Część XIX. Przerwa w ładnej pogodzieNiestety prognozy pogody się sprawdziły. Do ostatniej chwili miałam nadzieję, że może jednak wiatr rozgoni chmury. Jednak rano obudził mnie taki widok z okna:
Jeszcze nie pada, jest ciepło, ale z plażowania dziś nici. Nawet nie ma co siedzieć i czekać na to, że się przejaśni, bo widać wyraźnie, że na razie nie ma na to żadnych szans.
Jestem trochę smutna, ale pocieszam się myślą, że na tak długi urlop (18 dni) to dopiero pierwszy dzień z niefajną pogodą (a mamy dzień nr 15), także statystyki i tam mamy bardzo dobre.
Wczoraj wieczorem zaplanowaliśmy sobie dwa najbliższe dni. Na dziś – z okazji brzydkiej pogody – zwiedzimy tą część wyspy, do której jeszcze nie dotarliśmy, i do której pewnie byśmy nie dotarli, gdyby było piękne słońce
Jeśli chodzi o dzień kolejny – plan jest ambitny i dziś jedziemy na chwilę do Korculi, aby rozpocząć jego realizację
Z racji tego, że widok zza okna nie napawa optymizmem, jakoś niezbyt spiesznie wybieramy się z apartamentu. W końcu jedziemy. A po drodze jak nie lunie…
Co jak co, ale potrafi w Cro walnąć strugą deszczu. Z tej okazji na drodze do Korculi wzięliśmy autostopowicza - uczeń, który jechał do szkoły (pewnie się spóźnił na jakiś transport lokalny). Żal się nam go zrobiło, że tak moknie. Był zdziwiony, że akurat turyści się zatrzymali, chyba trochę wystraszony, bo całą drogę za dużo nie udało się pogadać, no ale na pewno chłopaczek zadowolony, że nie musiał gaci wykręcać, a my mieliśmy dobry uczynek na koncie
może z tej okazji pogoda będzie dla nas łaskawa jutro? Dojechaliśmy do Korculi i akurat przestaje padać. Auto stawiamy na parkingu na dachu marketu Tommy. Koszt to 5 kun, ale dwie pierwsze godziny są za darmo, także mamy parking za free
I taki widok w gratisie:
Przy ładnej pogodzie, to pewnie bym walnęła emotkę z serduszkami, a tak tylko będzie uśmieszek:
Idziemy najpierw na zakupy, a potem załatwić pewną sprawę
i na krótki spacer. Kupiliśmy jeszcze dwie pocztówki i zmykamy. Musimy nakarmić Dusterka na stacji w Domince, a potem obieramy kierunek
Blato.
Z dojazdem, jak i z zaparkowaniem, nie ma żadnego problemu. Autko stawiamy
tutaj i idziemy „w miasto”. Parking jest bezpłatny, nie ma parkometrów ani parkingowych, którym można byłoby zapłacić.
widok z naszego miejsca parkingowego bardzo ładny parkPogoda jakby trochę lepsza, nawet się przeciera, co sprawia, że mój humor automatycznie się poprawia. Poza tym – cholera – ładne to Blato
Zobaczcie sami
Jak widać jest pusto, nie ma turystów. Można się spokojnie poszwędać. I taki właśnie mamy „plan bez planu”, czyli idziemy przed siebie gdzie nas nogi poniosą. I docieramy w takie ciekawe uliczki:
jedynymi osobami, które spotykamy są zakonniceBlato jest naprawdę ogromne, gdzie się nie obejrzymy, tam widok na miasto, uliczki, uliczki, które poganiają inne uliczki – istny labirynt!
Co nas jeszcze urzekło w Blato?
piękne szyldy:
ciekawe nazwy instytucji kultury:
ale najlepsze są uliczki:
siedziba gminy (Urząd Gminy?) też robi wrażenie:
I ostatni rzut oka na Blato:
Powiem Wam, że Blato jest naprawdę urokliwe. Widać też, że to bogate miasto. Jest bardzo zadbane, nawet jak się wejdzie gdzieś w wąskie uliczki to jest czysto, schludnie, nie ma śmieci. Naprawdę byliśmy zaskoczeni aż takim porządkiem, zagospodarowaniem miejsc wypoczynku dla mieszkańców – super, super i jeszcze raz super
Pół dnia by nie starczyło, aby obejść wszystkie zakamarki tego miasta. A mam wrażenie, że warto byłoby to zrobić. Może kiedyś?
Na razie jedziemy dalej, kierunek
Prigradica.
Droga malowniczo wije się to w górę, to w dół. W końcu dojeżdżamy. Stawiamy auto w porcie i idziemy na rekonesans.
Z okazji pogody chyba wszyscy w apartamentach siedzą, bo cicho, pusto, ani żywej duszy. Prigradica w moim odczuciu jak Zavalatica, bardzo podobny układ domów.
Ale co mi się najbardziej podobało – linia brzegowa. Super
I to było ostatnie zdjęcie. Potem szybki powrót do auta, bo znowu zaczęło padać. Hmm.. padać to za mało powiedziane – lać jak z cebra
Jedziemy jeszcze na zwiad do Prizby. Liczymy, że po drodze przestanie padać. Niestety… Pozostaje nam zwiedzanie z auta, bo ciągle pada. Przejechaliśmy więc przez Prizbę, Smokvicę i wracamy. Nie ma sensu tłuc km, skoro nawet nie można wyjść z auta.
Siadamy na tarasie. Ewidentnie się zaniosło:
Nuda. Jak ja nie lubię tak marnować czasu….
Ale cóż – wzięłam się za segregowanie zdjęć, filmików z GoPro, żeby czas mi szybciej leciał.
Na szczęście jesteśmy w Chorwacji. Zdjęcia z naszego tarasu były z godziny 14:40. A teraz zdjęcia z 18:30
paskudna pogodo i witaj słoneczko
Idziemy uczcić zmianę pogody na lepsze do Konoby Albert. Zamawiamy rybkę, winko – jest dobrze
Czas spać i przygotować się na jutrzejszą przygodę
I żeby dopełnić CROnikarskiego obowiązku:
- dziś tylko 11 335 kroków
- przeszliśmy 7,41 km
- spaliliśmy 355 kalorii
A co w następnym odcinku?
- przygoda, która nam o mały włos bokiem nie wyszła
Do zobaczenia