3 maja, piątekTo właśnie ten dzień przeznaczyliśmy na zwiedzanie, no, powiedzmy zaliczenie paru miejsc w okolicy Aten. Głównie chodziło o jedno konkretne miejsce, ale skoro już nie popłynęliśmy wczoraj na naszą pierwszą wyspę, to zaliczyliśmy wjazd na Parnes, czyli po naszemu Parnitę. A teraz właśnie obudziliśmy się w lesie na jej zboczach
.
No dobra, ta fotka to już z momentu gdy byliśmy spakowani i gotowi do wyjazdu, mniej więcej o godzinie 7 rano. Trochę przyświecało już słońce ale wcześniej telepaliśmy się z zimna, bo nocą temperatura na zewnątrz musiała być jednak poniżej 10 stopni, w aucie mieliśmy bowiem okrągłe 11 kresek. Nie są to warunki wymarzone, ale nie z takimi sobie radziliśmy
.
Zjedliśmy po części kanapkowe jeszcze śniadanie (takie warunki mają swoje plusy, nocami niepotrzebna nam lodówka
), obmyśliliśmy plan na ten dzisiejszy dzień. Niestety z jednego punktu musieliśmy zrezygnować bo nie starczyłoby nam czasu... a właściwie nie tyle nasza to „zasługa” a Greków, którzy zamykają swoje atrakcje turystyczne często już o 15, czyli niemal w środku dnia. Tak więc wypadła jaskinia Koutouki, ta do której kiedyś się już chcieliśmy wybrać parę lat temu ale okazała się zamkniętą z powodu remontu ścieżek. Jaskiń widzieliśmy już sporo...może jeszcze kiedyś będzie na tę właśnie okazja.
W okolicy ładnie kwitło sporo takich krzaczków.
Trasa ustalona, ruszamy. Przed nami kilkanaście km porannego przebijania się przez przedmieścia Aten, czysta przyjemność
. Ale nie było tak źle, ruch nawet nie był tak duży a nierozróżnialne uliczki pokonywaliśmy prowadzeni przez mapy google. Celem była okolica w sumie znana, bo niedaleko zawsze tankujemy najtańsze chyba w całym regionie (o ile nie w całej Grecji) paliwo, skręcamy tam do Pireusu. Właśnie niedaleko stamtąd znajduje się jeden z ważniejszych greckich zabytków, jeden z trzech bizantyńskich klasztorów wpisanych na listę UNESCO , klasztor Dafni (poza nim są to jeszcze znany nam klasztor Osios Loukas w Beocji oraz klasztor Nea Moni na Chios – to przed nami).
Klasztor Dafni chcieliśmy już parę lat temu odwiedzić, był on wówczas zamknięty z powodu trwającego remontu i restauracji zachowanych fresków. Dziś też nie jest tak zupełnie łatwo go odwiedzić, jest czynny tylko we wtorki, czwartki i piątki, w godz. 8-15. Mieliśmy okazję by to zrobić, dziś jest piątek
.
Zajeżdżamy pod zabytek, jest położony tuż przy bardzo ruchliwej szosie i z niej widoczny. Tłumów nie widać, podobnie jak wejścia
, brama którą sądziliśmy że się wchodzi jest zamknięta. Rozglądamy się po okolicy, ok, jak się okaże że jednak wejść się nie da to najwyżej zrobimy parę fotek przez płot
.
Podchodzimy bliżej i w tym czasie zajeżdża autokar z grupką turystów. Okazuje się że wejście jest bliżej samego kościoła i otwiera je na elektromagnes ktoś, kto widzi na monitorze obraz z kamerki i zbliżające się osoby. Jak się okazuje wstęp jest darmowy
.
Klasztor Dafni to jeden z najcenniejszych zabytków wczesnochrześcijańskich w Grecji. Powstał w V wieku w miejscu zburzonej świątyni Apollina przy „Świętej Drodze” do Eleusis. Jak to zwykle bywało, elementy antyczne wkomponowano w powstający kościół, do dziś pozostała jednak tylko jedna antyczna kolumna, resztę bowiem wywieziono – też jak to zwykle bywało – do Londynu
. Obecny kościół zbudowano w 1070 roku na planie krzyża greckiego. Klasztor zajmowali bizantyńczycy, prawosławni mnisi a także cystersi. Zawirowania historii w ostatnich wiekach sprawiły, że poza samym kościołem z pozostałych budynków klasztoru i wcześniejszych, antycznych pozostało niezbyt wiele. Sam kościół został poważnie uszkodzony podczas trzęsienia ziemi w 1999 roku, przez późniejsze lata prowadzono prace konserwatorskie.
To zobaczmy co się zachowało...
Maki to nieodłączny element wiosennej Grecji
.