26 września, środaTo była ciężka noc… właściwie nie tyle ciężka co zimna
. Ciężki był wieczór i podobny też poranek, choć wydawało się nam że jakby mniej wieje. I pogoda była ciut lepsza, chmur było mniej i wschodzące słońce rozświetlało okolicę.
Niezwłocznie zabraliśmy się do śniadania, rozłożywszy się pod ogromnymi i gęstymi trzcinami byliśmy – podobnie jak w ciągu nocy – mniej narażeni na podmuchy lodowatego wiatru. I znów trzeba było ubrać na siebie wszystkie ciepłe rzeczy które mieliśmy… a mamy zawsze to i owo ze sobą właśnie z obawy przed takimi sytuacjami, choć bardziej już podczas powrotu końcem września do kraju niż na miejscu w Grecji. Ale jak widać i tu się przydały
.
Ten kawałek wybrzeża trudno byłoby nazwać plażą, choćby ze względu na otoczenie. Natomiast gdyby warunki pogodowe inne to na pewno chętnie byśmy się zanurzyli w wodzie o żwirowym i łagodnym wejściu.
Na zapleczu plaży znajduje się wioska Milaki, a za nią, na wzgórzu dostrzegamy ruiny zamku Rizokastro. Zamek ten został zbudowany prawdopodobnie w XIII wieku przez Franków, obecnie jest przyzwoicie zachowaną ruiną na planie kwadratu, zwłaszcza mury się nieźle prezentują. Ostatnią funkcją tej budowli przed opuszczeniem było więzienie dla pojmanych Turków po greckiej rewolucji na początku XIX wieku.
Bardzo wieje i jeszcze jest dość ciemno, dlatego zbliżenia wyszły zbyt poruszone by je pokazać. Później, gdy zrobiło się jaśniej ruiny były centralnie pod słońce więc w ogóle nie było szans.
No, może to zdjęcie jeszcze jest w miarę.
Wyjeżdżając rozglądaliśmy się za jakąś dróżką i znakiem do zamku, nic takiego jednak nie było. Po powrocie sprawdziłem na mapach, zamek ewidentnie jest odwiedzany jedynie przez wyjątkowych pasjonatów i zapaleńców a jedyna możliwa droga dojścia jest od drugiej strony, od wschodu. Także chyba dobrze że w takich warunkach odpuściliśmy poszukiwania.
Póki co jeszcze jednak jesteśmy na plaży i rozglądamy się po okolicy, wieczorem było już zbyt ciemno by cokolwiek zobaczyć poza licznymi światełkami wokół.
Wspomniana w poprzednim odcinku fabryka.
Może tak dobrze tego nie widać, ale wszystkie drzewa w najbliższym jej sąsiedztwie pokryte były grubym, czarnym nalotem. Nie mieliśmy pojęcia co to takiego, po powrocie pogrzebałem trochę w sieci i wyszło na to że ten zakład to cementownia, która w procesie produkcji stosuje jedną z frakcji powstałych podczas przerobu ropy naftowej
, być może taki jest skutek.