Niestety, internet odmówił posługi, dopiero dziś Ivica naprawił, a tak naprawdę wymienił router. Wracamy do żywych
W czwartek 02.05, wstaliśmy dość wcześnie i padła propozycja "jedziemy na Peljesac". Szybkie śniadanko i przed 8:00 startujemy. Pierwszy korek, związany z remontami nawierzchni dopadł Nas przy wyjeździe z Baski Vody w kierunku Makarska. Po drodze do Ploće, gdzie prom do Trpanj odpływał o 9:30 mieliśmy 5 zwężek i światełek, suma summarum, wpadamy na przystań 9:29, panowie z obsługi promu stoją i kończą palić, trap jeszcze na lądzie, ostry nawrót Superba, zrobiłem to prawie jak Miatą, i podjazd..."Panowie, poczekacie???" Uffff... Poczekają, jeszcze tylko sprint do budki Jadrolinji, bilety, terminal nie działa....
Gotówka w samochodzie, prom trąbi.... Pani próbuje jeszcze raz, OK... PIN, ciach odbiór kwitku i na prom
Wjeżdżamy, płyniemy. Specjalnie spojrzałem na bilet i datę z godziną sprzedaży 9:30:21
Niestety Peljesac przywitał Nas pochmurną pogodą, idealną do spacerów, ale na pewno mało komfortową do robienia zdjęć. Nie mogłem sobie poradzić z doborem ustawień...
Widok z promu na półwysep
Moje królewny na promie
Droga do Orebić i widoki pojawiające się w pewnej chwili
Naszym celem była Korcula, autko zostało w Orebicu
Korcula zrobiła na Nas ogromne wrażenie, układ uliczek, kościół sv. Marko, twierdza, poszczególne baszty, czuć kawał historii. Uwielbiam takie miasteczka,te wąskie uliczki, schowane w nich knajpki, te wyślizgane przez wieki kamienie, ileż tajemnic kryją, ilu niezwykłych ludzi chodziło nimi, tak jak ja teraz...
Dalszą część relacji z chwilą, która zmroziła nam krew w żyłach, po powrocie z Korculi do Orebic, napiszę wieczorkiem. Obiecałem Majci lody i plac zabaw.
Muszę lecieć, na jeden z ostatnich spacerów.
Jutro rano wracamy