Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Majka niejedno ma imię - BIHCROMNAL 2006 :)

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 03.04.2007 14:38

shtriga... no jak zwykle :mrgreen: Twoja opowieść rozkłada mnie na łopatki :mrgreen: Świetne:
Jezusmariakrewmniezalewa

:lool::lool::lool:

Pozdrav :papa:.
Czekam z niecierpliwością na pierwszy odcinek tej opowieści bo słyszałem, że to dopiero pilot się rozkręca :lool:
krakuscity
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 7920
Dołączył(a): 11.08.2003

Nieprzeczytany postnapisał(a) krakuscity » 03.04.2007 15:48

Świetna relacja. A nam brakło czasu do zobaczenia z bliska twierdzy w Kotorze. Do następnego razu.... :D i czekamy na ciąg dalszy Waszej opowieści. :wink:
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 03.04.2007 18:00

:lol: :lol: :lol: od razu mam lepszy humor :lol: :lol: :lol:
gratkorn
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 447
Dołączył(a): 31.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) gratkorn » 05.04.2007 10:17

Kobieto :!: , połowa piątego kwietnia :!: i co :?:
Heroino, szukam Cię po wszystkich forach, a roport dalej krzyczy "weź mnie, weź mnie!" :lol:
Lenistwo dnia cieplutkiego zatrzymało się w Bielsku na dłużej ? Oby nie :roll:

DAWAJ !!!!!!!!! Bo mnie z roboty wywalą !
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 05.04.2007 12:18

Krakusie - chyba to taka tradycja, ze Kotor trzeba brać na 2 razy - myśmy w 2005 roku nie "nie zdążyły"
:lol: Gratkorn - jeeeest :lol: Zdążysz przeczytać przed świętami??? :lol:

12 sierpnia 2006

Zbieramy się!
Budzimy się koło 5.00. Moje obrosłe w legendę: "Wiola, zbieramy się!" już jej nawet nie irytuje;). Idziemy do morza - w końcu wypada się wreszcie skontaktować z wodą :). Wokół jeszcze błoga cisza.
Wymyślamy, że zanim stąd wyjedziemy, pojedziemy jeszcze kawałeczek "z powrotem" w stronę granicy z Cro - do Perastu. Bardzo chcemy zobaczyć i obfocić Gospę od Skrpjela - śliczny kościółek - wyspę. Jak pomyślały tak zrobiły. Bezludnie jest. Jeszcze wcześnie, a słońce już mocno praży. Cudownie odbijające się w przejrzystej wodzie kolory łódki falują i stwarzają magiczne efekty. Ślicznie. Ale to pooglądajcie na fotkach :).

ObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazekObrazek


Idziemy jeszcze oglądać uśpione miasteczko. Przed kościołem miejscowe babeczki w różnym wieku - skończyła sie poranna Msza. Wchodzimy trochę się ochłodzić - kamienna posadzka bosko chłodzi - uff jak fajnie. Przed kościołem silna męska ekipa szykuje krzesła na jakiś wieczorny koncert.

I w tych okolicznościach miejsko-przyrodniczych Wiola dochodzi do wniosku, że chyba zbiera ją na jakieś sensacje żołądkowe. Pewnie bardziej z głodu, bo rano nawet nie myślałyśmy o jedzeniu. No ale ja wytrawny konsument mocnych trunków (słyszę ten rechot, proszę się powstrzymać...;)) - jak zawsze mam przy sobie amol. Wiola - łyknij sobie! Siadamy pod drzewkiem obok kościoła. Czarnogórcy spoglądają i nie darują sobie oczywiście uśmieszków. Same się prosiłyśmy :D. Wiola - amolek do zakręteczki i chlup!

Kontynuujemy spacerek - oczywiście włazimy ludziom na podwórka i prawie że wpraszamy się na poranną kawę. Kotów na każdym kroku - mnóstwo. Wciąż cicho i spokojnie. Ma swój urok blady świt... Zatrzymujemy się jeszcze przy żółtym maluchu - na sprzedaż! Ktoś przykleił na nim już nalepkę CG. Mocne wejście do Europy się szykuje :).


ObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazekObrazekObrazek

Kiedy chcemy wyjść już na główną drogę, gubimy się co trochę, ale fajne to jest - bo gdzie się nam śpieszy? W końcu docieramy na przystanek.. Hm - a raczej rozjazd, gdzie zatrzymują się busy w stronę Dobroty. Czekamy i czekamy. Stopa próbujemy złapać, ale jeszcze za wcześnie. Jeżdżą tylko zapakowani po dach turyści. Ale w tym roku nie musimy aż tak bardzo liczyć na stopa - w końcu to wakacje w tańszych od Cro krajach! A co tam - stać nas na busy hehehe. Po chwili mamy kolejnego.

Koneserzy spadają z nieba
Koło 10 jesteśmy z powrotem w Dobrocie. Dzieci już gotowe do sesji zdjęciowej. Ja zbieram nasze klamory, a Wiola idzie się bawić w łowcę czarnogórskich twarzy. Pakujemy namiot, dziękujemy za przemiłą gościnę.

ObrazekObrazek


Dzieciom trudno się z nami rozstać -przyklejają się i proszą, żeby się meldować smsami gdzie będziemy. Gwar przyciąga nawet mieszkające po sąsiedzku dzieci cygańskie. "Nasze" bronią zdobytego terytorium i chcą je przegonić. Ale wspólne czekoladki dla wszystkich pacyfikują sytuację.

Żegnamy się. Maja mówi - jakby co - to u babci pod Żabljakiem znajdzie się dla was miejsce :). W końcu dzieci łapią ręczniki i biegną nad morze. My - na przystanek. Znów mamy problem z bagażem - żaden bus nas nie chce zabrać. Widzą to koneserzy piwa z pobliskiego sklepu. Kibicują. Ale widzą marne efekty. Jeden wychodzi na środek ulicy i rozpaczliwie rzuca się na maskę jadącego samochodu. Facet rzecz jasna się zatrzymuje i chłopaki uzgadniają, że kierowca nas zabiera do Kotoru. Machamy koneserom na pożegnanie i żałujemy, że nie uraczyłyśmy się z nimi jakim Niksickiem;).
Kierowca - serdeczny człowiek i jak się okazuje - zna Polaków. Pracuje w czarnogórskim biurze podróży współpracującym ze "Skarpą". Właśnie jedzie do jednego z kotorskich hoteli po Polaków. Podwozi nas pod sam dworzec i jeszcze lata pomiędzy busiarzami i wypytuje czy w najbliższym czasie jedzie coś do Podgoricy. Kochany! Aż takiej troski nie potrzebujemy, ale to baaardzo miłe.

Ukrop, burza, piec
Nasz bus stoi. Kierowca - metr pięćdziesiąt w kapeluszu i potężny zwój ręcznika na karku, który czyni go jeszcze niższym - radzi, żebyśmy kupiły bilet w kasie, bo to nie bus prywatny a "pks-owy" i ludzie z biletami mają pierwszeństwo. Ale pakuje już nasze plecaki do bagażnika, więc jesteśmy pewne, że pojedziemy. Bus jeszcze pusty - odjazd za 20 minut.
Wiola leci po bilety - ja trzymam miejsca. Miał gościu rację - po chwili - dziki tłum. Okazuje się, że pojedziemy przez Tivat i Budvę. Takie koło! Wsiada cygańska rodzina. Siedzę z przodu - mama Cyganka pakuje mi na stopy ciężkie pudło. Trudno - wytrzymam. Ona z dziećmi idzie zająć ostatnie siedzące miejsca.
Upał przed burzą, tłum ludzi w busie. Ciśnienie spada. Głowa boli. I ta koszmarna jazda w korku wzdłuż wybrzeża... W Tivacie na lotnisku dosiada się jeszcze Rosjanka z córką. Faceci siedzący stają na równe nogi. Ma miejsce siedzące - miłe to. Turyści siedzą, tubylcy stoją. Wreszcie w Budvie robi się luźniej. Zostajemy my, Rosjanka i dwa starsze małżeństwa z zakupami, które dosiadły się właśnie tutaj.

Zaczyna się wspinaczka do Cetinje. Baaaardzo emocjonująca jazda. A co chwilę na skałach wypisane numery telefonów do pobliskich warsztatów samochodowych - hehehe. Cóż za zapobiegliwość... Kierowca przestaje się pocić (a mógłby dopiero zacząć tu, na tych serpentynach). Ręcznik ląduje na oparciu fotela. Nam też się robi chłodniej. Dopada nas burza. No i nabieramy wysokości. Dziwne, jak bardzo to tutaj odczuwalne.

