napisał(a) ziemniak » 18.03.2025 19:41
Etap 13: stolica Przed nami około 115 kilometrów jazdy na ostatni nocleg w Malawi. Po drodze zatrzymujemy się na stacji paliw aby zatankować paliwa tak aby na koniec naszych wojaży było lekko ponad ¼ baku czyli tyle, ile było na starcie. Na stacji zaczepia mnie Pan sprzedający koszyki. Proponuje cenę 5 tysięcy kwacha. Odmawiam, bo po co mi taki koszyk. Nie odpuszcza, nowa cena to 4 tysiące. Żar leje się z nieba, patrzę na niego i biorę jeden za 5 tysięcy, bo nie mam sumienia za 4 tysiące, bo przecież 5 tysięcy to raptem 12 złotych. Najwyżej zostawimy go, ale wyrób naprawdę porządny.

Do Lilongwe docieramy około 15:30. Po zakwaterowaniu patrzymy na cenę piwa – 4 tysiące. O nie, jedziemy do marketu kilometr dalej, przecież w hotelu kosztowało 2,5 tysiąca, a w markecie 1,3 tysiąca. Wchodzimy do dużego centrum handlowego. Od razu w nozdrza kłuje nas zapach mięsa. Gdy przechodzimy obok zamrażarek zaczynamy zamykać otwarte drzwi. Wtedy miejscowi zaczynają patrzeć na nas ze zdziwieniem. Po chwili smród potu pracowników i mięsa jest dla mnie nie do wytrzymania, uciekam. Piwo kupujemy w sklepie po drugiej stronie, po 2,5 tysiąca (niecałe 6 złotych). Widać stolica jak to często bywa rządzi się swoimi cenami. Odwiedzam jeszcze sklep akwarystyczny, gdzie na kilkadziesiąt akwariów z rybkami powszechnie dostępnymi w Polsce nie ma ani jednego z pyszczakami.
W hotelu spędzamy leniwe popołudnie czekając na Franciwella wraz z jego żoną, którzy mają nas zabrać na kolację. Gdy docierają, wsiadamy do ich auta i jedziemy w nieznane nam miejsce. Restauracja to pięknie położony lokal w parku. Zamawiamy dania, rozmawiamy o podróżach. Dopytują się o szczegóły naszej wycieczki, opowiadają o innych Polakach, którym pomogli w Malawi, o naszym planie, który już niedługo ktoś z Polski wykorzysta z Franciwellem jako przewodnikiem. Dowiadujemy się, że w następnym roku mają marzenie przylecieć do Europy i zwiedzić kilka największych miast, miejsc których nie ma w Afryce. Dostajemy niesamowite prezenty, bo ubrania narodowe Malawi.
Plan który wymyśliliśmy i zrealizowaliśmy to jest coś z czego jesteśmy niesamowicie dumni, bo sam Franciwell miał wątpliwości. Jednak po raz kolejny udowodniliśmy, że planowanie podróży i ich realizacja to coś co daje nam siły i niesamowitą frajdę. Tutaj było to szczególnie trudne, bo czuliśmy się tak jak około 15 lat temu gdzie swoje pierwsze podróże po Europie opieraliśmy na szczątkowych relacjach i papierowych mapach. Nasze doświadczenie i intuicja nas nie zawiodła. Owszem z perspektywy czasu wiele rzeczy można byłoby zrobić inaczej, ale po raz kolejny trochę spontaniczności dało nam niesamowitą zabawę.