W drodze powrotnej zatrzymujemy się dwukrotnie. Najpierw na opuszczonej stacji benzynowej urządzamy sobie popołudniowe mycie
, potem nabieramy sobie wody do opustoszałych butelek z ujęcia przy jakiejś restauracji. Bardzo nas cieszy ten fakt dość łatwej dostępności wody, obawialiśmy się przed wyjazdem czy i jak będziemy mogli sobie uzupełniać jej zapasy. Okazuje się, że nie jest to specjalnie trudne, ale też to akurat miejsce było dość zaskakujące. Ale na pewno bardzo popularne, cały czas zatrzymywały się samochody i ludzie z butelkami podchodzili by nabrać sobie wody. Niekiedy od razu ją pili, jednak my już woleliśmy nie ryzykować
.
No tak, my tu urządzamy sobie postoje a czas leci
. Wychodzi na to, że nie zdążymy już do ostatniego zaplanowanego na dziś miejsca., ruin antycznej Apolonii.... Dlatego jadąc boczną drogą w kierunku Fier (dziurawą i wyboistą, a jakże) wymyślamy sobie plan awaryjny
. Bez zatrzymywania mijamy nieciekawe na pierwszy rzut oka miasto, kawałek dalej mijamy też elegancko oznaczony skręt do antycznego miasta. Jedziemy prosto, jedziemy w kierunku morza
Na naszej mapie nie ma żadnej drogi która prowadziłaby do samego morza. Mimo to śmiało jedziemy całkiem dobrą, nowiutką asfaltówką. Cóż mnie tak ośmieliło? Ano to, że w centrum Fier widziałem dwa drogowskazy z napisami Plazh....." i z nazwami, których nie pamiętam. I odległość, kilkanaście km, czyli nie ma siły, gdzieś dojechać musimy
. Droga prowadzi nas nieco na południe, mijamy chyba ze trzy wsie, mijamy łąki i pola usiane bunkrami. Ale ostatnia wieś leży już na skraju piniowego lasu a tuż za nią kończy się asfalt przechodząc w ugnieciony, wilgotny piach. Jeszcze kawałek dalej i trochę w prawo, mijamy jakieś pozamykane plażowe bary, mijamy pełno ogrodzonych działek z letnimi domkami i wreszcie wyjeżdżamy na brzeg morza. Piach wciąż jest wilgotny i twardy, więc bez obaw jadę jeszcze kawałek i w końcu zatrzymuję się. Jest pusto, oprócz nas nie ma kompletnie nikogo
dwa plażowe bary w pobliżu są zamknięte. No, może prawie nikogo, jeszcze dalej na wydmach stoi kolejny letni domek i tam widać jakichś ludzi. Ale nie ma to żadnego znaczenia, tu spędzimy noc
.
Szybko łapiemy ręczniki i już po chwili, pozbywszy się niepotrzebnych ubrań, zanurzamy się w ciepłych falach albańskiego Adriatyku. Po trudach na zboczach Maglica, po stresie na bośniackich szutrach, po upale dzisiejszego dnia taka kąpiel jest czystą rozkoszą
. I nic to, że żołądki puste, nic to, że powoli zaczyna robić się ciemno, nic to, że wieje dość silny wiatr a niebo przykryło się chmurami...... jest rewelacyjnie
.
W końcu wychodzimy. Powycierani do sucha ręcznikami nie musimy już płukać się w słodkiej wodzie. Ale zjeść coś jednak musimy
. Ponieważ silnie wieje wymyślam fajny sposób na gotowanie, wyjmujemy część rzeczy z bagażnika i tam ustawiamy naszą butlę. Teraz jest praktycznie nie narażona na podmuchy od morza i dlatego już niedługo zajadamy nasz wieczorny obiadek. Nie ma co, takie wakacje bardzo się nam podobają
.
-------------------------------------------
Na zakończenie dzisiejszego dnia 2 mapki, jedna pokazuje przejechany dziś odcinek, druga dojazd z Fier do plaży.
c.d.n.