napisał(a) kulka53 » 04.11.2010 09:26
Dzień siódmy, 10 września c.d.
Mijamy zatłoczone przedpołudniowym ruchem Fier i kierujemy się na południe. Sądziłem że wygodna, dwupasmowa droga, która zaczyna się obecnie w Rrogozhine i ciągnie aż do Fier ma swoje przedłużenie aż do odległego o ponad 30 km Vlore. Jednak byłem w błędzie
. Nowej drogi tu jeszcze nie ma a duży ruch między oboma miastami odbywa się po starej, zakurzonej ( po deszczu zabłoconej), zniszczonej i dziurawej
. Auto błyskawicznie pokrywa się jasnym błotnistym nalotem, teraz już wiem dlaczego w Albanii jest tyle myjni
, tu nie korzystając z nich, po prostu nie sposób jeździć czystym samochodem......
Pogoda nie dopisuje, jest coraz gorzej, nad głowami wiszą nam ciemnie chmury z których lada chwila może lunąć. Jestem tym zmartwiony i jednocześnie rozczarowany, czy my zawsze musimy mieć pogodowego pecha
. To już siódmy kolejny wrzesień na Bałkanach i po raz kolejny nie jest tak, jak byśmy sobie tego życzyli
. Decydujemy, mimo że nie było tego w planie, że zatrzymamy się na chwilkę we Vlorze.
Już pierwszy kontakt z miastem pokazuje nam, że słowa przewodnika nie kłamały. W mieście jest ogromna ilość nowiutkich, eleganckich, kolorowych wieżowców będącymi domami mieszkalnymi i hotelami. Podobno to efekt zakrojonego na szeroką skalę przemytu ludzi do Włoch i towarów w przeciwnym kierunku w latach 90-tych. Tu również powstały oszukańcze firmy, tzw piramidy finansowe, które doprowadziły właścicieli do ogromnych bogactw, a ludzi do utraty dorobku całego życia
.
Ostatnio edytowano 20.02.2012 11:47 przez
kulka53, łącznie edytowano 1 raz