Docieramy do Cetinje. Małżeństwa wysiadają. Zadziwia nas wioskowość tego Miasta. Wygląda jakby tu były dwie ulice na krzyż. Kierowca przynosi sobie wodę w butelkach z "pksowej" dyżurki. Wie, że chłód w górkach się skończy i dotrzemy do...
No właśnie ale zanim dotrzemy, to przebijamy się dalej przez góry. Pusto wszędzie, żywej duszy. Trochę drzemiemy, bo burzowość nie ustaje, a kawy brak.
Zawsze uważałam, że najgenialniejsze narody na świecie to te, które potrafią budować drogi i tunele w górach. Dziś sprawdzi mi się, że Czarnogórcy (no chyba, że to Serbowie wybudowali) należą do tych narodów.

W końcu niespodziewanie - wjeżdżamy na równinę i widać już pierwsze zabudowania Podgoricy. Przez okna busu oglądamy Miasto. Stolicę nowego państwa. Hm... Zastanawiamy się, gdzie my tu przenocujemy, jeśli nie trafi się nam transport do Żabljaka. Czaaarno to widzimy. Miasto po prostu. Trochę jakby rozgrzebane, porządkowane, a miejscami już światowe. Tylko, że nie ma gdzie namiotu chyba rozbić. A poczytałyśmy, że z transportem do Żabljaka, to krucho, jeden czy dwa dziennie (oczywiście to nieprawda - ale o tym się dopiero przekonamy). Znów upał - w przewodniku napisali, że to czarnogórski biegun ciepła. Mieli rację. Jest jak w piecu.

Ajde z kozakami
Startujemy do kasy zapytać o transport. Luzik! Pan mówi, że za półtorej godziny jedzie bus do Żabljaka. Extra! Kupujemy bilety po 2 euro. Nawet się dziwimy, że tak mało... :) Ładnie je drukują :). Nie chce się nam dźwigać plecaków. Zostawiamy je na - powiedzmy - głównej płycie dworca ;) - i idziemy do dworcowej knajpy. Taki trochę PRL-owski klimat ;). Szukamy sztućców na łańcuszku ;). Kupujemy michę sałatki szopskiej. Mniam! Wreszcie coś do zjedzenia!

ObrazekObrazekObrazek


"Kątemplujemy" ;) okolicę, przyglądamy się tubylcom - tzn. Co jedzą :)))))). I... Oglądamy bilety a tam... o zgrozo! My mamy bilety tylko do Niksica! A chciałyśmy do Żabljaka!
Pędzimy do kasy z powrotem. Pan uspokaja - no w Niksicu to kierowcy do kieszeni i jedziecie dalej. Nie podoba się nam to - a co będzie jak zaśpiewa jakąś koszmarną sumę? My nie chcemy jechać taksówką!!! Cóż nam pozostaje - jakby co do smsujemy do Mai i pytamy gdzie w tym Niksiciu możemy się załapać na tani nocleg.

Wracamy na pks-owe perony. Z głośników.. Aaaa tak! Piosenka o Cyganach cośmy ją w Akademii tłumaczyli. Nie daruję sobie i smsuję do Joli, Drusilli i Zawodowca.

Rozglądamy się za naszą firmą -pojedziemy ze Stanisicami (tak mamy wydrukowane na biletach). Napisu z tą nazwą na żadnym ze stojących busów nie widzimy. Więc to któryś z niepodpisanych.
Przy zielonym VW hehehehe stoi trzech młodych kozaków. Patrzą na nas i od razu gęby od ucha do ucha: Z nami jedziecie? Na co ja, że ne znam, ale jeśli jadą do Żabljaka, to z nimi. Gęby się im śmieją jeszcze szerzej - dawajcie bagaże i wskakujcie. O zgrozo! Niczego nam teraz nie trzeba tylko trzech młodych chłopaczków, którzy mają nas wieźć osławionymi na naszym forum serpentynami do Żabljaka. Co zrobić. Jest ryzyko, jest zabawa!

