CZĘŚĆ I. PRZYGOTOWANIA DO WYJAZDU, czyli jak to się wszystko zaczęło Zanim na dobre się rozpędzę z pisaniem o naszym cudownym urlopie, parę słów wstępu, trochę wyjaśnień, co, jak, po co i dlaczego, aby potem łatwiej było zrozumieć nasze decyzje i wybory
Pierwsze pytanie: To kiedy na urlop?W tym wypadku w zasadzie nie było dyskusji. Tak jak w zeszłym roku, tak i w tym, chcieliśmy jechać na koniec sierpnia – początek września. Data nam pasuje, pogoda ładna, w Chorwacji ciepło, woda ciepła. My się września nie boimy
Ponieważ lubię mieć wszystko zaplanowane z wyprzedzeniem i móc sobie odliczać dni do wyjazdu, za szukanie apartamentu wzięłam się szybko. A dokładnie: 01.01.2016, no bo cóż lepszego można robić w Nowy Rok niż planować sobie urlop?
Drugie pytanie: Z kim na urlop?Jak pewnie część z Was wie, a reszta właśnie teraz się dowie
rok temu byliśmy na urlopie we czwórkę (dwie pary, my i nasi przyjaciele). Bawiliśmy się super, fajnie spędzało się razem czas, absolutnie nie można narzekać.
No więc w czym problem? …. A w zasadzie w kim. Ano we mnie. Jadąc z kimś na urlop mam poczucie odpowiedzialności za to, aby osobom, które ze mną jadą było dobrze, aby im się podobało. Czasem trochę kosztem tego, co ja bym chciała zrobić/zobaczyć.
Biorąc więc pod uwagę, że mam wakacje tylko raz w roku, a pomiędzy nimi przez rok mam tyle pracy, że czasem można się nosem o podłogę podeprzeć, stwierdziłam egoistycznie, że pojedziemy sami...
- będzie czasem romantic
- dwie osoby będą podejmować decyzje, a nie cztery (a im więcej osób do decydowania, to nie zawsze każdy jest zadowolony z wyboru)
- na szczęście nasi przyjaciele są tak kochani, że absolutnie rozumieli moją potrzebę pobycia z własnym chłopem i z samą sobą sam na sam
Trzecie pytanie: To gdzie na urlop?Ja jestem zwolennikiem siedzenia w jednym miejscu, który jest dobrą bazą wypadową, ale narzeczony stwierdził, że dla niego 10 dni w jednym miejscu to za dużo (tak, nie wiem jak to możliwe
), dlatego decyzja zapadła, że 7 dni gdzieś i kolejne 7 dni gdzieś.
Potem przyszedł czas na rozważania dotyczące miejsca. Ustaliliśmy, że 7 dni spędzimy w miejscu obfitującym w bogatą ofertę dla aktywnego wypoczynku oraz będącego dobrą bazą wypadową do zwiedzania miejsc, na które mamy ochotę, tj. Split, Trogir. A skoro kurorcik, a skoro dobra baza wypadowa, a skoro bogata oferta dla turysty, no to –
Baska Voda. Będzie można zobaczyć Riwierę Makarską, zaliczyć fishpicnic, zobaczyć Split, Trogir, Omis, a do tego może skorzystać z jakichś motorówek, a także pospacerować promenadą.
Przyznam szczerze do samego końca oczekiwania na wyjazd nie byłam pewna, czy to dobry wybór. W końcu Baska Voda – mająca zdecydowanie więcej przeciwników niż zwolenników i my tam, podczas naszego wymarzonego urlopu…
Już miałam zmieniać, już booking.com szedł w ruch, ale ostatecznie narzeczony mnie powstrzymał i nie było wyboru. Będzie kurort jakich mało
Baska Voda: 24.08 – 31.08Ustaliliśmy także, że skoro pierwszy tydzień w kurorcie, to kolejne 7 dni na zadupiu dla uspokojenia skołatanych nerwów
Po zeszłorocznym pobycie na Półwyspie Peljesac w Orebicu i liźnięciu przez nas Korculi (w formie wycieczki jednodniowej) jasnym dla nas było, że na Korculę chcemy wrócić i to na pewno nie na jeden dzień, ale na dłużej. Przeszukiwałam miejsca, które miałoby sklep, a apartament parking i widok na morze i to najlepiej taki, żeby rano i wieczorem siedząc na tarasie kapcie mi spadały z wrażenia
Padło na
Zavalaticę. Tu już wątpliwości nie miałam i nie ukrywam, że na Korculkę to przebierałam nóżkami
Zavalatica: 31.08 – 07.09
Nauczeni jednak zeszłorocznym doświadczeniem, że 19,5 h w trasie to jednak za dużo, podjęliśmy także decyzję, że znajdziemy sobie jakiś nocleg po drodze. A skoro już mamy gdzieś jechać, zatrzymywać się, to i czemu czegoś przy okazji nie zobaczyć.
