla nieobecnej mamy…Pojadły…warto byłoby znów pospać…a jak pospać to gdzie? Pod autem
.
Kotki za nic w świecie nie chciały opuścić znanego im już schronienia. Ani prośbą, ani groźbą nie dało się ich wywabić, próbowaliśmy kiełbasą ale były już najedzone. Czas upływał a my zamiast pruć na północ zajmowaliśmy się kotami
.
Nie było nam do śmiechu. Włączenie silnika (myślałem że się przestraszą) nic nie dało… pochowały się w zakątki – gdzieś na resorze, przy przegubie przedniego koła – i absolutnie nie chciały wyjść. Zasypiały.
Ostatecznie wpełzłem jakoś pod auto i z trudem, niemalże siłą je powyciągałem. Najpierw jednego, Małgosia go trzymała a ja usiłowałem dostać się po drugiego. Gdy ta sztuka mi się udała trzeba było je schować by nie uciekły… użyliśmy do tego śmietnika
. Odjechałem, Małgosia uwolniła kotki i biegiem do auta…uffff, też jesteśmy wolni
.
Grubo ponad godzina w plecy
, trzeba jakoś nadrobić, ale wiemy że się za bardzo nie da, po prostu zobaczymy dokąd uda się dojechać. Najwyżej pójdziemy spać godzinę później
.
W każdym razie jedziemy autostradą…
Nie unikniemy więc takich miejsc
.
Pogoda jest piękna ale jest wciąż bardzo zimno. Nawet już dużo później w Macedonii.
Zatrzymaliśmy się na śniadanie na przydrożnym parkingu, zaśmieconym niemiłosiernie… ale nawet gdyby się chciało nie śmiecić to się nie da bo nie ma tu ani jednego śmietnika
. Fakt, można zabrać śmieci ze sobą… co też zrobiliśmy.
Ostatnie podczas tej podróży zdjęcie – tunele na początku przełomu Vardaru.
Parę jeszcze faktów z drogi powrotnej… tak dla pamięci
- w Macedonii działają 4 bramki i z tego co pamiętam zapłaciliśmy 2 x 1 euro i 2 x 1,5 euro.
- na granicach nie staliśmy dłużej niż 10 minut.
- tankowanie w Kumanovie na Łukoilu – remont fragmentu ulicy i policyjne działania w celu uporządkowania sobotniego targowiska wzdłuż niej… przyniosły efekt bo można już było dostrzec że z boku są jednak chodniki
.
- znów wzgardziliśmy obwodnicą Belgradu na rzecz jazdy przez miasto… ruch spory ale płynny, co prawda w części nie autostradowej źle skręciłem i przejechaliśmy przez parkingi jakichś marketów
, ale w sumie chyba przestawimy się na ten wariant bo jest z 10 km bliżej.
- do granicy z Węgrami docieramy gdy jest jeszcze jasno, potężna kolejka czekających na odprawę TIRów, ale aut osobowych może kilka. Dość szczegółowa ale bezproblemowa kontrola i już za parę minut gotujemy obiad pod dachem opuszczonej stacji benzynowej. Zawsze tu śpimy, tym razem pojedziemy jeszcze dalej…A dach się przydał bo pogoda się popsuła i padał już od Nowego Sadu lekki deszcz.
- udało się nam dojechać w to samo miejsce na Węgrzech gdzie spaliśmy 3 tygodnie wcześniej (kawałek przed skrętem na Kisber) co prawda dopiero około 23, ale zawsze będziemy mieć już mniej na jutro.
A kolejnego dnia, w niedzielę pogoda się trochę poprawiła
i mieliśmy spokojny, sympatyczny powrót do domu, przy dźwiękach ulubionej muzyki (trochę po to by nie przysypiać) i przy wspomnieniach kończących się greckich wakacji. Trasa bez eksperymentów
przez Słowację i Czechy (dotankowanie na VOMS za Bratysławą), bez remontów, objazdów i innych niespodzianek. Oby tak zawsze
.
Do domu wróciliśmy około 15.
I to już KONIEC
.
Jak zawsze dziękujemy za uwagę wszystkim ujawnionym i ukrytym Czytelnikom
.
Polecamy się na przyszłość i być może do zobaczenia w kolejnej relacji
.
Pozdrawiamy
Małgosia i Paweł