Kolejny dzień przeznaczyliśmy na zwiedzanie, przede wszystkim chcieliśmy (tzn. głównie ja chciałam ) dotrzeć do osławionego już muzeum malakologicznego ( muszli, jakby ktoś nie wiedział, choć jestem pewna, że wszyscy, którzy tu zaglądają są z tym słowem świetnie obeznani ).
Przeszliśmy więc naszą słynna już trasę,
po drodze zaliczyliśmy pocztę i obowiązkowe wysłanie pocztówek do tych nieszczęśników, którzy już dawno o urlopie zapomnieli, i spokojnie spacerowaliśmy (w trzydziestokilku stopniowym skwarze ) osławioną już promenadą, spoglądając na wystawiony nam, turystom pomnik ( swoją drogą miło z ich strony, a zwłaszcza ukłon w stronę kobiet, ponieważ codziennie rano ogrodnik kładł na dłoń posągu kobiety świeżo ścięty kwiat )