Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj! [Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Do tagu mieliście kawałeczek, ale widzę że mamy podobne upodobania. Ja też rano uwielbiałem spacerować po miasteczku. Czasem stawałem na plaży, czasem stawałem przy balustradzie w okolicy Konzuma i chłonąłem poranny spokój. Uwielbiałem te momenty Często widywałem strażaków myjących ulice a potem pijących kawę w knajpkach. Też zaliczyłem parasailing ale na innym spadochronie. Też miałem najdłuższą linę i najdłuższy czas, ale cenę miałem znacznie niższą. Jedyny problem był taki, że startowaliśmy jako pierwsi, więc widok miałem głównie na Brač, więc żeby zrobić fotki BV musiałem się "wykręcać" do tyłu. Niezależnie od wszystkiego również uważam te pieniądze za bardzo dobrze wydane Dzieciaki skusiły się też na bulletjet-a Niestety akurat w tym dniu mieli jakąś awarię kamerki i nie mamy żadnego filmiku Podobno też wrażenia niezłe, ale ja wolałem parasailing
AdamZ napisał(a):Filmik rzeczywiście robi wrażenie, 600 metrów liny to jest coś. Widoki z góry piękne. Samym czytaniem o Waszych spacerach się już zmęczyłem Szacun.
Nieskromnie powiem, że mi się filmik też podoba Ale to może nawet nie chodzi o moje umiejętność, bądź ich brak ale o samo przeżycie i powracanie do tego
lotnikwsk napisał(a):
CROnikiCROpka napisał(a):Było wcześnie, więc ludzi mało, a my rozłożyliśmy się w zasadzie na pograniczu znaku (stąd ten rozkrok na plaży )
A może trzeba było zrobić trzy kroki dalej
Pójście nawet dwa kroki dalej już by zobowiązywało...
Kasia i Krzyś napisał(a):też mieliśmy w planach parasailing w tym roku, nawet wsiedliśmy już na łódkę, ale z powodu silnego wiatru nie dało się wystartować kolejnego dnia... podnieśli cenę i zrobiliśmy focha, choć jakaś duża różnica to nie była, chyba trochę się przestraszyłam po tych wcześniejszych próbach, miotało strasznie tym "spadochronem"
Brela
Szkoda, że nie udało się Wam polecieć. Ale przy silnym wietrze sama bym nie chciała. My pognaliśmy na parasailing pierwszego dnia, żeby być pewnym pogody, a nie odkładać tego na ostatnią chwilę, bo wtedy mogłoby zacząć wiać, albo coś. Kuliśmy żelazo póki gorące
Koenig napisał(a):Do tagu mieliście kawałeczek, ale widzę że mamy podobne upodobania. Ja też rano uwielbiałem spacerować po miasteczku. Czasem stawałem na plaży, czasem stawałem przy balustradzie w okolicy Konzuma i chłonąłem poranny spokój. Uwielbiałem te momenty Często widywałem strażaków myjących ulice a potem pijących kawę w knajpkach. Też zaliczyłem parasailing ale na innym spadochronie. Też miałem najdłuższą linę i najdłuższy czas, ale cenę miałem znacznie niższą. Jedyny problem był taki, że startowaliśmy jako pierwsi, więc widok miałem głównie na Brač, więc żeby zrobić fotki BV musiałem się "wykręcać" do tyłu. Niezależnie od wszystkiego również uważam te pieniądze za bardzo dobrze wydane Dzieciaki skusiły się też na bulletjet-a (...) Niestety akurat w tym dniu mieli jakąś awarię kamerki i nie mamy żadnego filmiku Podobno też wrażenia niezłe, ale ja wolałem parasailing
Rano kurorty są przyjaźniejsze
My się cieszyliśmy, że byliśmy drudzy do latania, bo pierwsi faktycznie byli tyłem do B.V. . Nam się udało idealnie
Bulletjet-a chciałam zaliczyć, ale już nam czasu brakło . Może za rok będzie okazja
Roxi napisał(a):Super te zdjęcia z powietrza. Może też się kiedyś na to skuszę.
