07.09.2016 ostatni dzień z Chorwacją Wstajemy koło wpół do 9, między 10/11 mamy się wymeldować, ponieważ na nasze miejsce przyjadą znajomi mojego taty, którym zarezerwowaliśmy pobyt w trakcie pobytu, co ucieszyło bardzo naszych gospodarzy. Na korytarzu spotykam Ivo, męża naszej Dubravki, który pokazuje nam apartamenty na ostatnim piętrze, opowiada o tym jak sam wszystko wyremontował i specjalnie wykupił kawałek ziemi po drugiej stronie ulicy, gdzie stoją nasze samochody, by nikt nie wybudował tutaj budynku i nie zasłonił im widoku na Jadran, apartamenty są bardzo ładne, nowoczesne i z duuużym tarasem
obiecujemy, że następnym razem przyjedziemy tym razem na górę
Ivo to super facet, prócz wynajmu apartamentów jest instruktorem nauki jazdy, a Dubravka pracuje w hotelu, są bardzo miłymi ludźmi i jesteśmy w stałym kontakcie na Facebooku
pakujemy się, zjadamy śniadanie, zabieramy wszelkie klamoty do samochodów. Przed wyjazdem żegnamy się jeszcze z Dubravką, wręczamy na odchodne Martini i obiecujemy, że jeszcze ich kiedyś odwiedzimy
Bartosz przytula się do niej na pożegnanie- jak to Bartosz
i na pytanie ile godzin będziemy musieli jechać, odpowiada 20 zamiast 12, na co Dubravka chwyta się za głowę, że aż tyle godzin pojedziemy
angielski nie jest jego mocną stroną
Jedziemy jeszcze do Lidla, aby udać ostatnie kuny na wino i piwo dla najbliższych. W lidlu zaopatrujemy się także w prowiant na drogę. Wyjeżdżamy i kierujemy się powoli do domu.
Przy wyjeździe z Makarskiej jest korek, chcemy zatankować, Artur sięga po mikrofon od CB radia i w tym momencie J E B odczuwamy wstrząs, ja wygłaszam siarczyste "Artur k&6rw*a" a Bartosz odzywa się w radiu "brawo."
Mój narzeczony wjechał w 4 litery Bartoszowi.... zjeżdżamy na stację, wychodzi Bartosz cały uwalony od kefiru. Mateusz pił kefir i w momencie stłuczki cały kefir chlusnął do przodu na deskę i Bartosza, Bartosz się śmieje i mówi "spoko wyklepie się". Ja jestem cała mokra bo wylałam napój na siebie a Kasia na szybę. Oceniamy straty... Bartosz ma wgniecenie na bagażniku swojej gwiazdy (pomijam, że przed wyjazdem naprawiał przód bo też ktoś do niego stuknął), my mamy zderzak zmasakrowany, ale na szczęście nic poważnego się nie stało i damy radę jechać. Tablica nam się pogniotła i wisi na ostatniej śrubce, a Bartosza trytytki są w bagażniku, którego nie chce otwierać, bo może być zamek uszkodzony. Dodaje, że w tym miejscu były poukładane piwa i wina, więc marny los Artura jeśli się rozbiły
mój biedny ukochany widać, że jest bardzo przejęty całą sytuacją, idziemy na stację zapytać czy dostaniemy na niej ramkę na rejestrację, uprzejmy kasjer mówi, że po drugiej stronie ulicy jest sklep samochodowy, tam dostajemy ramkę za całe 20kn, przykręcamy rejestracje i cali zestresowani po zatankowaniu do pełna jedziemy w kierunku domu.
