Zanim ruszymy dalej wybieramy cel… pora jest już bowiem w miarę odpowiednia na to by umieścić się gdzieś na nocleg. A to może nie być łatwe, analiza map wskazuje, że osady i zatoczki dostępne asfaltem raczej nie będą się nadawać (choć z Orkos się udało, ale raczej nie było to wymarzone miejsce), będziemy się musieli chyba wybrać w którąś z dróżek szutrowych. Wybieramy więc taką zatoczkę do której dojazd powinien być stosunkowo krótki…
Najpierw jednam musimy się tam przedostać. Jedziemy sobie powoli mijając kolejne położone wysoko nad poziomem morza w głębi wyspy mini-osady – Kato Meria, Stavroudaki, Chavouna. Potem zaliczamy stromy zjazd na zachodnie wybrzeże (trochę wieje
) i przez Kampi skręcamy w wąską dróżkę… da radę jechać ale niezbyt daleko bo napotykamy takie coś
.
Liparo było pierwszą ewentualnością, potem jeszcze niby istnieje dojazd do drugiej zatoczki – Abithou. Ta zamknięta brama (fakt, że nie na kłódkę) jednak spowodowała że odeszła nam ochota na ich eksplorację
, odpuszczamy, poszukamy czegoś innego.
Jadąc wybrzeżem na północ pstrykamy parę zdjęć w okolicy Koundouros. Tutaj zaczyna się już turystyczna Kea i ta z letnimi willami przybyszów z kontynentu. Rzuca się w oczy brak typowego, cykladzkiego budownictwa, nie ma białych domków z niebieskimi oknami i drzwiami, tzn. są ale w zdecydowanej mniejszości. Dominuje zabudowa z tutejszego ciemnego, brązowozielonego kamienia. Jest też trochę całkiem przyzwoitych, niewielkich plaż.
Docieramy do Poiessy. Okazuje się że spora dość miejscowość rozłożona w dolinie pomiędzy wysokimi wzniesieniami nie może poszczycić się żadnymi archaicznymi pozostałościami, przynajmniej nic na ten temat nie wiemy, nie dostrzegliśmy żadnych drogowskazów które by nas gdzieś pokierowały. Dlatego bardziej interesujemy się czy będziemy może tutaj gdzieś zostać na nocleg, plaża jest dość duża i nie zabudowana szczelnie hotelami itp., właściwie stoi tu raptem parę domów, m.in. tawerna. Ale uznajemy że nie będzie to dobre miejsce, zbyt na widoku i zbyt dużo ludzi może się tu pojawić, nawet mimo tak kiepskiej pogody. Z żalem rezygnujemy, teraz bowiem nie mam już żadnego pomysłu
, trzeba będzie po prostu jechać i może coś się trafi.
I trafiło się
. Jadąc pod górę, już znów w głębi wyspy zauważam w dolince jakąś konstrukcję, wygląda to jak wieża obudowana rusztowaniami a obok sporo płaskiego terenu. Szybki rzut oka na mapę, tak to będzie to – antyczna wieża i monastyr Agia Marina, bez wahania zjeżdżamy w to miejsce. Tak, może nie jest idealne ale na pewno dobre
, jeszcze tylko ustawić auto na placyku odpowiednio do niezbyt mocnego wiatru i już możemy rozkładać nasz obóz. Aaaa, jeszcze najpierw trzeba ubrać na siebie wszystkie ciepłe rzeczy jakie mamy
, łącznie z czapkami
.
Ok, tak więc pierwszy dzień za nami. Ważny cel zrealizowany – czyli Karthaia, poza tym objechaliśmy prawie całą wyspę. Trudno tak obiektywnie po takim dniu stwierdzić czy jest tu fajnie czy nie, czy jest ładna czy nie i czy warto było się tu wybrać akurat teraz. Na pewno zaskakujące było na Kei to, że jak na położenie blisko lądu jest tak mało zaludniona i mało popularna turystycznie, bez skupisk hoteli i całej tej infrastruktury, można powiedzieć że bardziej by to pasowało do jakichś trudno dostępnych egejskich peryferii Może jutro dowiemy się jeszcze więcej, prognozy są nieco lepsze
.
c.d.n.