Wskakujemy. Nie jest źle - z nami jedzie jeszcze czarnogórski policjant w pełnym umundurowaniu i trzy nastoletnie Francuzki. I jeszcze jedna śliczna lala. Podsłuchujemy, że wraca z jakiegoś castingu dla modelek. My jako na pewno niemodelki, ale nieznające swojej przyszłości obcokrajowczynie budzimy większe zainteresowanie chłopaków. Modelka się tym złości, spogląda na nas z dezaprobatą i tak ich zagaduje kozaków, że w końcu wychodzi na jej i chłopaki bawią ją rozmową :D :D :D .

Za kierownicą rozgadany blondyn. Wygląda na najbardziej (!!!) rozsądnego z tego towarzystwa. Ale... Szybko prowokuje nas do zmiany zdania o nim. Modelka bezradnie nie wie co ma zrobić z pustą butelką po wypitej coli. Nooo kierowca wie - otwiera okno i wyrzuca. Zamieramy! Siedzimy cichutko. Pan policjant nawet nie drgnie - w końcu wyrósł z tego ludu, to mu nie dziwne. Ale irytuje go coś innego. Francuzki-globtroterki pozdejmowały buty i wyłożyły nogi na poprzedzających je siedzeniach, I to akurat pana policjanta bardzo rozzłościło. Nakrzyczał na nie, więc grzecznie już siedziały i parlały sobie też cichutko.

Nasz blondyn wyciąga z tego VW z demobilu ile się da -; nie przeszkadza mu w nabieraniu prędkości wzmagająca się ulewa i burza. Nam już też wszystko obojętne, bo widoki śliczne! Mijamy zjazd do Ostroga więc ufając Opatrzności jeszcze bardziej, zdajemy się na umiejętności kozaka
No i.. po burzy jest tęcza! Piękna, wyraźna - w całości rozciąga się nad wzgórzami po prawej. Jakoś nam się milej robi, że ten dzień się jednak szczęśliwie zakończy!

Wspólnota busowa
Dobijamy do Niksica. Tu się szykujemy do walki i negocjacji. Jest przed 18.00. Siedzimy grzecznie, aż tu... w stronę busa wali tłum ponad 20 osób! Wszyscy z plecorami, z bagażami! O matko! Ratunku! Oni wszyscy do Żabljaka i muszą sie zmieścić w naszym busie! Nim wejdą jeden z kozaków najkulturalniej w świecie wypisuje nam bilety do Żabljaka i kasuje po 5 euro. Nie było się czego obawiać. To normalny kurs tylko że z Niksica - nie pojmuję czemu nie z Podgoricy, ale czy to ważne?
Ekipa przed busem walczy o byt. Ale się cieszymy, że my już w środku. Dosiadają się kolejni kumple kozaków. Blondyn zostaje w Niksiciu. Za kierownicą siada spokojniejszy kozak - bileciarz.

Pozostaje słodką tajemnicą, jak 30 osób z dużymi bagażami wlazło do tego samochodu! Nad nami wisi blondynka z blondynem. Za nami siedzą rodzice z dwójką dzieci. Przechwytujemy na kolana tyle bagaży ile się da - rodzi się nasza wspólnota doli i niedoli - na najbliższe 2,5 godziny. Jest coraz sympatyczniej. Nawet modelka się przesunęła i zmieściła obok siebie babinkę z wielką siatką. Trzy dyskotekowe nastolatki lokują się za kozakami. Pasuje to i jednej i drugiej stronie.

Podsłuchujemy blond parę - i głupiejemy, bo raz mówią po czesku, raz po angielsku. Myślimy, że pewnie tak miło czas spędzają, że nawzajem się angielskiego uczą. Dziewczyna w końcu siada obok nas na czyjejś walizce. Bardzo zmęczona - nie dziwię się. Ja bym już pewnie osiem razy rzygała stojąc w zatłoczonym busie, jadącym zakrętasami. Uśmiecha się rozbrajająco i raz po raz padając na ramię Wioli zasypia. Kumpel spogląda przepraszająco, ale Wiola macha ręką. W końcu warunki takie, że nikomu już nic nie przeszkadza.

