7 maja, wtorekKolejny dzień i kolejny totalnie lodowaty poranek
, wiatr może nie był tak dokuczliwy jak wczoraj ale temperatura…w aucie mieliśmy chyba 12 stopni. Zanim je opuścimy czekamy na słońce, niebo jest dość czyste więc niech troszeczkę chociaż nas podgrzeje.
Prom (jedyny dzisiaj) odpływa popołudniu więc mamy jeszcze sporo czasu. Wymyślamy jakiś plan na dziś, jest parę koncepcji ale w końcu wygrywa jedna – próba zdobycia południowego krańca Kei czyli przylądka Tamelos na którym stoi latarnia morska.
Przed paroma laty płynąc na któreś wyspy (chyba to było w 2015 na Siros) prom płynął bardzo blisko jakiejś wyspy a na cypelku stała ładna latarnia. Wówczas nie bardzo miałem jeszcze pojęcie którędy płyniemy i co widzimy, potem przyglądając się mapom stwierdziłem że trasa musiała przebiegać cieśniną pomiędzy Keą a Kithnos – czyli latarnia musiała stać na Kei. Właśnie teraz mamy szansę dotrzeć do niej na własnych nogach
.
Problem jest taki, że od asfaltu (w osadzie Chavouna) do południowego krańca wyspy jest co najmniej 8 km
, a po drodze trzeba będzie zejść około 400 m w dół – a z powrotem te metry podejść. Pocieszamy się, że nie będziemy szli jakimiś zarośniętymi bezdrożami tylko szutrową drogą a to zawsze łatwiej… a może będzie można choć kawałek podjechać by było bliżej? .
Jedziemy. Trochę się nam zaczęło spieszyć więc nie zatrzymywaliśmy się na żadne zdjęcia, może trochę szkoda bo przy ładnej pogodzie zachodnie wybrzeże i mijane zatoczki z plażami całkiem przyjemnie się prezentowały, nie tak jak wtedy gdy nad nami przetaczały się czarne chmury. Po jakiejś pół godzinie wspinamy się na grzbiet do Chavouny gdzie skręcamy za drogowskazem Akra Tamelos. Suniemy niezłą dróżką metr za metrem, a każdy z nich skraca nam to co musielibyśmy pokonać pieszo… więc jedziemy dalej.
Okazało się, że droga jest całkiem niezła, myślę że głównie z tego względu że gdzieś w połowie odległości do końca wyspy znajduje się kamieniołom i służy ona głównie wyładowanym urobkiem ciężarówkom
. W pewnym momencie jednak trzeba ją opuścić, skręcić w boczną, zamkniętą metalową bramą. Uznajemy, że skoro przejechaliśmy jakieś 5 km to pozostałe 3 spokojnie damy radę przejść
. Zawracam, auto zostaje w zatoczce i możemy ruszać.
Już po paruset metrach natykamy się na rosnące na wzgórzu storczyki
.
Wciąż widać też wspomniany kamieniołom.
Gdzieś za tym pagórkiem znajduje się nasz cel.
Dróżka wciąż jest dobra i trochę żałujemy że zostawiliśmy auto, jednak potem, za pagórkiem gdy robi się bardziej stromo, jej stan się znacznie pogarsza. Poza tym spacer i tak jest nie tak długi a całkiem przyjemny.
I już mamy naszą latarnię
.
Teoretycznie moglibyśmy poprzestać na zwiedzaniu zoomem
, ale nie, pójdziemy do samego końca.
Dzięki czemu widzimy ładne osty
.
Tutaj, gdy już mamy całkiem blisko widzimy nadpływający prom, wspominam jak sami tędy płynęliśmy.
Na południu – Kithnos.
Zastanawiamy się kto będzie pierwszy przy latarni, my czy prom
.