Relacja co prawda krótka, ale
podsumowanie musi być
W czasie trwającego 10 dni wyjazdu przejechaliśmy około
4500 km, z czego na Kei niespełna
300 km.
Całkowity koszt wyjazdu to około
2100 zł, w tym:
- paliwo i opłaty drogowe (SRB i MK) – około 1600 zł
- promy – niespełna 500 zł
- bilety wstępu (Maraton) – około 50 zł
Wbrew pozorom to nie był nasz najkrótszy wyjazd do Grecji, to zaszczytne miano nosi wyjazd z początku września 2014 kiedy to byliśmy na Samotrace i całość zajęła nam 9 dni… ale fakt że na samej wyspie byliśmy jednak dłużej niż teraz.
To nie były udane wakacje, myślę że można powiedzieć że były najbardziej nieudane ze wszystkich. To że musieliśmy wcześniej wrócić to jedno, ale nieciekawa pogoda, zwłaszcza temperatury, to drugie. Na pewno wyciągniemy z tego wnioski i na przyszłość będziemy się bardziej starać unikać takich sytuacji.
Nasza
37 wyspa – Kea – mimo wszystko nie będziemy jej źle wspominać. Tak naprawdę to było fajnie
, pusto, zielono i kolorowo. Kea na pewno ma kilka zalet – po pierwsze lwa
, poza tym parę całkiem fajnych plaż, których zresztą nie jest tutaj mało a także źródła wody. Jest absolutnie niekomercyjna, a jej stolica przypomniała mi trochę Chorę na Serifos – czyli miasto z trudnym dostępem położone na stromym zboczu, dzięki czemu nie jest otoczone wszelaką infrastrukturą hotelowo-przemysłowo-handlową. Ta więc mieści się w największej dolinie, tam gdzie leży port Korissia.
Kea nie jest szczególnie piękną wyspą pod względem krajobrazowym, ale widok z placyku przy źródle Beniamin o poranku i pięknej widoczności – na pewno warty zapamiętania. Zapamiętamy też kwietne łąki i wietrzny monastyr Panagia Kastriani. Prawdopodobnie o bardziej sezonowej porze roku odbiór Kei mógłby być nieco inny, ale jak dla nas była to dość przyjazna wysepka.
Poza Keą widzieliśmy kilka innych miejsc, na szczęście wpadliśmy na ten pomysł by zostać na lądzie przed wypłynięciem. Maraton, sam kopczyk oraz sanktuarium egipskich bogów można sobie podarować
, natomiast muzeum i pobliski cmentarz są dość ciekawe i warte zobaczenia. Parnitha podobnie – ale to dla genialnego wręcz widoku na Ateny, myślę że najfajniej widać miasto po zachodzie słońca kiedy zapalają się wszystkie światła, ale o wschodzie też jest nieźle. Sounion__ – jeden z symboli Grecji – tam na pewno warto choć raz się znaleźć, podobnie jak w Dafni, choćby ze względu na to że obiekt jest wpisany na listę UNESCO.
Wróciliśmy z potężnym niedosytem
, nie było ani opalania, ani kąpieli, ani obserwacji podwodnego życia, ani też wypróbowania czy przyda się nam do czegoś pontonik. Nie było realizacji najważniejszego celu czyli wyspy Karpathos. Wymarzliśmy się i wywiało nas podobnie jak przed paroma laty na Sardynii…a podróż w obie strony była utrudniona ze względu na deszcze. Grecja pokazała nam swoje mniej przyjazne oblicze
, co nie zmienia faktu że za 3 miesiące najprawdopodobniej pojedziemy tam po raz piętnasty
.