Atmosfera najpierw nie jest zbyt ciekawa, co mnie nie dziwi. Ale szybko wracają nam humory, nawet Bartosz i Artur żartują z całej sytuacji. Koło godziny 14/15 zatrzymujemy się na stacji by zjeść obiad. Szczerze spodziewałam się co najwyżej jakiegoś hod-doga a tu niespodzianka pełna oferta dań i nawet kelner
zamawiamy kawę i podwójne porcje naleśników, jakieś spaghetti, frytki, filety itd. a Bartosz, żeby sobie urozmaicić cevapici:D kolejny postój robimy jeszcze w Chorwacji a następny dopiero na Węgrzech, na Węgrzech jedziemy trasą niedaleko Balatonu, więc Bartosz proponuje obejrzeć zachód słońca nad jeziorem, ale nikomu się już nie chce. Po drodze mijamy jakąś biegaczkę co Bartosz komentuje przez CB "oo biegnie Pau! indento!", na co Koń Rafał uznał, że ja nie jestem taka chuda
jak miło...
na dotankowanie zatrzymujemy się w Słowacji. Tam czujemy się już "jak u siebie". W Żylinie tak się zapętlamy na ślimaku, że nie możemy z niego zjechać. W pewnym momencie Bartosz jedzie gdzie indziej niż my i ostatecznie zdzwaniamy się, że spotkamy się na granicy w Zwardoniu. GPS prowadzi nas jakoś dziko przez jakieś lasy i małe, kręte drogi. Jesteśmy trochę zdezorientowani, ale ostatecznie dojeżdżamy do Zwardonia znacznie wcześniej niż druga część ekipy. Spotykamy się o
1:00 na parkingu pod Kauflandem (o tej samej porze spotkaliśmy się tam gdy wyjeżdżaliśmy
) wymieniamy bagaże, Bartosz biedny musi jeszcze jechać z Rafałem do jego wioski oraz z Ulą aż do Zawoi, my na szczęście jedziemy w jednym kierunku i około
1:40 padamy zmęczeni spać.
Na koniec kilka wniosków:trasa przez Słowację i Węgry- polecam, my nie żałowaliśmy tego wyboru, tym bardziej że niebawem ma być otwarta ekspresówka ze Zwardonia do Żyliny, co powoduje, że czas podróży będzie jeszcze krótszy. Przez Węgry trzeba tylko zmodyfikować trasę, ponieważ bardzo dużo jechaliśmy jakimiś zadupiami, czasami wydaje mi się, że winiety nie były tam potrzebne.
Koszt paliwa i winiet to około 1 tys. złotych, w tym miesięczna winieta na Słowacji, Węgrzech + autostrada przez całą Chorwację i wycieczka do Mostaru i Kravic.
apartamenty- strzał w dziesiątkę,
koszt 80E za noc dla 8 osób [color=#FF4000]jedzenie[/color]- zdecydowanie za dużo zabraliśmy ze sobą, knajp w Makarskiej jest tak dużo, że każdy znajdzie coś dla siebie.
Całkowity koszt w przypadku naszej dwójki to niecałe 4 tysiące (nie licząc kosztów stłuczki), w tym zakupy alkoholu z Polski, jedzenia (kupiliśmy rzeczy typowo na śniadania oraz jakieś przekąski typu ciastka, chipsy itd), upominki dla gospodarzy, buty do wody, maski, na miejscu nie żałowaliśmy sobie kompletnie niczego, wina, piwa, min. jeden posiłek na mieście, często dwa + drinki itd., lody etc., fish picnic, pamiątki itd. i oczywiście noclegi. Osobiście byłam w szoku, że tyle tylko wydaliśmy. Wiadomo w naszym przypadku rozłożyły się koszty winiet i paliwa, bo braliśmy dwie osoby ze sobą, ale mimo wszystko uważam, że to i tak tanio, w porównaniu do tego co się naczytałam na forum
Mam nadzieję, ze do Chorwacji wrócimy jak najszybciej, przy optymistycznej wersji w przyszłym roku, ponieważ w tym roku czeka na nas Portugalia, z kolei nie wiadomo czy puszczą nas fundusze za rok w związku z organizacją wesela, później będzie podróż poślubna, na którą na ten moment wybieramy egzotykę- Dominikana, Bali. Więc przy pesymistycznej wizji Cro zobaczymy po raz kolejny za 3 lata
, ale na pewno wrócimy nie raz
, po drodze czeka nas jeszcze kilka innych krótkich wyjazdów m.in. Irlandia i Islandia, na obecną chwilę mamy zdecydowanie za mało magnesów
Dziękuję wszystkim za towarzystwo w mojej podróży jeśli najdą mnie jakieś refleksje jeszcze to na pewno będę pisać