Nagle czuję, ze coś mnie ciągnie za włosy. Na ile to możliwe, próbuję się obrócić do tyłu. No i co widzę? Pięciolatka, który naciąga czerwony daszek czapki na oczy i z miną niewiniątka: To nie ja! Śmiejemy się wszyscy, kiedy mama i tata go karcą. I rozgadujemy się na dobre. Rodzice i dwóch chłopców: Jovan i Luka, jadą do rodziny do Żabljaka. Stamtąd pochodzi mama. Teraz mieszkają w Niksiciu. Gadamy o naszych krajach, o pracy i bezrobociu, o tym co już widziałyśmy. Cieszą się - jak tu wszyscy - że tylu turystów chce przyjeżdżać do nich.
Gadamy, gadamy, a starszy z chłopców Jovan, robi się zielony - za chwilę będzie katastrofa chyba. Szukam miętowej gumy do żucia, ale znajduję tylko miętowe listki. Pokazuję, że może wziąć na język i będzie się czuł lepiej. On na mamę: nie chcę jeść papierka! Śmiejemy się, ale częstują się rodzice, to i on. Kolor jego buzi wraca do normy po chwili. Ale teraz ja - żeby nie zzielenieć - odwracam się w kierunku jazdy :).

Myślałam, że po drodze poczytam trochę czarnogórski przewodnik Bezdroży, ale nie chce mi się. Mam go na kolanach. Widzę, że zmęczony blondyn - ten od przysypiającej na Wiolinym ramieniu blondynki - wisząc nad nami, zezuje na książkę. Żeby mu zadanie ułatwić, pokazuję mu tytuł i mówię tą moją wybitną angielszczyzną, że to przewodnik po Czarnogórze. Na co on po słowiańsku, a nawet po czesku: jesteście z Polski??? No jasne! A on jest Pavel z Pragi i bardzo dobrze zna Cieszyn, ma tam przyjaciół, jeździ na cieszyńskie festiwale, no i jest fanem zespołu Brathanki!
Przechodzimy na polsko-czesko-słowiańską mieszankę językową. Budzi się jego towarzyszka. No i ją przedstawia - to Irlandka, która studiuje w Pradze. A ma na imię... No i tu cały bus się ożywia. Bo Pavel mówi: FIONA. Na co chór 30 osób w busie: SHRECK??? Dziewczyna się rumieni jeszcze bardziej niż wskazuje jej opalenizna - nabyta jak się okazuje na trasie ze Słowenii, przez Chorwację i Bośnię.

Polsko-czesko-irlandzkie kontakty ośmielają całe towarzystwo. Wiola zaczyna robić zdjęcia Jovanowi i Luce (który za żadne skarby teraz nie chce zdjąć z oczu czapeczki). Załapuje się i Fiona.
Błysk lampy budzi zainteresowanie kozaków. Ten, który się dosiadł w Niksiciu - przewariat sympatyczny, woła do Wioli: jeszcze ja chcę zdjęcie! I pozuje dumnie wypinając klatę. Po chwili to kozacy wiodą prym w rozbawianiu towarzystwa, bo jeden z nich dostał smsa od jakiejś dziewczyny, no i oczywiście czyta go głośno całemu busowi. Chłopaki go dopingują do odpisania w jakiś wylewno-uczuciowy sposób. Dranie :).

ObrazekObrazekObrazekObrazekObrazek


Mkniemy - kozak bileciarz spokojny, pewnie prowadzi. Zaś sympatyczny kozak od fotki nabija się z kolei z niego, że tak wolno jedzie, że nas na rano do Żabljaka dowiezie. Robi się ciemno, za chwilę będziemy w Savniku. Tu zmiana kierowcy. Spokojny bileciarz chyba tu mieszka, bo wysiada, żegna się z ekipą, a chłopaki umawiają się kto teraz za kierownicę. Oczywiście kozak od fotki jest najgłośniejszy i to on prowadzi.

Chłopaki wychowane na tutejszych drogach. Znają każdy zakręt i każdą skałę jak własną kieszeń. Ślepo im wszyscy ufamy bo i nie mamy innego wyjścia :))). I pewnie dlatego wiodą prym w organizowaniu tutaj transportu - jeszcze pojedziemy tu w okolicy z firmą Stanisic.
Kozak fotkowy też prowadzi pewnie, głośno się śmieje, gada jak nakręcony, co chwilę wrzeszczy, że zaraz zginiemy, że przepaść i ratunku! I jeszcze: Ja nie mam prawa jazdy! Nie umiem jeździć! No umieramy ze śmiechu :D.
Janqesy już pytają co z nami, bo... kochane Wielkopolaki! - już czekają na nas na dworcu w Żabljaku!

