Dzień piąty, 13 września, piątek c.d.Płyniemy. Obserwujemy Burzowo z którego wynika że jesteśmy w samym epicentrum dość rozległego obszaru z burzami i następującymi za nimi opadami. Wieje, nie mam odwagi by wychylić nos za drzwi. Prom kołysze się na sporych falach, teraz płyniemy tyłem do wiatru jednak mamy opóźnienie…powinniśmy już dopływać a przez okna nie widać śladu żadnej wyspy.
Zaczyna się burza. Walą pioruny, widać je i słychać. Jedne dalej, inne bliżej, jeden musiał walnąć w statek bo huk był niemiłosierny. Poza nami chyba na nikim nie zrobiło to większego wrażenia, ewidentnie miejscowi są przyzwyczajeni do pływania po morzu w takich warunkach. Zaczynam coraz bardziej lubić ten prom, statek dzielnie sunie do przodu mimo ciągłych uderzeń mas wody w jego boki.
Burza wciąż trwa, ale odsuwa się chyba nieco na południe. Mamy jakieś pół godziny opóźnienia, za oknami widać że wyspa jest już blisko. Mieliśmy spędzić tutaj około 5 godzin, na tyle pozwalał rozkład promu który płynie na Samos i wracając po południu zabierze nas z powrotem. Już wiemy że spędzimy mniej czasu, a na dodatek tuż przed dotarciem do portu zaczyna padać dość porządny deszcz
.
Agathonisi, mała wyspa na południe od Samos, niedaleko od wybrzeży Turcji. Jest z jednej strony mała ale z drugiej nie aż tak bardzo, jest większa od Arki i porównywalna z Lipsi. Poza portem – Agios Georgios – są tutaj 2 osady, Megalo Chorio i Mikro Chorio. Wg dostępnych informacji wyspę zamieszkuje niespełna 200 osób i co ciekawe liczba ta stopniowo się zwiększa. W północnej części Agathonisi znajdują się nikłe pozostałości po antycznej osadzie, poza tym jest tu kilka plaż dostępnych (poza jedną) pieszo.
Dopływamy, leje. Nie wiem dlaczego podczas manewrów związanych z opuszczaniem promu obsługa poleciła żebym wyjeżdżał sam, Małgosia musiała wyjść pieszo. Poczekała na mnie pod dachem poczekalni.
Co tu robić, leje tak że nie da się wyjść z auta. Postanawiamy, że powoli objedziemy sobie wyspę i pozwiedzamy zza szyb. Pół kilometra od portu w sąsiedniej zatoczce jest jedyna plaża do której można dojechać – jak się okazuje elegancką nową szosą – Paralia Spilias.
Po drodze obserwujemy odpływający prom.
Paralia Spilias
.
Plaża jest nawet fajna, żwirowo-piaszczysta, rośnie tu kilka drzewek. Pod jednym z nich ktoś rozbił sobie namiot w którym nocuje o czym świadczy stojący obok rower.
Warunki nie pozwalają na lepszą eksplorację okolicy. A w planie mieliśmy plażowanie w sąsiedniej, określanej jako naturystyczna
, plaży Gaidourolakos. Nie tym razem…
Jedziemy do Mikro Chorio.
Po drodze przekonujemy się że po pierwsze – zainwestowano w drogi na Agathonisi, coś trochę podobnie jak na Astipalei w jej wschodniej części, po drugie – drogi te są bardzo strome a przewyższenia wokół portu – spore.
W Mikro Chorio, osadzie złożonej z nie więcej niż 10 domków dobra nawierzchnia się kończy. Jedziemy dalej do sporej doliny wykorzystywanej rolniczo, są tu pola i krowy na pastwiskach. Szuter się pogarsza
, w takich warunkach boję się jechać dalej zwłaszcza że nic tutaj nie ma. Zawracam w milionie chyba podjazdów i cofań, szyby zalane deszczem, nic nie widać… to nie ma sensu.
Stajemy w jakiejś zatoczce pomiędzy Mikro i Megalo Chorio. Postanawiamy przeczekać te najgorsze opady, trudno, czas ucieka ale w końcu Agathonisi nie jest jakaś ogromna. Jemy śniadanie, coś tam czytamy, w końcu na trochę zasypiam.