Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj! [Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
lkemot napisał(a):Fajny widok z parkingu na dachu Tommiego, a i cena za parking bardzo dobra. Już nie mogę się doczekać jak tam wjadę i pomaszeruję do Starego Miasta...
Czekamy na ciąg dalszy, bo zapowiedź jest złowroga
Cena za parking bardzo dobra, a do Starego Miasta z buta może z 10 min. Oczywiście pewnie w sezonie w ciągu dnia będzie tam trudno postawić, ale warto próbować.
Wierz mi, że nie tylko zapowiedź kolejnego odcinka złowroga, ale i nasza przygoda zjeżyła mi włos na głowie
maslinka napisał(a):U nas też było Blato przy słabej pogodzie. Trudno się dziwić - jak jest słońce, siedzi się na plaży (albo w morzu)
W Piranie, Trieście i Krku z wody wychodziłem na chwilę. Nad Gardą do wody przez tydzień wlazłem może dwa razy i to tylko raz na pełne zanurzenie (ale sierpień 2014 to była tragedia pogodowa) A z Bledu przytargałem przeziębienie - było się na tym słoneczku nie rozpinać i zamiast zimowej kurtki, założyć softa. Duży chłopczyk wspinając sie po schodach na zamek, zdjął czapeczkę i kurteczkę i go ekspresem przewiało
Pääkäyttäjä napisał(a):Uf, przetrzepałem ten wątek i kawałek o Bledzie i okolicy. Dziękuję za ładne zdjęcia i opis, bedzie co zwiedzać w czerwcu
W czerwcu tam będzie pięknie. Polecam Vintgar Mi brakowało czasu, aby się tam na spokojnie poszwędać po okolicznych wioskach, dlatego do powtórki jakoś nie narzekam z tego powodu
maslinka napisał(a):U nas też było Blato przy słabej pogodzie. Trudno się dziwić - jak jest słońce, siedzi się na plaży (albo w morzu)
Otóż to. Staraliśmy się tak wycyrklować, patrząc na prognozy, aby do maksimum wykorzystać słoneczne dni.
No właśnie... swoją drogą opuściłam się w pisaniu Czas się brać za film i kolejny odcinek!
Pääkäyttäjä napisał(a):
maslinka napisał(a):U nas też było Blato przy słabej pogodzie. Trudno się dziwić - jak jest słońce, siedzi się na plaży (albo w morzu)
W Piranie, Trieście i Krku z wody wychodziłem na chwilę. Nad Gardą do wody przez tydzień wlazłem może dwa razy i to tylko raz na pełne zanurzenie (ale sierpień 2014 to była tragedia pogodowa) A z Bledu przytargałem przeziębienie - było się na tym słoneczku nie rozpinać i zamiast zimowej kurtki, założyć softa. Duży chłopczyk wspinając sie po schodach na zamek, zdjął czapeczkę i kurteczkę i go ekspresem przewiało
Mądry Polak po szkodzie My w Bledzie popływaliśmy, woda była ciepła! Szczerze, to się nawet zdziwiłam, ale faktycznie, nic nie odmarzało po wejściu ani po wyjściu a pływaliśmy koło 18:00.
Co do pogody, jak patrzę na to, co za oknem, to się boję, jakie będzie w tym roku lato
Wracam po długiej przerwie i zabieram Was ze sobą w rejs! Tak, a co! Dziś płyniemy na Mljet Zakładajcie kamizelki ratunkowe, bo miejscami wrażenia mogą być ekstremalne
Zacznijmy jednak od tego, że spałam na „czuja”, bo rejs też zależał od pogody. A w nocy dodatkowo przeszła burza, od 4 do 7 nie było prądu, lało. Bałam się, że z rejsu nici. Jednak rano telefon milczał, czyli płyniemy. Po wczorajszej ulewie wyglądam za okno, a tam tak:
Jesteśmy w Cro, czegóż innego można się spodziewać? A poza tym po deszczu jest super przejrzyste powietrze i Lastovo mamy na wyciągnięcie ręki
Musimy zjeść i wyjść o 7:30, dlatego nie ma wylegiwania się. Raz dwa i jedziemy.
Jest tak ładnie, że nie mogę odpuścić sobie zdjęć
to chyba w tym momencie podjęliśmy decyzję, że za rok na Lastovo
Jako parking, tym razem ten nad Tommym. Będzie tanio, w końcu uciekamy z Korculi na cały dzień.