Przystanek nr 1 – w drodze do ChorwacjiMarzyła mi się Austria, marzyły mi się piękne wioski w górach nad jeziorem… Zaczęłam szukać noclegów… hmmm ok – na Austrię mnie nie stać
Ale przecież Słowenia też ma i góry i jeziorka, więc czemu nie tam. Biorę się za booking.com i co widzę – ooo teraz mnie już stać
Nocleg wybraliśmy w miejscowości
Bled. Ujmę to tak: O Bożesztymój jaki to był dobry wybór
(więcej w następnych odcinkach)
Bled: 22.08 – 24.08Przystanek nr 2 – powrót z ChorwacjiSkoro nie chcieliśmy jechać na raz do Chorwacji, to i nie chcemy na raz z niej wracać. Ponieważ ja bardzo chciałam zobaczyć Jeziora Plitwickie wybór był oczywisty. Wracając z Chorwacji bierzemy nocleg w wiosce jak najbliżej wejścia do Parku i zwiedzamy.
Wybór padł na
Rastovaca, pensjonat z restauracją. I był to wybór świetny.
Rastovaca: 07.09 – 09.09 Czwarte pytanie: A co z kotami?No właśnie, odwieczny problem każdego szczęśliwego posiadacza zwierząt w domu. My rok temu nie mieliśmy problemu, bo dziadek miał duży dom i przygarniał z radością nasze futra. Niestety, w związku z pewnymi zawirowaniami w życiu, dziadek domu nie ma, tylko małe mieszkanie i mimo szczerych chęci naszych 3 (słownie: trzech) futer nie jest w stanie przygarnąć i ogarnąć przez tak długi czas (18 dni urlopu).
Z racji tego, że mieszkamy pod Warszawą, nasi znajomi (a wszyscy pracują) nie daliby rady dwa razy dziennie dojeżdżać i zajmować się zwierzyńcem.
Hotel dla zwierząt odpadał, ponieważ za bardzo podczas urlopu bałabym się o to, jak zajmują się obcy ludzie moimi kotami...
Została więc babcia, która też ma niewielkie mieszkanie, ale większe niż dziadek, i też ma kota (niestety bardziej agresywnego, niż kot dziadka). Ponieważ byliśmy już trochę pod ścianą, to i babcię pod tą ścianą postawiłam. No i nie miała wyjścia – nasze trzy futra trafiły do niej
I mimo stresu, jak to będzie z kocim rezydentem, było bardzo dobrze
Nie chwaląc się, mamy bardzo dobrze wychowane koty
Nasza kicia u babciNasz rudzielec u babciKochany burasek u babciI koci rezydent u babci Piąte pytanie: Co ze sobą zabrać?Plusem było to, że w zasadzie dużo rzeczy nam zostało z zeszłego roku. Były leżatka plażowe, namiot plażowy, buty do pływania, stroje kąpielowe, ręczniki itd., także nie musieliśmy się o to martwić.
Kremy do opalania kupowałam sobie przy okazji innych zakupów, to samo z innymi kosmetykami na wyjazd i uważam, że to całkiem fajna opcja, bo nie boli aż tak po kieszeni, gdyby iść i kupić na raz wszystko.
Ubrania oczywiście też musiałam sobie dokupić, choć miałam przecież z zeszłego roku, no i buty…
narzeczony się tylko ze mnie śmiał, że i tak połowy nie ubiorę. I kurde miał rację
ale przynajmniej byłam spokojna, że mam wszystko i na każdą ewentualność.
Poza tym na plecach tego nie nosiliśmy, tylko jechało w bagażniku, więc nie ma co narzekać
Rok temu, będąc na Półwyspie i plażując w Zuljanie zobaczyliśmy, że ktoś ma super maski do snurkowania na całą twarz. Zatem pognaliśmy wiosną do Decathlonu i na wodne aktywności byliśmy gotowi
Tadaaaam:
Jedynym dużym zakupem, który od jakiegoś czasu mi chodził po głowie było GoPro. Naoglądałam się filmików z wakacji na YouTube i sama chciałam tak móc nagrać, zmontować i cieszyć, że mam. Co prawda trochę się zaczęłam zastanawiać, gdy policzyłam, że osprzęt do GoPro jest droższy niż sama kamera
, ale w końcu stwierdziłam, że a niech tam, zapracowałam to sobie kupię, a co
I tym sposobem staliśmy się szczęśliwymi posiadaczami GoPro 4 silver, stabilizatora gimbal Feiyu-tech FY G4s, nietonącego sticka do kamery, filtrów, baterii etc.
Narzeczony chciał drona, ale mu to wybiłam z głowy. Jakoś wypuszczanie 6000 zł w powietrze nad wodą albo w górach to nie na moje nerwy
Do tego wszystkiego takie pierdółki ułatwiające życie, jak:
selfie stick (ubóstwiam to urządzenie, i nie chodzi o możliwość robienia foci samej sobie
)
inny futerał do komórki, żeby się telefon mieścił w sticka
plecaki, żeby w czymś nosić ten sprzęt
Oczywiście winietki zamówione w Niemczech na tooltickets.com.
