Jest gorąco, w długich ciemnych spodniach przywdzianych specjalnie na wizytę w klasztorze czuję się co najmniej mało komfortowo
. Najwyższy czas odpocząć, wczoraj cały dzień spędziliśmy na zwiedzaniu a popołudniowa plaża z powodu wiatru nie była udana, dziś – już pół dnia minęło. Livadi Geranou niezbyt nam przypadła do gustu dlatego dziś postanawiamy popołudnie spędzić na Vagii.
Zjeżdżamy na sam dół, na zapleczu plaży za pasem trzcin jest możliwość postawić auto na trawie. Niestety, nie ma tutaj cienia
, druga część dolinki zajęta jest przez prywatną działkę z napisem zakazującym wjazdu… tam zresztą też nie byłoby dogodnego miejsca. Trudno, zostawiamy auto jedynie z pootwieranymi szybami.
Plaża Vagia jest w całości żwirowa i kamienista, nie ma tutaj piasku. Ludzie są ale nie w znaczących ilościach, niestety o naturyzmie nie ma tu mowy. Zalegamy na plaży na długie godziny… tak się nam wydawało
.
Nie braliśmy aparatu na plażę, to jedyne zdjęcie Vagii wykonane komórką.
Wypłynąwszy w pewnym momencie kawałek dalej w morze odkrywam że obok, za skałkami jest jeszcze w zatoce mała plażyczka. Okazuje się, że to miejsce przeznaczone jest dla swobodnego, bezstrojowego plażowania
, obadawszy sprawę postanawiamy się przenieść. Tam spędzamy resztę czasu do wieczora w towarzystwie kilku osób. Trzeba jednak przyznać, że nie jest to komfortowe miejsce, kamieniste i takie przyciasne
, szybko zachodzi tu słońce a w wodzie są wielkie kamienie bardzo utrudniające wchodzenie. Ale przynajmniej mogliśmy pozbyć się wszelakich ciuchów
.
Jeszcze przed zachodem słońca udajemy się na wybrane miejsce w którym spędzimy tę noc. Będzie to niestety nieszczególny placyk poniżej kapliczki Panagia Geranou. Nie jest tu kameralnie a poza tym mocno wieje (podobnie jak wczoraj popołudniu i wieczorem wiatr się wzmógł), ale jakoś tam udaje mi się ustawić auto pod zasłoną z krzaków by choć trochę uniknąć silnych podmuchów. Nie jesteśmy tu sami
, zanim zaczniemy się rozkładać z naszym majdanem postanawiamy więc zejść ścieżeczką na dół do dwóch tutejszych plaż, większej i mniejszej.
To zdjęcie zrobiłem specjalnie by uwiecznić charakterystyczny sposób budowy kamiennych ogrodzeń na Patmos – z „koroną” z suchych, kolczastych zarośli.
Plaża mniejsza – fajna, piaszczysta z większymi i mniejszymi kamykami, dość kameralna, widać ją z góry tylko przez moment jadąc drogą do kapliczki.
Jest tutaj zniszczone, betonowe molo.
Trochę żałuję że nie tutaj przyjechaliśmy na popołudnie… no ale nie sprawdziliśmy wcześniej jak tu jest i nie zaryzykowaliśmy.
I kilka fotek z plaży większej, żwirowej, dobrej na plażowanie jedynie w zachodnim krańcu, za skałkami. Akurat był moment gdy zachodziło już słońce
.
Wracamy i zabieramy się za obiad. Od czasu do czasu pojawia się jakieś auto, ludzie przyjeżdżają albo na spacer do kapliczki albo po prostu popatrzeć co jest na końcu drogi. Do strzelnicy nikt nie zjeżdża
, ale wolimy już uniknąć noclegu na prywatnym terenie i ewentualnej policyjnej powtórki z poprzedniej nocy.
To był udany dzień. Patmos jest piękną wyspą, różnorodną i ciekawą. Pewnym (dla nas) minusem jest mały wybór dogodnych miejsc noclegowych
oraz w sumie niezbyt piękne plaże, w większości zabudowane. Ale to tylko mały minus
, bowiem tych plaż jest za to bardzo dużo i zawsze można coś tam dla siebie wybrać.
c.d.n.