Aż mi wróciły wspomnienia dzięki Tobie, mój pierwszy raz w Chorwacji w ogóle... Wtedy też byliśmy w Bašce Vodzie i parasailingowaliśmy nic strasznego... Myślałam, że coś szarpnie, jak będziemy szli w górę, ale nic takiego czysta przyjemność. Cudowne widoki. Nawet człowiek nie czuje, że jest tyle metrów nad wodą. A jakby się lina urwała to jak w beton
Wow, parasailing jest super, wrażenia cudowne, widoki niezapomniane. Wiem coś o tym, bo sama w tym roku "fruwałam" w Makarskiej. Też wzięłam najdłuższą linę, ale w Makarskiej najdłuższa to było 500 metrów. W powietrzu przebywaliśmy 16 minut, a cena 450 kun za dwie osoby. Też mam filmik, który zaprezentuję w mojej relacji. Jednak pomimo fantastycznych wrażeń z parasailingu, to uważam, że jeszcze fajniejszy jest ZipLine. Jeśli lubicie podnoszenie poziomu adrenaliny, to serdecznie polecam. Zapraszam do mojej relacji z 2014 roku, gdzie opisałam tą imprezę i wstawiłam filmik. ZipLine.
tyniolek napisał(a):Aż mi wróciły wspomnienia dzięki Tobie, mój pierwszy raz w Chorwacji w ogóle... Wtedy też byliśmy w Bašce Vodzie i parasailingowaliśmy nic strasznego... Myślałam, że coś szarpnie, jak będziemy szli w górę, ale nic takiego czysta przyjemność. Cudowne widoki. Nawet człowiek nie czuje, że jest tyle metrów nad wodą. A jakby się lina urwała to jak w beton
To prawda. Nie szarpie, nie ciągnie. Raczej nie ma ryzyka, że się wyląduje dupskiem w morzu, a nie na łódce także tylko brać i lecieć
dhmegi napisał(a):Wow, parasailing jest super, wrażenia cudowne, widoki niezapomniane. Wiem coś o tym, bo sama w tym roku "fruwałam" w Makarskiej. Też wzięłam najdłuższą linę, ale w Makarskiej najdłuższa to było 500 metrów. W powietrzu przebywaliśmy 16 minut, a cena 450 kun za dwie osoby. Też mam filmik, który zaprezentuję w mojej relacji. Jednak pomimo fantastycznych wrażeń z parasailingu, to uważam, że jeszcze fajniejszy jest ZipLine. Jeśli lubicie podnoszenie poziomu adrenaliny, to serdecznie polecam. Zapraszam do mojej relacji z 2014 roku, gdzie opisałam tą imprezę i wstawiłam filmik. ZipLine.
Pamiętam relację z Twojego ZipLine, czytałam ją przed samym wyjazdem, bo wiedzieliśmy, że będziemy w Omiś, ale jednak nie zdecydowaliśmy się. Może kiedyś
Marzę o parasailingu, niestety w Podgorze lina 600m kosztowała za osobę 600 kun i byłam zmuszona odpuścić ale to nic straconego, prędzej czy później polecę
figusek napisał(a):Marzę o parasailingu, niestety w Podgorze lina 600m kosztowała za osobę 600 kun i byłam zmuszona odpuścić ale to nic straconego, prędzej czy później polecę
Pogoda nas rozpieszcza. Dzień rozpoczął się pięknym widokiem z tarasu i oczywiście wysoką temperaturą (chyba najgorętszy dzień podczas całego urlopu).
Po zjedzeniu śniadania w takich okolicznościach przyrody:
Czas ruszać na podbój Omis
Co nas do tego skłoniło? Oglądam z zamiłowaniem programy kulinarne Makłowicza i z nich dowiedziałam się, że na końcu trasy rejsu po Cetinie znajduje się super knajpka, która serwuje lokalne rarytasy Chcieliśmy ich spróbować, więc oczywistym było dla nas, że Omis i Cetina to nasze wakacyjne must have.
Daleko nie jest, bo raptem ok. 25 km. Zresztą, na Makarskiej Riwierze wszędzie jest blisko
Nie ma co czekać, zapinajcie pasy – jedziemy
Ciężko się skupić na jeździe przy takich widokach. Niesamowicie jest Do tego super widoczność, góry na wyciągnięcie ręki, morze na wyciągnięcie stopy – magia
Do Omis dojechaliśmy sprawnie, ale już przejazd przez miejscowość… korek korkiem poganiał. Nawet w B.V. nie widziałam takiego sajgonu na drogach, jak tam.