Idziemy w dół do biura podróży Korkyra, które jest organizatorem naszej wyprawy. Reguluję resztę kwoty, bo wczoraj płaciliśmy tylko zaliczkę. W sumie 840 kun za dwie osoby w dwie strony. W tym był rejs, obiad (rybka itd. jak na fish picnicu), wejście do Parku Narodowego, poruszanie się po nim (w tym krótkie rejsiki) i przewodnik, który nas oprowadzał i opowiadał w języku angielskim.
Ludzie się zbierają. Jest kilka par w naszym wieku, kilkoro osób samych i kilka pań – przyjaciółek. Generalnie ekipa fajna i nie „klub emeryta” W końcu idziemy do łódki i punktualnie o 8:30 wypływamy.
Jest fajnie, ciepło, morze nie buja (jeszcze), statek jest „dwupoziomowy”, młodzież idzie na górę, 45+ zostają na dole My poszliśmy na górę, żeby mieć lepszy widok do nagrywania (potem żałowałam… ).
Na początek oczywiście rakija. Swoją drogą paskudna
I płyniemy. Widoki – cudne
jak ja uwielbiam Półwysep
przy takiej przejrzystości powietrza – zapiera dech w piersiach
Nie tylko jednak Peljesac możemy podziwiać. Spójrzcie na TO
Ale Półwyspem też Was pomęczę jeszcze
Niestety, im dalej w las tym gorzej. Zaczyna bujać. Najpierw fajnie – wiecie, jak to jest, jedna falka, ooo idzie większa itd. Także radocha na całego, cykanie zdjęć, kręcenie filmików, każdy na pokładzie zacieszał
No dobra, fajnie, ale… daleko jeszcze?
I tak nas buja 20 min, 30 min, 40 min…. Jak choroby morskiej nie mam, tak już mnie zaczyna mdlić. Współtowarzyszom podróży z górnego pokładu już też mina rzednie, każdy się stara patrzeć w jeden nieruchomy punkt. Silniczek łódki ledwo sobie radzi, fale walą nas z boku…Ani wysiąść, ani nic – szlag by to… w myślach przeklinam tą naszą wycieczkę.
Jeszcze staram się coś cykać, ale 90% zdjęć krzywych. GoPro i stabilizator Gimbal dostały choroby morskiej i też krzywo nagrywają, poza tym boję się, że upuszczę i pójdą na dno, więc też dość szybko chowam to wszystko do plecaka.
Co jakiś czas wpada do nas na górę przewodnik i patrzy czy żyjemy. Widać, że też nie jest zachwycony. Martwi się o całą naszą wyprawę. Ja też. Na morzu nikogo poza nami. To się żeśmy wybrali… a można było d..ę na Bacvie uwalić. Ehh mądry Polak po szkodzie
A bujało nas tak (jesteśmy na górnym pokładzie, z dolnego fale pewnie wyglądały na jeszcze gorsze i gdybym tam siedziała, to pewnie zdjęcia wiałyby grozą):
jak na karuzeli…góra, dół, góra dół….
I to moje ostatnie zdjęcia. Chowam aparat, zamykam oczy. I to był błąd… jak mi się wtedy zaczęło bujać w głowie…. Apogeum nadeszło, gdy fala uderzyła tak, że stół drewniany się przewrócił, a my prawie spadliśmy z ławek. Ok, to mi się przestaje podobać. Wysiedziałam jeszcze trochę u góry i poszłam na dół. Cóż, najwyżej będę tym pierwszym, który zacznie puszczać pawia… Ktoś musi zacząć
Na dole przy schodach spotkałam kapitana, który popatrzył na mnie i zaczął obiecywać, że już niedaleko. No, my na górze to chociaż sucho mieliśmy. Na dole kałuże małe i duże Kapitan obserwował fale i mówił drugiemu, który siedział za sterem, co ma robić.
Kierownik wycieczki, widząc mnie w stanie łagodnie ujmując średnio-zadowolonym, proponował wodę itd., ale ja to już chciałam tylko wysiąść. Siadłam, wystawiłam twarz do wiatru, trochę pomogło. Wkrótce dołączyła do mnie kolejna towarzyszka niedoli z góry. Mówiłam, że ktoś musi być pierwszy?
Na szczęście faktycznie, 15 min i byliśmy u celu. Do zatoki na Mljecie wpływaliśmy już z kapitanem u steru, bo młodszy stażem nie mógł sobie poradzić. Cały rejs trwał 2h. Długo…
Eh… a jak my wrócimy?
