To jedziemy. Niby mieliśmy wystarczająco dużo czasu do promu, ale po pierwsze do Skali jest kawałek drogi a po drugie – gdzieś trzeba zostawić auto. To właściwie nie jest żaden problem, ale my jak zwykle mamy wygórowane wymagania zacienionego miejsca parkingowego i to najlepiej takiego by cień był cały dzień
. W Skali są przynajmniej dwa dość spore parkingi miejskie, celowaliśmy w ten pierwszy położony przy drodze od centrum na północ, czyli w stronę Kampos. Niestety… objechaliśmy go parę razy dookoła i nijak nie dało rady upchnąć Luny w cieniu, stwierdzam więc że sprawdzimy na tym drugim placu leżącym przy drodze w kierunku Chory. I to był strzał w 10
bo na zapchanym niemal dokładnie parkingu było jedno miejsce w cieniu niewielkiego drzewka, ciasne ale na tyle szerokie by dało się wjechać i potem wypełznąć z auta
.
Zabieramy potrzebne rzeczy uprzednio upakowane w plecakach i dziarskim krokiem zmierzamy do portu a konkretnie do agencji turystycznej w jednym z budynków nabrzeża. Do promu zostało może 10 minut
, na szczęście jeszcze go nie ma bo w agencji trwa akcja kupowania biletów na tenże właśnie rejs przez trójkę Włochów…trwa i trwa i trwa…wkurzamy się ale ostatecznie i my kupujemy bilety w cenie 5,5 euro od osoby. Podobnie jak na Telendos tak i na Arki popłyniemy bez auta, tam nie ma w ogóle takiej możliwości, tutaj by była ale Arki jest malutka… jak się potem okazało zabieranie auta na tę wysepkę byłoby bez sensu. Wszystko wyszło więc fajnie – na Agathonisi mieliśmy auto i okazało się to niezbędne a tutaj nie i też było ok.
Prom jest kilka minut spóźniony. Będzie to ta sama jednostka znana nam już z rejsu na Agathonisi – Nisos Kalimnos. Jeszcze przed wyjazdem zaplanowałem że poniedziałek, a także piątek – to będą te dwa dni w które warto wybierać się na jednodniowe wycieczki. Prom pływający z Kalimnos na Samos właśnie w te dni ma na Samos dłuższy postój, toteż będziemy mieć do dyspozycji więcej czasu. Jak wyszło na Agathonisi to już wiadomo
, natomiast na Arki – zobaczymy
.
Rejs trwa godzinę. Sporą cześć tego czasu spędzamy na rozmowie ze starszą panią do której się dosiedliśmy nie zastając pod pokładem zupełnie wolnych miejsc. Pani płynęła z Lipsi na Samos i jak się okazało była Norweżką, niedawno owdowiałą, która wybrała się na dwutygodniowe sentymentalne wakacje do swojego ulubionego kraju w którym była już wieeeeele razy odwiedzając weeeeele wysp
. Na Patmos też była i wymieniliśmy uwagi na jej temat… pani stwierdziła że (tak patrząc z okien promu) to już nie ta sama wyspa co przed laty
. No i nie dziwię się, na pewno zabudowała się w ostatnich latach, ale i tak ma sporo zalet więc nam się i tak podoba
.
Arki jest jedną z najmniejszych zamieszkałych greckich wyspą. Na stałe mieszka tu nie więcej niż 50 osób w jednej osadzie będącej jednocześnie portem. Ze względu na położenie nieopodal popularnej Patmos Arki jest chętnie odwiedzana przez turystów, zarówno przypływających promami jak i jachtami.
Dopłynęliśmy, tym razem my wychodzimy, wyjeżdżają inni
.
Raz już do Arki dobijaliśmy więc mamy pojęcie jak wygląda okolica portu. Ale okoliczności pogodowe są na szczęście zupełnie inne
.
Niespiesznie wędrujemy betonową uliczką do arkijskiej osady. Jest piękna pogoda, prawie nie wieje wiatr
, a my jesteśmy podekscytowani tym że się tutaj znaleźliśmy. W końcu to nasza 43 wyspa…
Arki jest chyba samowystarczalna energetycznie
.
Na wyspie panuje absolutna cisza i spokój, chociaż, co mnie zaskoczyło, jest tutaj nawet dość sporo samochodów. Zauważamy co najmniej kilka domów z apartamentami na wynajem, może jest ich nawet kilkanaście.
Chyba najważniejsza budowla sakralna Arki
.
To miejsce do którego teraz przybija Nisos Kalimnos jest nowym nabrzeżem powstałym w latach 90-tych. Wcześniej trzeba było wpływać do wąskiej i płytkiej zatoczki, dziś jest to centrum życia na wyspie. Są tutaj 3 tawerny i… właściwie nic poza tym
.
Naszą uwagę przyciąga śliczny i pomysłowy obrazek
Czujemy się przywitani
, a Tiganakia? Może później…
c.d.n.