19 września, środa c.d.Egistri (Agistri, Angistri) jest bardzo małą wyspą, zamieszkałą przez niespełna 1000 osób. Nie ma tu wiele plaż, nie ma też żadnych zabytków. Wpadłem na pomysł by na nią się wybrać już w ostatniej chwili przed wyjazdem i początkowo wymyśliłem że popłyniemy szybkim wodolotem tylko na jeden dzień i pójdziemy sobie na jakąś plażę w pobliżu portu. Potem jednak grzebiąc nieco głębiej w połączeniach promowych okazało się, że i na Egistri pływają promy samochodowe, te same co na Eginę, wykonując 2-3 kursy dziennie. A już cena przeprawy przekonała nas całkowicie
.
Zaraz po zjechaniu z promu przekonaliśmy się, że Egistri nie jest nikomu nie znaną odludną wysepką zagubioną gdzieś na morzu. Skala to całkiem spory konglomerat nowoczesnych, gęsto stojących domów, hotelików, tawern, są tu też sklepy z typowo turystycznymi akcesoriami. Skoro przypłynęliśmy właśnie tutaj to zwiedzanie wyspy chcieliśmy zacząć od położonej niedaleko plaży Chalikiada, ale …. nie trafiliśmy we właściwą uliczkę
czego zresztą nie ułatwiał tłumek przybyszów którzy tak jak my opuścił prom. Pojechaliśmy w stronę przeciwną, czyli do Megalochori, zwanej też Milos. Miejscowości są praktycznie połączone, ale nie całkiem, wzdłuż wybrzeża prowadzi coś w rodzaju deptaka, nie ma na tym odcinku przyjaznych plaż. Milos okazała się miejscowością o podobnej wielkości co Skala ale ewidentnie jest mniej popularna i mniej turystyczna, wydaje się raczej osadą do mieszkania przez Greków a nie turystów.
Skoro nie Chalikiada to może Dragonera?
. Pojedziemy najpierw na nią, zwłaszcza, że przy okazji będziemy mogli obadać sprawę noclegu… ta plaża wydawała mi się do tego celu odpowiednia.
Od Megalochori to niespełna 2 kilometry, od jedynej drogi przecinającej wyspę trzeba ostro zjechać w dół nad morze. I właśnie tu, przy skręcie zauważamy tablicę – sporą, nie dało się jej nie zauważyć – z wyraźnymi zakazami biwakowania na całej wyspie
. Hmm, no to zaczyna się niezbyt pozytywnie…
Dragonera to właściwie nie jest typowa plaża, a niezbyt głęboka zatoczka której wybrzeże z miejsca przypomina nam dawno niewidzianą Chorwację
. Tylko takich obrazków w Chorwacji nie było
.
Jak więc ma się taki widoczek do przed chwilą opisywanej tablicy? Sprawdźmy
.
Podchodzę do wylegujących się na hamakach dwóch jak się okazało młodych dziewczyn – Niemek. W paru słowach opisuję swój problem pytając czy w związku z zakazem biwakowania miały może kłopoty z policją… początkowo patrzyły na mnie podejrzanie
ale gdy wyjaśniłem wskazując na auto, że zamierzamy może tutaj w nim spędzić noc od razu stają się rozmowniejsze
. Nie, nie było tu policji, nie ma o tym mowy, nie słyszały o jakichkolwiek problemach… zresztą - jak się wyraziły – cała wyspa to jeden wielki namiot
. No to luz i sielanka
.
Uspokojeni możemy poprzyglądać się okolicy.
Sama „plaża” jest otoczakowa, niewielka i wąska, zastawiona leżakami z tutejszej tawerny.
Druga, bardziej dzika (tam na drugim planie pod drzewami też są porozbijane namioty).
„Zaplecze” Dragonery.