Znów zaczyna padać. Już ciemno, zimno, niewiele widzimy. Dopiero jutro zobaczymy zachwycające przestrzenią słynne stepowe płaskości przy wjeździe to tej najwyżej położonej miejscowości w MN. Fotkarz zatrzymuje się już niemal co 10 metrów - leje jak z cebra i każdy chce jak najbliżej swojego celu. Nasza rodzinka też nas opuszcza. Zapraszają - a jakże - na kawę i żebyśmy wysiadły z nimi i zamieszkały u ich rodziny, ale Janqesy czekają, więc dziękujemy za serdeczność i mkniemy do dworca.

Walczymy w ciemnościach
Wysiadamy po tych kilku godzinach spędzonych w ukropie i... umieramy z zimna! Mamy krótkie rękawy i spodenki, a tu... Jak nam mówi Krzychu +10 stopni!!! Szybko wrzucamy coś na siebie. Janqesy przyjechały po nas na dworzec swoim niezłomnym punciakiem. Cieszymy się bardzo, bo wędrowanie z plecakiem na kemp - choć to tylko jakieś 3 km - nie nastrajałoby zbyt optymistycznie. Próbuje nas zagadać właściciel innego kempingu, ale ufamy Krzychowi i Magdzie i jedziemy na "ich" kemp do Miny Samsala.
Słuchamy opowieści o awarii auta, o emocjach po drodze, o odwiedzinach w Ostrogu, no i o tym, że wczoraj byli sami na kempie, a dziś mamy towarzystwo kilkudziesięcioosobowej ekipy czeskich turystów autobusowych. Zaklepali nam kawałek trawy obok nich. Uff -dzięki!!!
Punciak wspina się po błotnistej drodze. Jak dobrze,że nie musimy tu wchodzić na własnych nogach! Wzmaga się wiatr i deszcz.

Walczymy w ciemnościach z rozbijaniem namiotu. Przybiega do nas malutki puchaty szczeniaczek. Śliczny jest i wprasza się do namiotu, no ale - stary - tej nocy nie możemy spędzić razem! Wkurza go nasza czarna polewka i merdając ogonkiem obgryza nam wszystkie sznurki w namiocie. Nie chce nas zostawić. W końcu któryś z Czechów zabiera pieska. Mamy spokój. Po ciemku i w deszczu zmierzamy pod prysznice. Jest ciepła woda!!! Luksusy nieporównywalne z zeszłorocznymi przygodami na kempie w Buljaricy :).
Krzychy dobrze nam radzą - ciepło się ubierzcie. W nocy było potwornie zimno. Patrzymy po sobie - co??? Znowu lodowate Bałkany w sierpniu. My to mamy zezowate szczęście...

Straszliwie długi dzień się kończy. Padamy i zasypiamy bez problemu. Hehe tak by się chciało napisać. Wcale nie! Huczy wiatr, deszcz wali równo mocno i bez przerwy. Jesteśmy dumne z naszego namiotu i tego, że pomimo przygody z obgryzionymi sznurkami tak go umocowałyśmy w mięciutkiej ziemi, że raczej nie odlecimy.
Jeszcze szybki sms do Zawodowca - powinien być ze swoim bośniacko-chorwackim teamem w Albanii. I tak jest. Melduje, że są u Artana i że też mają fatalną pogodę... Podejrzewamy, że Artan miał baaardzo zdziwioną minę, jak ich zobaczył i dowiedział się, że to nasi znajomi, których nigdy na oczy nie widziałyśmy :-) Zapomniałyśmy go uprzedzić, że dałyśmy namiary na niego naszemu internetowemu znajomemu i że może się zdarzyć, że go odwiedzi :-).
I jeszcze sms do Darka do Bilaj. Narzekamy na pogodę i zaraz dostajemy zaproszenie do odwiedzenia jego misji, gdzie ciepło jest i deszcz na głowę nie leje :D.
Nie brałyśmy tego wariantu pod uwagę, bo przecież mieliśmy razem być tylko w górach na północy Albanii. Jeszcze o niczym nie myślimy - czas zasnąć! W końcu za nami poooooooooooootwornie długi dzień! Laku noć! Nie mam siły już odpowiedzieć na sygnałki dzieci z Dobroty - jutro napiszę im gdzie jesteśmy.
Jolanta M
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4523
Dołączył(a): 02.12.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jolanta M » 05.04.2007 12:48

shtriga napisał(a): Wracamy na pks-owe perony. Z głośników.. Aaaa tak! Piosenka o Cyganach cośmy ją w Akademii tłumaczyli. Nie daruję sobie i smsuję do Joli, Drusilli i Zawodowca.