Na razie idziemy zwiedzać. Jestem dalej skołowana, więc i zdjęć mniej.
Przy wejściu do Parku przejmuje nas przewodniczka. Każdy dostaje już kupiony bilet do PN. Jego koszt to 100 kun za osobę dorosłą. Nie wiem czy to ceny posezonowe, pewnie tak. W każdym razie uważam, że warto.
Idziemy najpierw laskiem, bardzo przyjemnie, ładne ścieżki, do tego cykady – jest pięknie.
Co jakiś czas stajemy, a Pani przewodnik opowiada o roślinności, wyspie, jeziorach. Trochę słucham, trochę się rozglądam. Powoli muszę wrócić do pełnej aktywności i trochę energii nabrać.
rybki trochę mniejsze niż w Plitwicach, ale też jest ich duuużooo
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to wszechobecna zieleń. Piękne kolory, piękne kontrasty, faktycznie ma się wrażenie bardzo bliskiego obcowania z naturą.
Dochodzimy do punktu, w którym ładujemy się na łódkę i płyniemy w stronę wysepki św. Marii, która znajduje się na środku Wielkiego Jeziora. Rejs jest krótki, ale przyjemny. Choć nawet tutaj wieje
piękna willa, podobno jakieś miejsce spotkań, znane osobistości się właśnie tu kwaterują
W końcu dopływamy. Oczywiście idziemy zwiedzać klasztor. Szału nie ma. Na razie widać, że trochę remontów, coś się starają podreperowywać. Generalnie skromnie. Ale w sumie taki powinien być klasztor, a nie full wypas i Maybach w garażu
Najpiękniejsza rzecz tam to bez wątpienia ten witraż:
Teraz wychodzimy na zewnątrz i obchodzimy klasztor dookoła. Nie jest to długi spacer, ale miły. Tylko ten wiatr… Powoli zaczynam się martwić, jak wrócimy i już snuję plany Jadrolinja na Plejesac i może taxi boat z Orebica na Korculę. Staram się nie jeść, żeby potem na łódce nie było awarii…
No nic, na razie skupmy się na spacerze.
piękne ten Mljet
klasztor od tyłu
Gdzieś mniej więcej w momencie robienia tego zdjęcia poniżej doszliśmy do wniosku, że na Mljet musimy wrócić we własnym zakresie. I tak – w 2018 r. chcemy spędzić tu kilka dni.
Dostajemy od Przewodniczki czas wolny. Możemy się poszwędać sami. Robimy więc kolejne kółko wokół klasztoru.
za klasztorem można znaleźć takie ruiny
A teraz uwaga, nie było ich na Korculi, nie było ich na Badiji, a tu są
Osiołki!
do puszki można było wrzucić pieniądze na jedzenie dla osiołków, oczywiście – wrzucone
Idziemy dalej, a gdyby się ktoś zmęczył to jest na czym posiedzieć:
I na co popatrzeć:
Dochodzimy do miejsca, gdzie ma nas zgarnąć łódka. Mamy trochę czasu, więc idziemy na lody. 1 gałka 8 kun. Ale jakie dobre były! Niebo w gębie!
WC przy klasztorze – 7 kun. Ale cóż zrobić, jeśli się chce…
W końcu ładujemy się, tym razem na katamaranik i płyniemy skąd przypłynęliśmy
cudnie
o Mljecie dowiedzieliśmy się, że to fajne miejsce do snurkowania, dlatego też jesteśmy bardzo za, żeby wpaść tu na parę dni urlopu
podobno tylko apartamenty trzeba z wyprzedzeniem rezerwować, bo baza noclegowa nie jest zbyt rozbudowana, no i niestety podobno ceny trochę wyższe niż w innych miejscach w Cro, ale nie wiem tego na 100%, bo jeszcze nie sprawdzałam
Jak już nas wysadzili z łódki, dostaliśmy znów czas wolny, aż do samego odpłynięcia naszego statku. Chcemy to wykorzystać na spacer wokół jeziora i narzeczony chciał popływać, bo woda podobno zupa. Niestety, plan spalił na panewce, bo kąpielówki zostały w apartamencie… ehh. To idziemy, może widoki zrekompensują niemożność pokąpania się.
nie mogę się nadziwić tym kolorom
Jedno, na co trzeba uważać, to wszechobecne jaszczurki. Latają jak głupie i są wszędzie.
ta już trochę opalona
Widoki nieziemskie, aż by się chciało wskoczyć. Ale jak potem wracać w mokrych gaciach? Można tylko nogę zamoczyć.