Niestety, nie dopełniłam mojego CROnikarskiego obowiązku i nie pamiętam, ile płaciliśmy za godzinę parkowania Nie było jednak jakoś strasznie drogo, bo to na pewno bym zanotowała
Plusy parkingu: - dużo miejsc do parkowania
Minusy parkingu: - patelnia, w zasadzie brak cienia poza kilkoma drzewami rosnącymi na skraju parkingu
Nasz czarny Duster się ugotował…
Z parkingu idziemy szukać kogoś, kto nas będzie nawoływał do rejsu Oczywiście nie trzeba było długo czekać. Doszliśmy na most i tam od razu przydybał nas Pan pytając, czy aby może nie potrzeba nam czegoś (w domyśle łódeczki). Zatem ja wypalam – przyzwyczajona, że w B.V. po polsku mówią w zasadzie wszyscy – że szukamy rejsu po Cetinie. Gość się na mnie patrzy jak na debila, zaczyna się śmiać. Więc ja powtarzam, że chodzi mi o R-E-J-S. Na co gość do mnie, czy aby na pewno chcę race (czyt. rejs) po Cetinie. Mój chłop się już składa ze śmiechu, ja wreszcie ogarnęłam, że Pan po polsku ni w ząb, ale po angielsku lepiej, i że proszę go o wyścig po Cetinie…. No dobra, poratował mnie w końcu narzeczony słowem „excursion” i się finalnie dogadaliśmy
Dogadaliśmy się nawet tak dobrze, że za 5 min siedzieliśmy w łódce, w której nie było wiele osób, więc komfort podróży duży, a za 10 min odpływaliśmy.
Czas trwania rejsu: 40 min w jedną stronę Po dopłynięciu: 1 h czasu wolnego w miejscu, gdzie nas wysadzają Koszt za osobę w obie strony: 60 kun
Z racji niewielkiego zapełnienia łódki, mogłam kręcić filmiki i cykać foty z każdej strony
Jedynym minusem płynięcia o 11:00 było to, że zarówno płynąc tam, jak i wracając, słońce padało tak, że prześwietlało mi zdjęcia
Jak już wspomniałam, w łódce było sporo wolnych miejsc. Kto się pakuje z nami?
Najpierw zdjęcia w stronę knajpki, która jest miejscem docelowym na trasie:
niesamowicie czysta woda
ruch na rzece niewielki o tej porze, dopiero wracając zaczęło być więcej łódek i innych pływadeł
Po 40 min bardzo przyjemnego rejsu, podziwianiu po drodze nie tylko widoków na poziomie naszego wzroku, ale także tego co ponad głowami, czyli odważnych zjeżdżających na ZipLine, dotarliśmy do punktu docelowego – restauracji.
Zanim jednak konsumpcja, to mały spacer po okolicy. W końcu nie tylko jedzeniem człowiek żyje
doszliśmy do miejsca, w którym można zamoczyć nogi
woda rześka, żeby nie powiedzieć zimna jak …..
ktoś się twórczo spełniał
Ok, po przetestowaniu, czy woda mokra, czy nadaje się do moczenia, pływania itd. czas na knajpkę.
Bardzo ładne miejsce, przyjemnie się siedziało.
kamienne akwarium rybki skakały, ale nie udało mi się na zdjęciu uchwycić
Przy restauracji była dobudówka, a w niej …
peki, peki, peki
Wypiekano tam też chleb, który sobie kupiliśmy (mały – 50 kn)
zdjęcie z kolejnego dnia, w smaku lekko kukurydziany, pyszny!
Ale my tam w tej knajpie byliśmy nie po to, by ją oglądać, ale po to by jeść. Jeść to, co jadł Makłowicz i co tak zachwalał
Tadaaaam
taka porcja to koszt 100 kun
Żabki! Super w smaku, delikatne mięsko, palce lizać
Na co dzień narzeczony mówi do mnie „Żabo”, „Żabko”. Po konsumpcji przez jakiś czas miałam problem z tym zwrotem i musiałam się do niego na nowo przyzwyczaić
Czas leci szybko. Ani się obejrzeliśmy, a tu już trzeba wracać .
Jeszcze tylko parę zdjęć sprzed restauracji:
No to wracamy. Tym razem przyjemny wiaterek miział nas po twarzach, choć upał coraz mocniejszy. Apogeum jednak miało nastąpić później… Na razie nacieszmy ostatni raz oczy kanionem
zaczął się ruch
i tu się kończy nasza przygoda z Cetiną
Rejs po Cetinie to naprawdę super sprawa. Polecam każdemu. Piękne, spokojne miejsce, wszędzie zieleń (co widać na zdjęciach, zielony zielonym poganiał ) i do tego naprawdę smaczna restauracja na końcu. Warto, warto i jeszcze raz warto!