Tak było. Nie zmyślone. :wink: :lol:

Aleście się dziś z Janquesami zgrały. Styknęło aż miło. :wink: :lol:
Czekam na dalsze synchroniczne bajanie czarnogórskiej ekipy. :D

Pozdrav
Jola
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 05.04.2007 12:49

Jak się wyrobię, to jeszcze dziś wrzucę odcinek bardzo synchroniczny :lol:
wojan
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5547
Dołączył(a): 17.06.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) wojan » 05.04.2007 14:07

Żyć nie umierać - odrodził się Janqes,Shtrigi synchronicznie rozkręcone aż miło,Jola też dopisuje swoją wersję,wersja Zawodowca - już troszkę przykurzona :D - ale też się wpisuje w całość - żyć nie umierać :!:
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 05.04.2007 14:16

wojan napisał(a):Żyć nie umierać (...) żyć nie umierać :!:


W końcu to Wielkanoc!!! :lol: :lol: :lol:
Janqes
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 361
Dołączył(a): 11.07.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janqes » 05.04.2007 14:34

No! Też przyznajemy, że odcinek z Kotoru do Żabljaka łatwy nie należy. Jadąc samochodem człowiek się utytła, a co dopiero ichciejszymi komunikacjami! Jednak przygoda wszystko rekompensuje
:D

A na tej jednej fotce z zatłoczonego busa widać fragment drogi, na której rozklekotało nam się auto. Gdzieś tam kawałek dalej siedzieliśmy w rowie i płakaliśmy :mrgreen:

I wiecie co? Kompletnie zapomniałem o tym biednym szczeniaczku, któremu w głowie były psoty a nie tam jakiś deszcz! Jaki on śmieszny był. Ale później to ja już go nie widziałem. A nie był on tego cichociemnego gościa, który codziennie wychodził przed swoją drewnianą izbę i nas obserwował?

:papa:
Janqes
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 361
Dołączył(a): 11.07.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janqes » 05.04.2007 14:39

Aleście się dziś z Janquesami zgrały. Styknęło aż miło. :wink: :lol:
Czekam na dalsze synchroniczne bajanie czarnogórskiej ekipy. :D


To Wiola i Ula nas tak pogoniły tymi swoimi ekspresowymi odcinkami, ze normalnie czy to w domu, na zakupach, czy na kibelku, dzień i noc klikałem kolejną część :lol: Aż się upociłem wczoraj!

Zresztą w ogóle to wszystko było zaplanowane :oczko_usmiech:

Pozdrav!
Janqes
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 361
Dołączył(a): 11.07.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janqes » 05.04.2007 14:40

shtriga napisał(a):Jak się wyrobię, to jeszcze dziś wrzucę odcinek bardzo synchroniczny :lol:


Lepiej nie :oops:
krakuscity
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 7920
Dołączył(a): 11.08.2003

Nieprzeczytany postnapisał(a) krakuscity » 05.04.2007 15:34

shtriga napisał(a): Kupujemy michę sałatki szopskiej. Mniam! Wreszcie coś do zjedzenia!
Nie ma się co dziwić, że Wy takie chudzinki skoro na obiad była tylko szopska sałatka. :wink: :D
krakusowa
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6447
Dołączył(a): 08.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) krakusowa » 06.04.2007 07:03

krakuscity napisał(a):
shtriga napisał(a): Kupujemy michę sałatki szopskiej. Mniam! Wreszcie coś do zjedzenia!
Nie ma się co dziwić, że Wy takie chudzinki skoro na obiad była tylko szopska sałatka. :wink: :D

Janusz musisz wziąć przykład :oczko_usmiech: :oczko_usmiech: :oczko_usmiech:
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 108173
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 06.04.2007 07:10

Fiolek - to musisz od dziś być kucharką Janusza :wink: i zapodawać mu tylko "szopską sałatkę"
:lool: :papa:
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży

cron
Majka niejedno ma imię - BIHCROMNAL 2006 :) - strona 4
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone