Tak więc niespiesznie zjedliśmy śniadanie, ogarnęliśmy co trzeba i ruszyliśmy do Pireusu. Mieliśmy raptem 200 km do przejechania więc nie było potrzeby by się spieszyć… jedziemy, jedziemy sobie powoli i tak w pewnym momencie spojrzałem na zegar i uświadomiłem sobie że kilometrów to może mamy jeszcze 100 z hakiem ale czasu
półtorej godziny
. Wszystko przez te zmiany czasu, wjazd do Grecji zawsze zabiera nam godzinę… Nie pozostało nic innego niż przyspieszyć
, absolutnie szybka jazda nie leży w mojej naturze, nie lubię i nawet niespecjalnie potrafię jeździć z gazem do dechy, ale tym razem nie było wyjścia. Odliczaliśmy każdą niemal upływającą minutę… a jeszcze musieliśmy zatankować przed wjazdem na prom. Oczywiście gdyby sytuacja była już absolutnie podbramkowa to w końcu na wyspach też są stacje… ale nie było takiej potrzeby. Tania stacja Revoil znów nas nie zawiodła ceną (1,22) i ostatecznie zameldowaliśmy się w porcie około 20 minut przed planowanym „odpływem” . Szybko się zorientowałem że mimo, iż mamy płynąć liniami Blue Star, to popłyniemy statkiem Hellenic Seaways – skutek połączenia obu firm w jedną. Zakupiłem bilety i wjechaliśmy na prom z 10 minutowym zapasem… chyba po raz pierwszy zdarzyło się nam coś takiego
. Ewidentnie promy nam spowszedniały, bo pamiętam czasy gdy czekaliśmy w porcie i na promie 2-3 godziny
No dobrze, płyniemy zatem… ale dokąd? . Nietanie (ponad 200 euro) bilety pozwolą nam jeszcze dziś późnym wieczorem, czy też wczesną nocą dotrzeć na Kalimnos
.
Dlaczego Kalimnos? Oczywiście dlatego że jeszcze tam nie byliśmy
, ale też dlatego że tam właśnie niedzielny prom miał mieć przystanek omijając inne wyspy archipelagu, wcześniej miał zatrzymać się jedynie na Astipalei.
Prom okazał się być dość marny. Nie miał po pierwsze prysznica
, nie miał też zbyt wielu kanap do wykorzystania noclegowego, te które były zostały już wcześniej zajęte. My zajęliśmy sobie zatem, najpierw tymczasowo, w efekcie docelowo, długie i twarde, plastikowe ławy na otwartym pokładzie. Pogoda była sprzyjająca, było porządnie gorąco, po prostu upalnie
, do tego prawie nie wiało – uznaliśmy że tu spędzimy noc z wykorzystaniem poduszek i koców. Jak się okazało było to znośne miejsce dobrze osłonięte od wiatru który później, na środku morza jednak pokazał swoją moc.
Parę fotek ze startu w Pireusie, punktualnie o 13 czasu greckiego.
Prom nie był zbytnio zapełniony…