I najważniejsze
przecież nie tylko my jedziemy na urlop, ale nasze koty także, więc i dla nich musiała być wyprawka:
182 saszetki, paszteciki i in.I byliśmy ready Odliczanie dni do wyjazdu było straszne. Dłużyło się niemiłosiernie. Do tego praca, non stop praca i trudno było znaleźć czas na planowanie. Także o ile rok temu do wakacji byłam przygotowana na tip top, co zobaczyć, jak dojechać etc., tak tym razem trochę słabiej.
Oczywiście miałam must have, miałam trochę spisanych polecanych przez forumowiczów restauracji, a cała reszta była przez nas na bieżąco sprawdzana już podczas urlopu, w końcu na coś się przydał ten internet w pokojach
Kiedy nadszedł
TEN dzień, wyczekiwany, odliczany itd. Okazało się, że jestem w stanie nasze wszystkie walizki i koci dobytek spakować w 3h
Nasz plan był taki, że 19 sierpnia wyjeżdżamy sobie na spokojnie koło 10:00 do mojej rodziny na Dolnym Śląsku, tam koło 15:00 instalujemy siebie i koty u babci, spędzamy weekend z dziadkami, odwiedzamy kogo trzeba itd., a w poniedziałek nad ranem, tj. o 4:00 ruszamy w kierunku Słowenii. Plan cud, miód, malina – tylko realizować
No właśnie, ale jak to w życiu bywa, z realizacją jest różnie...
Ponieważ nasze koty są wychodzące, latają sobie po podwórku itd., to i w dzień wyjazdu je wypuściłam na dwór, żeby sobie ostatni raz przed wakacjami obsikały wszystkie krzaczki. Koty są tak nauczone, że lecą na podwórko nad ranem i koło 9:00 – 10:00 wracają do domu na śniadanie.
Tym razem jednak chyba poczuły pismo nosem, w szczególności rudzielec (nota bene największa łazęga z całej kociej ekipy) i o ile kicia z burasem wróciły do domu, tak jak zwykle, o tyle rudzielca nie ma. I nie ma, i nie ma, i nie ma...
Auto spakowane, dom przygotowany do wyjazdu, a kota nie ma. Na ileż różnych sposób ja go w myślach przeklnęłam, to tylko ja wiem…
W końcu, 3h po planowanej godzinie wyjazdu kot wrócił, ze zdobyczą w pysku. Najpierw więc odbyła się konsumpcja ptaszka na moich oczach, a potem Hrabia von Dupenstein dał się łaskawie złapać i zabrać do domu.
Taaaa… no to ten, z trzygodzinnym opóźnieniem wynikającym z tego, że mój kocurek miał wołanie do domu w głębokim poważaniu, udało się nam wyjechać.
Oczywiście naklejka wylądowała na właściwym miejscuI jedziemy. Wakacje czas zacząć Koty w aucie nawet nawet (w końcu to ich nie pierwsza podróż) i po pierwszym sikaniu, rzyganiu i załatwianiu innych potrzeb
w końcu grzecznie ułożyły się do jazdy:
My jadąc sobie spokojnie, choć odcinek Warszawa – Łódź jest groszy niż wszystkie inne drogi do Cro, w Cro i z Cro po jakich przyszło nam jechać
dotarliśmy pod wieczór do babci.
Tam dwa dni szybko zleciały, odwiedziliśmy kogo trzeba, zjedliśmy sobie pstrąga prosto z hodowli i nadeszła niedziela. TEN DZIEŃ, czyli że wyjazd na urlop, już na ten prawdziwy, chorwacki, wymarzony
Ale przecież nie może być spokojnie, normalnie i w ogóle, nie? Ano wracając z niedzielnego obiadku u dziadzia patrzmy, że nie świeci nam jedna żarówka. No ok, nie ma sprawy, wymienimy i po problemie. Wymieniliśmy na inną z naszych starych samochodowych zapasów, dojechaliśmy do babci, patrzymy – żarówka znów nie świeci, zakończyła swój żywot.
K*&*a mać
No to w długą do marketu po żarówkę, a w markecie żarówki nie ma
. To do kolejnego – ok mają. Bierzemy najdroższe i to dwa komplety, tak na zaś. Wsadzamy – nie świeci. No żesz w dupę….
Niedziela, mechanicy nie pracują, to dawaj googlować, narzeczony bierze się za bezpieczniki, ale wszystko hula. W necie straszą awariami takimi, że dupa nie urlop. W końcu w akcie desperacji bierzemy żarówkę z kolejnego, kupionego na zaś kompletu i cud – ŚWIECI
Okazało się, że po prostu żarówka nowa musiała być uszkodzona…
Wymieniona żarówka z drugiego kompletu jeździ do dziś, działa i ma się dobrze.
Aż mi się odechciało normalnie wszystkiego….
Po stresie, zafundowanym przez malutką żarówkę czas zjeść, dopakować rzeczy, które wyjęliśmy w trakcie pobytu u babci, i spać.
Ruszamy o 4:00.
A co w następnym odcinku:- jazda za dnia, więc widokowo
- pierwsze oh, ah
- radosna wariacja kucharza na temat pierogów…
- pierwszy film
Do zobaczenia