Etap 11: powiew zachodu
Do Sengi, a raczej na jej obrzeża gdzie znajduje się nasz kolejny nocleg docieramy około godziny 13:00. Siadamy na tarasie, wita nas przesympatyczny kelner o imieniu Piter. W oczy rzuca nam się kilka rzeczy, m. in. różne tablice rejestracyjne przybite do drzewa, wiszące flagi kilkunastu państw, w tym flaga Unii Europejskiej na plaży co nam się podoba i nie podoba. Jednak najbardziej w oczy rzuca się krajobraz, a raczej wysoki stan wody w jeziorze i zniszczenia nim spowodowane. Plaży ze zdjęć nie ma, a po budynkach widać, że woda była jeszcze ponad metr wyżej. Około godzinę później przychodzi Pan polecony przez Franciwella, który na następny dzień rano ma nas zabrać na wyspę, a raczej wysepkę Namalenje. Ustalamy cenę 100 dolarów.
Po 14:00 Piter przynosi zamówioną pizzę, która jest nietypowa, ale smakuje naprawdę dobrze. Później idziemy na rozejrzeć się po najbliższej okolicy. Obserwujemy gromadę ludzi chodzących z sieciami, później pomagamy rozplątać sieci dzieciakom i chwilę z nimi łowimy. Po powrocie wita nas Bruce, właściciel obiektu, wita nas w narodowej koszulce Polski. Po krótkiej rozmowie idziemy przejść się na plażę bliżej centrum. Problemem okazuje się duży ośrodek obok, aby przez niego przejść trzeba zapłacić opłatę za wstęp. Pomaga nam dwóch miejscowych, którzy bezinteresownie pokazują nam drogę dookoła. Siadamy na skałkach przy plaży i zaczynamy obserwować życie na dość rozległej plaży. Oczywiście po horyzont brak jakichkolwiek turystów, za to pełno tutejszych, którzy głównie skupiają się na łowieniu ryb. Przez chwilę zaczepia nas kilka osób oferujących wycieczki. Po chwili spokoju przylatuje gromadka dzieci. Zaczynamy wspólną zabawę w łapki i piłeczkami. Niestety tutaj dzieci, szczególnie starsze są bardziej zaborcze i gasimy kilka kłótni. W drodze powrotnej widzimy jak wracająca rodzinka z połowu bawi się piłką od nas. Mamy uśmiechy na twarzy, bo piłką bawi się głównie mama.
Późne popołudnie i wieczór spędzamy na tarasie. Przychodzi do nas Irina ze swoją około roczną córeczką, a Bruce rozpala grilla, na którym przyrządza pyszną rybę z warzywami. Okazuje się, że Bruce pracował kilka lat w Tajwanie gdzie przyjaźnił się z Markiem z Poznania oraz poznał swoją przyszłą żonę Irinę z Jekaterynburga. Był to bardzo miły wieczór spędzony w ich towarzystwie. Rozmyślamy o naszych chłopakach, myślimy, że bardzo im by się tutaj podobało.
