Dzień czternasty, 22 września, niedziela c.d.Odwiedzenia stolicy mniej więcej w środku pobytu na wyspie nie planowaliśmy ale tak się te dni ułożyły, a także ten dzisiejszy, wciąż jeszcze wietrzny, że chwilowo nie planowaliśmy jakiegoś większego plażowania. A stolicę odwiedzić trzeba przecież
, przy okazji też będziemy mogli zrobić jakieś zakupy – zwłaszcza chodziło nam o bilety promowe. Bo chociaż jeszcze trochę czasu nam na Karpathos zostało to nic nie zaszkodziłoby gdybyśmy już nie musieli sobie tym zaprzątać głowy.
Wjeżdżamy do miasta i robimy po nim krótką rundkę by znaleźć dobre miejsce do pozostawienia auta, w centrum i w cieniu. Oba wymagania spełnione
, chociaż słowo „centrum” w przypadku Pigadii jest nieco na wyrost… Co prawda miasto jest w miarę duże, ciągnie się bowiem wzdłuż dłuuuuuuugiej plaży a także zajęło już część pobliskich wzgórz, to jednak wciąż wszędzie można tutaj dojść pieszo.
Robimy zakupy w pobliskim warzywniaku i markecie i zostawiamy je w aucie. Dalej wędrujemy tylko z aparatem. Centrum to uliczka wzdłuż nabrzeża, biegnący równolegle i nieco wyżej deptak, a także jeszcze trochę uliczek z raczej nowoczesną zabudową sprzed paru dziesięcioleci jeszcze nieco wyżej. Nie można powiedzieć by było to ładne miasto
, niemniej parę widoczków przyciągających wzrok na pewno można tutaj dostrzec.
Kilka obrazków z zacienionego deptaka i okolic. Wędrowaliśmy nim niespiesznie zaglądając do co niektórych o tej porze otwartych sklepików z pamiątkami (trwa popołudniowa sjesta) i przysiedliśmy na dłuższą chwilę na ławce pod sporym kościołem (zamkniętym) by zjeść drugie śniadanie
.
Gdy siedzieliśmy przed tym kościołem nadpłynął Prevelis
. To trzeba mieć szczęście
, dawno nie widzieliśmy tego promu, po raz ostatni gdy wysadził nas na Anafi ponad 4 lata wcześniej. To że się wcześniej popsuł i straciliśmy przez to cały dzień to już mniejsza z tym
.
Tym razem prom dziarsko dopłynął do nabrzeża. I dobrze, bo w planie mieliśmy powrót do Pireusu właśnie tą jednostką
. Co ciekawe gdy my przypływaliśmy Blue Starem ruch w porcie był ogromny, można powiedzieć że był to jeden kłębiący się tłum zarówno pojazdów jak i ludzi… dziś sytuacja jest zupełnie odwrotna
, jest spokojnie, sielankowo, praktycznie nie widać żadnego zainteresowania Prevelisem.
Wszystko bardzo fajnie, piękna pogoda, upał, brak wiatru w mieście…ale wciąż główny cel dla którego tu przyjechaliśmy nie został osiągnięty
. Zwykle bez trudu odnajduje się budki w których kupuje się bilety na prom, częściej nawet są to spore biura agencji turystycznych. Czasem jest ich sporo, nawet jedna obok drugiej, zwykle świetnie widać ich szyldy na nabrzeżu nieopodal portu. Czasem jest ich kilka, a w małych miasteczkach portowych bywa że jest jedno takie miejsce… ale poza Neapoli na Peloponezie z którego płynęliśmy na Kithirę zawsze są widoczne gdzieś blisko miejsca do którego przybija prom. Na Karpathos, w Pigadii która jest bądź co bądź sporym jak na wyspiarskie warunki miastem zauważyliśmy jeden szyld świadczący o sprzedaży biletów, na budynku blisko portu. Idziemy tam więc.
Wchodzimy do budynku będącego zarówno czymś w rodzaju połączenia tawerny, sklepu z pamiątkami i poczekalni promowej. W kąciku wnętrza jest okienko, to tam kupuje się bilety…ponieważ właśnie przypłynął prom, jedna z nielicznych docierających tu jednostek jesteśmy pewni że zaraz je kupimy. Nic z tych rzeczy, okienko jest zamknięte
.
Ok, często bywa tak, że budki z biletami i agencje są zamknięte w ciągu dnia, bywają otwarte w określonych godzinach, ale ZAWSZE otwarte są jakiś czas przed przybiciem promu, nawet w środku nocy. Na Karpathos nie
.
Konsternacja, nie tylko nasza ale i paru innych osób które tutaj dotarły w poszukiwaniu biletów, także pary zagranicznych turystów. Pytam sprzedającą pamiątki dziewczynę ale jakoś trudno mi wywnioskować z tego co mówi czy ktoś tu się pojawi, a jeśli tak to kiedy. Nie ma żadnej informacji, w głębi kantorka widać tylko komputer.
Po parunastu może minutach pojawia się zdyszany dość młody człowiek. Sprzedaje komuś bilet a potem podchodzę ja. I co się okazuje? On sprzedaje bilety TYLKO na ten właśnie prom i ten rejs który ma się odbyć dziś, na następne dni z absolutnie niezrozumiałych przyczyn biletów sprzedać nie może. Coś takiego… pierwszy raz przydarza się nam taka sytuacja
.
Okazuje się że kantorek w poczekalni jest „filią” agencji turystycznej która mieści się „gdzieś na mieście” . Ta agencja czynna jest w jakichś tam godzinach z przerwą w środku dnia, więc o tej porze i tak byłaby nieczynna… a dodatkowo dziś jest niedziela więc dziś czynna nie jest wcale. Powoli godzimy się z faktem że dziś na bilety nie mamy najmniejszych szans
, pozostaje nam odszukać to legendarne biuro którego lokalizację uwieczniamy na zdjęciu tej mapki
.
Tak też zrobiliśmy, biuro mieści się na głównej ulicy można powiedzieć „handlowej” przy której znajdują się najprzeróżniejsze sklepy. Dziś jest pusto ale w dzień powszedni (będziemy tutaj i w taki dzień) ruch jest naprawdę spory
.
Wracamy do auta z niczym, dobrze że choć trochę zakupów zrobiliśmy
. Na resztę tego dnia wielkich planów nie mamy a te najbliższe wiążą się z bliską stolicy okolicą
.
c.d.n.