w tym miejscu jedno jezioro łączy się z drugim
Po 40 minutach wolnego spaceru dochodzimy do punktu wyjścia. Teraz powoli kierujemy się do wyjścia z Parku.
taką dróżką wracamy skąd przyszliśmy
Przed wejściem do Parku jest masa straganów. Oczywiście kupuję magnesik (25 kun). Idziemy się czegoś napić. Siadamy w beach barze przy porcie, zamawiam colę i sok (38 kun). Cena chyba za lokalizację Towarzyszy nam ładny widok i wścibskie osy w ilości sztuk 5. A żeby je…
widok z baru
to niestety nie nasza łódka
ta ostatnia jest nasza…plusem było, że żeby się do niej dostać, przeszliśmy przez pozostałe cztery, te pierwsze dość ekskluzywne, a my tacy nieubrani, bez garniturów
Na wszelki wypadek lokuję się na dolnym pokładzie. Zresztą – wszyscy tak robią. Na górze bujało gorzej, więc dmuchamy na zimne. Najpierw podają nam obiad. Makrela, surówki, chleb, wino etc. Jem mało, wolałabym nie wymiotować rybką
Zagadują do nas dwie bardzo miłe Panie w UK. Przyjaciółki, są razem na urlopie. Fajnie się gada.
Wypływamy. Na szczęście mniej wieje, morze jest spokojniejsze. Fale są, ale nie takie, jak rano. Trochę nagrywamy, trochę robimy zdjęć.
korci, aby się tam znaleźć
Jedna z Pań z UK idzie na dziób pocykać foty. Wraca cała mokra – przyszła jedna większa fala i zrobiła jej prysznic Wszyscy się śmieją, morale ekipy wzrasta. Chyba każdy po porannej przygodzie bał się o powrót. Na szczęście jest w porządku
na horyzoncie pojawia się już Korcula
I jesteśmy na miejscu. Mljet piękny, droga do paskudna, droga z – ok. Czyli reasumując wychodzi na plus
Pogoda ewidentnie się zmienia. Dobrze, że jutro kończymy urlop. I tak by nie było plażowania.
te chmurki upałów nie zwiastują
Idziemy „odebrać” Dusterka z parkingu. Płacimy 50 kun za postój od 8:00 do 18:20. Jedziemy do apartamentu, przebrać się i ogarnąć a potem kierunek Vela Luka i konoba Lucica – czas na pożegnalną kolację. Nikt nas tak dobrze i smacznie nie ugościł jak oni, więc wybór był oczywisty
Droga do Vela Luki urozmaicona jest piękną grą światła.
Korcula zafundowała nam piękny spektakl na pożegnanie
Auto stawiamy na parkingu przy porcie, płacimy Pani Parkingowej tylko 16 kun za 2h, więcej od nas nie chce. Widzi naklejkę na aucie, rzuca „Polako, Polako” i macha ręką. Miło
Jestem głodna. Od rana jadłam niewiele, a spaliliśmy sporo kalorii. Mnie dziś zjadł stres, więc muszę sobie odbić
Nie oszczędzamy się. To nasza ostatnia kolacja. Musi być zupka, musi być ryba, musi być blitva, musi być wino i palacinki. I było. I to nie byle jakie. Rybka jedna z lepszych z karty – żółtogon (czy jakoś tak) I oczywiście jak to w Konobie Lucica – wszystko PYSZNE!
A teraz już czas wracać. Przed nami pakowanie a jutro rano wyjazd
Gdyby ktoś chciał zobaczyć i poprzeżywać z nami rejs i spacer po Mljecie, to zachęcam do obejrzenia filmiku
A z CROnikarskiego obowiązku dodam, że: - zrobiliśmy dziś 17 908 kroków - przeszliśmy z buta 11,68 km - spaliliśmy 573 kalorie
Co w kolejnym odcinku? - zmiana lokalizacji ale do domu jeszcze nie wracamy - zmiana temperatury - zmiana ubrań
fajny wypad na Mljet, choć to trochę droga impreza... widzę, że w tym roku bilet do parku w sezonie (od początku czerwca do końca września) kosztuje już 125 kun w ogóle ceny wstępów w Cro wzrastają bardzo szybko - weźmy taki Dubrovnik, mury w 2017 to koszt 150 kun, w 2015 płaciliśmy 100... no ale są miejsca, które trzeba i warto zobaczyć
nie zazdroszczę bujania, na pewno by się to u mnie źle skończyło