Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Majka niejedno ma imię - BIHCROMNAL 2006 :)

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
martita
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 273
Dołączył(a): 27.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) martita » 23.05.2007 15:29

shtriga, my dalej czekamy na kolejne odcinki!! :wink:
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 23.05.2007 17:16

:oops: :oops: :oops: :oops: :oops: :oops: :oops: :oops:
No tak... niedługo Dzień Majki... Czyli do soboty musiałabym napisać relację z 4 dni bo tyle nas dzieli od przygody na Majce - Maji Jezerce... :D
Wypadałoby wreszcie... :lol:

Nie mam już odwagi obiecywać, że będzie zaraz, że wieczór, że w nocy :oops: :D :lol: . To może nie będę obiecywać i coś wyjdzie...

Ale dzięki za doping!!!!!!!!!!!!!!!!!
martita
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 273
Dołączył(a): 27.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) martita » 24.05.2007 09:14

shtriga napisał(a):To może nie będę obiecywać i coś wyjdzie...


szydło z worka? :lol:
choć cierpliwa za bardzo nie jestem (dopust boży :roll: )
z pewnością poczekam :!: :wink:
więc twórz kobieto :lol:
krakusowa
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6447
Dołączył(a): 08.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) krakusowa » 24.05.2007 10:04

martita napisał(a):
shtriga napisał(a):To może nie będę obiecywać i coś wyjdzie...


szydło z worka? :lol:
choć cierpliwa za bardzo nie jestem (dopust boży :roll: )
z pewnością poczekam :!: :wink:
więc twórz kobieto :lol:


tak,tak w rzeczy samej :!:
już nie ma wymówek ( zlot, drewutnia itd )
czekamy :D :D :D
zmrol
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 485
Dołączył(a): 08.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) zmrol » 24.05.2007 10:33

A już miałam nadzieję że dziewczyny coś napisały. No nic jak nam karzą tak czekać to pewnie szykuje sie niezłe opowiadanko. Czekam dalej cierpliwie bo nic innego mi nie pozostało.
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 24.05.2007 13:21

Jestem tu :lol: . Czytam... i nie mam odwagi nic więcej już dodać... :oops: :oops: :oops: :D

Czas napchać cegieł do kieszeni i przyspawać się do komputera, żeby nie być zmuszanym do nadużywania wstydzącej się mordki :oops: :oops:

Pozostaje mi tylko głęboka wdzieczność za pamięć i chęć czytania :D

To może uruchomię teraz żabę - tzn. imageshacka :lol: - i spróbuję przynajmniej wrzucić foty z etapu albańskiego :D .

Dziewczyny... Będzie coś do Dnia Majki. Słowo: "obiecuję" jednak nie przechodzi mi przez usta :lol: :lol: :lol:
Japona
Cromaniak
Posty: 739
Dołączył(a): 30.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Japona » 25.05.2007 14:43

Shtriga TY mi tu nie ściemniaj , że niby żaba się zepsuła. :wink:
Chyba Cię poproszę o kolejne foty na maila, tylko gdzie ja je powieszę?:lool:
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 25.05.2007 18:54

Japona! Poszło :) !

Dziewczynki - pisze się. Dziś choćbym miała się roztopić w klawiaturze zmorzona snem, to do rana coś napiszę :lol:
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 25.05.2007 23:33

18 sierpnia 2006
Do Tirany

Tydzień mija, a Majka niczyja - hehehe - nieprawda! Jeszcze o tym nie wiemy, ale Zawodowiec i ekipa już byli na naszej górce. No ale w naszej opowieści dawno nic o Majce nie było. Tak jakoś po ojcowsku mijają dni - sami faceci w wieku podtatusiałym dokoła :D.

A dziś tak na serio Dzień Majki... Cóż - my jednak dopiero w Żabljaku...