Na potwierdzenie moich słów, krótki filmik z rejsu. Miłego oglądania
Po rejsie udaliśmy się „w miasto” celem pozwiedzania. Piekarnik taki, że można się było skichać. Patelnia to mało powiedziane. I jeszcze te białe chodniki…
Najpierw chcieliśmy dojść do tej sławnej plaży piaszczystej, a potem zobaczyć miasto.
Doszliśmy do plaży. Ufff… jak gorąco. Puff… jak gorąco. No nie da się… Ale fotki są
plaża dooopska nie urwała…
A teraz biegiem do cienia. Doszliśmy, padamy…. Jest niemożliwie gorąco. Kolejny przystanek – spożywczy. Mój narzeczony pyta, czy idziemy jeszcze na miasto. A w życiu chłopie, ja chcę do morza
Obieramy kierunek parking. Omis będzie musiał na nas poczekać.
Auto – ugotowane. Wietrzymy, bo nie da się wsiąść. Przez ten czas podejmujemy decyzję, gdzie moczymy dziś tyłki. Wybór pada na Vruję.
No cóż… nie każdy wybór musi być wyborem dobrym...
Ale zanim plaża, to coś z cyklu: „Wszyscy mają, mam i ja”
Dojechaliśmy, idziemy, zerkam w dół… %*&*# ile ludzi No tak, uroki bycia jeszcze w sezonie…
Jeden leży koło drugiego, przed nami zaczęły schodzić jeszcze na dół 4 osoby. No nie ma co… nie będziemy leżeć na kimś i psuć innym plażowania. Odpuszczamy, choć nie bez żalu i złości, bo miejsce piękne
Zatem skoro nie dane nam dziś plażować, jedziemy do apartamentu pod prysznic i klimę, o!
A potem B.V. wieczorkiem i jakiś obiadek.
Jak pomyśleli, tak zrobili
Zdjęć spod prysznica i klimy nie mam, ale już z B.V. tak
Najpierw poszliśmy coś zjeść. Tym razem wybór padł na restaurację Karla. Po żabkach czas na coś konkretnego mięęchooo
Najedzeni, napchani idziemy na spacer.
Najpierw do mariny:
A teraz pytanie: Co moi mili można robić o 18:30 w B.V.? Oglądać cyrk na wodzie o nazwie Biba Ale mieliśmy ubaw w zakładaniu się, czy dziś wpłyną z disco polo, a może jakimś najnowszym hiciorem. Tego dnia akurat trafiliśmy na disco polo
Ale port to nie tylko łajby:
moje ulubione zdjęcie z wakacji
Idziemy dalej:
I w stronę Basko Polje, z kilkoma przystankami po drodze na zakup pocztówek i magnesików na pamiątkę
I do domku:
A teraz siup do łóżka. Kolejny dzień też będzie intensywny
Dla zainteresowanych naszą kondycją: zrobiliśmy w ciągu dnia: 16 618 kroków co daje: 11,52 km z buta spaliliśmy: 503 kalorie
A co w następnym odcinku? - wreszcie woda - runął jeden mit - i (co jest) grane?
Dzięki za filmik. Rzeczywiście fajnie się ogląda tym razem zielenie Cetiny. Z tego co kojarzę Miejscowi są dumni ze swojej rzeki i chwalą się woda z niej nadaje się bezpośrednio do picia. Wodociągi w Splicie i okolicach są podobnież zasilane z ujęć na rzece a turystę łatwo poznają po tym że kupuje wodę w sklepie zamiast popijać świetną kranówę
AdamZ napisał(a):Dzięki za filmik. Rzeczywiście fajnie się ogląda tym razem zielenie Cetiny. Z tego co kojarzę Miejscowi są dumni ze swojej rzeki i chwalą się woda z niej nadaje się bezpośrednio do picia. Wodociągi w Splicie i okolicach są podobnież zasilane z ujęć na rzece a turystę łatwo poznają po tym że kupuje wodę w sklepie zamiast popijać świetną kranówę
Cieszę się, że się podoba film
Kelner z knajpy, który nam podawał żaby też zachwalał rzekę, że taka czysta, no i że żaby takie dobre, bo prosto z Cetiny idą na ruszt