Jeszcze nie całkiem będąc pewną, czy w ogóle gdzieś pojedziemy w tym roku, weszłam na stronę internetową Makarskiej, przede wszystkim poo relacjach znajomej, która tam kilka lat z rzędu była rezydentką. Potem znalazłam Wasze, a teraz również nasze forum, gdzie naczytałam się trochę za, a mnóstwo przeciw samej Makarskiej:), ale ponieważ mieszkam w małej miejscowości, to wielkość Makarskiej mnie nie przeraziła, tym bardziej, że na co dzień pracuję na takim uboczu, że z okiem biura mam widok na pola i urzędujące tam często sarny i bażanty, więc trochę rozrywki wydawała mi się jak najbardzie wskazana:).
Ponieważ był to pierwszy wyjazd autem tak daleko, szkoda mi było na miejscu tracić czasu na szukanie kwatery, wybrałam pierwszą ofertę, jaką znalazłam w necie (wydała mi się korzystna 30 euro/ dzień za apt. dla 3 osób, z klimą i parkingiem) i zaklepałam adres jakieś 2 tygodnie przed wyjazdem.
W trasę ruszyliśmy 5 września koło 17, po pracy, tak żeby jak najszybciej znaleźć się w chorwackim raju:) i żeby spokojnie jechać, gdy nasz czteroletni szkrab będzie smacznie spał. Wybraliśmy trasę z Bolesławca przez Niemcy (nie będę pisać dlaczego, o tym już było na forum nie raz), mały ruch na drodze coraz bardziej utwierdzał nas w tej decyzji:). 15 minut po trzaśniećiu kalmką, nasze słoneczko już smacznie spało i kazało się obudzić dopiero na wakacjach:). Pod Regensburgiem zmęczenie dało zna i zzdrzemnęliśmy się na jakieś 2 godzinki, ale ponieważ mnie już wystarczyło, mąż zaufał mi na tyle, że przez austriackie tunele śmigałam ja, dzięki Miśku:). Tak więc w południe byliśmy już w Plitvicach, nie wiem, czy to do końca był dobry pomysł, bo mąż ledwo miał siłę podziwiać te widoki, za to my z córcią jak najbardziej:)
z góry wydawało się, że nie ma tłumów
rzeczywistość była inna, człowiek za człowiekiem, przesuwaliśmy się tempem żółwia:), ale było na co popatrzeć. Najbardziej zszokowały mnie Włoszki, ostentacyjnie wrzucające pety papierosów do krystalicznie czystych jezior...