Zgodnie z przewidywaniami piątkowy poranek 18 sierpnia wita nas rosą na namiocie i typowym już porannym chłodem. Sprawnie się zbieramy ;). Wiola ładuje do plecora mokrą górę namiotu i zapychamy na busa. Mamy kupę czasu, bo jest po szóstej, a odjazd o siódmej, ale chcemy być trochę wcześniej - jakby co :)
Na tutejszym kolodvorze pks-owym poranne znudzenie, jakieś osiem osób z wielkimi bagażami. I każdy udaje, że wcale, ale to wcale nie czeka na busa do Budvy przez Niksic i Podgoricę - hehehe. My już jesteśmy nieufne i bacznie lustrujemy przegrupowania facetów wyglądających na kierowców. Mamy na oku jednego ze złotym łańcuchem na szyi. Bo !!!!!!!!!!!!!!!!!! Tak! To nasz kozak z drogi z Niksica do Żabljaka - ten spokojny! Kiedy idzie w stronę bordowego busa, my z wolna za nim. Kiedy otworzył tylne drzwi, my już myk - wrzucamy tam plecaki. Po chwili mniej czujni robią to samo.

Ludzi coraz więcej. Jest trzech byczków. Mają torby ogromne - niczym studenci AWF-u (ech - wspominam sobie: te kursy ich kumpli po fachu z Bielska do Katowic... te wielkie torby, tłum ludzi i zawsze za ciasny autobus...). Jest jakaś sympatyczna blondyna mówiąca po angielsku. Ma wypakowany plecak, a na sobie czarną sukienkę, która ledwie przykrywa jej tak górę, jak i dół :D:D:D:D. Zainteresowanie jej osobą ze strony męskiej części kandydatów na kurs do Budvy jest zrozumiałe ;). Ale ona podróżuje z niepozornym, łysiejącym przystojniakiem.

Jest nas już dziki tłum przy busie. Jak nie zawalczymy, to chyba nie wejdziemy. Ale nasze plecaki już tam gdzieś pod stertą innych bagaży z tyłu są, więc jakby co, to zagramy role bezradnych panienek, które MUSZĄ jechać tym kursem, no bo kto jeszcze raz będzie uklepywał te bagaże???
Z tłumu towarzystwa pamiętam jeszcze ze trzy starsze małżeństwa z wałówką - może tutejsze serki jadą na jakiś targ do miasta...? Są jeszcze jakieś pojedyncze egzemplarze turystyczne i jedna para Polaków. Chłopak ma tak koszmarnie spakowany ogromny plecak, że nie potrafimy oderwać wzroku :). Ale ma tam na pewno coś cennego. Bo...


Podżorika
Tuż przed siódmą tłoczymy się przy drzwiach przednich. Przy tylnych stoi jeszcze stos bagaży... Ciekawe jak to wszystko ma się zabrać tym malutkim busem... Ale kozak nie z takimi problemami sobie radził. Zarządza: nie upychać bagaży, sam sobie poradzę. Teraz ludzie: najpierw wchodzą starsi z wałówką. I kilkoro znajomych kozaka. Potem pyta: kto do Budvy? Idą sportowcy i para Polaków. Chłopak ma trudny wybór - jego cenny plecak jeszcze na zewnątrz a on musi wsiadać. Bezradnie patrzy, że on bagażu nie porzuci. Wszyscy okrutnie sie z niego nabijają i tłumaczą, że ma wsiadać, kierowca sam wciśnie plecaki. Chłopak dalej nic. Tyle po czarnogórsku to już nawet my zrozumiałyśmy. Mówimy mu po naszemu. Jakoś nieufnie ślimaczy się do środka i wyciąga szyję spoglądając do tyłu.

Następni w kolejności - Podgorica. To my. Blondyna podchodzi do kierowcy i pyta - postaram się napisać tak jak się biedaczka starała: Podżorika??? (to R to takie amerykańskie oczywiście). Wszyscy robią duże oczy, ale nasze światowe obycie i znajomość wszystkich języków naszej galaktyki pozwala na udzielenie jej pierwszej pomocy. Oznajmiamy z typowym akcentem z Nebraski: YES. Bo Podżorika - jakież to oczywiste - to po tutejszemu Podgorica :):):). Co także wyjaśniamy kozakowi :)

Za nami wtłacza się wszystko, co będzie wysiadało przed Niksicem. Nam przypadły ostatnie dwa wolne miejsca siedzące - na końcu busa, obok jednego ze sportowców, bo obok niego z drugiej strony już walizy i plecaki. Przed nami na swoim plecaku siada blondyna. Chłopaki wniebowzięte. Kiedy bus rusza wiem co nas czeka na krętej drodze do Podgoricy - nasze grube karki - hehehe - będą dźwigać przez całą drogę bagaże całego towarzystwa... Sportowiec co jakiś czas będzie mi chciał ulżyć przejmując walizkę z mojego karku, ale zważywszy, że kosztuje mnie to spoczynek jego głowy na moim ramieniu, wolę sobie radzić sama - :D:D:D:D:D.

Jakoś się sadowimy i grzecznie siedzimy. Grzecznie robimy ściepę finansową i przekazujemy kasę kierowcy - co, kto, dokąd za ile przekazujemy sobie wszyscy na zasadzie zabawy w głuchy telefon. My na szczęście wiemy, że płacimy po 7 euro. Przekazujemy 15 e. Biedna blondyna znów nie wie co się dzieje, ale dzięki pomocy płynącej z całego świata - radzi sobie :):):). Podsłuchujemy, jak nawiązuje konwersację ze świetnie mówiącą po angielsku Polką. My sie uroczo uśmiechamy do nich obu, dźwigając czarnogórsko-międzynarodowe brzemię. Okazuje się, że dziewczyna jest z Nowej Zelandii.

To tyle z podsłuchu - jeszcze sobie pogadamy razem, ale to potem, bo oto zaczyna się busowe szaleństwo - z głośników płynie jakaś kakafonia okrutnych dźwięków. Znów jedna, zjechana na wszystkie strony kaseta z czarnogórskim disco-folko-popem. Nie narzekamy ;)

Nie wiemy jak to się dzieje, ale bus zatrzymuje się co trochę, zbiera ludzi, a oni wszyscy jakoś mieszczą się w tym samochodzie!!!!!! Na jednym z zakrętów przed Śavnikiem, zmiana kierowców - ten, który kieruje busem jadącym właśnie z dołu, z Niksicia, zamienia się z naszym. Nie rozumiemy na czym to polega - może ten ma lepiej opanowane zakręty na tym odcinku :lool: :lool: :lool:.

W Śavniku blondyna bierze bagaże i mówi, że musi wysiadać. My, że to jeszcze daleko, że to nie tu. Okazuje się, ze jej kumpel fatalnie znosi drogę - strasznie blady i niedobrze mu. Kierowca - dobry człowiek - przedłuża postój w Savniku, aż łysiejący dojdzie do siebie. Opiekuńczy tubylcy robią mu miejsce obok kierowcy i dzięki temu jakoś chłopak przeżyje.
Poranna senność nie nastraja towarzystwa do takiej zabawy, jak w tamtą stronę. Walczymy dzielnie z zakrętami, z walizkami wrzynającymi się w szyje, z głodem (oj jak w brzuchu burczy). - Ale noża, pasztetu i bułek w tym tłumie nie wyjmę - tłumaczy się Wiola. A miała jak zwykle rację, kiedy chciała rano robić kanapki, a ja jak zwykle ja podsumowałam: Daj se spokój kobieto, pośpij 15 minut dłużej :D:D:D.

W Niksiciu - opuszczają nas sportowcy i prawie wszyscy! No jak to??? Sportowcy przecież mieli do Budvy jechać!!! Ale chłopaki cwane były - powiedzieli kierowcy, że do Budvy, bo wiedzieli, że będzie selekcja i że jak się przyznają do Niksicia, to mogą w Żabljaku klamkę pocałować.

Za Niksiciem już luzik. Wciągam bułę z pasztetem. Co obrazuje jedyne zdjęcie zrobione tego dnia :

Obrazek


Bo jak widzicie, dalsza część relacji dnia dzisiejszego będzie bez atrakcji wizualnych. Nie było czasu i sił na to :).


Seszele i audica
Podgorica wita nas POTWORNYM upałem. Jest dopiero dziewiąta rano, a mamy 46 stopni w cieniu. Na naszych nóżkach, nasze gustowne buciory do łażenia po górach. W plecaku się nie zmieściły. Mam wrażenie, że to coś jak betonowe buciki teraz :mrgreen:
Chcemy się dostać dziś do Albanii, do Bilaj koło Tirany. Kombinujemy tak: z Podgoricy do Ulcinja, potem do granicy w Muriqan, do Szkodry i dalej na południe. Wiemy, że logiczniejszy jest wariant z Podgoricy do Tuzi i Hani Hotit, a dalej przez Koplik do Szkodry. Ale jak nas informują tubylcy podgoriccy, do Tuzi możemy się dostać tylko taksówką albo stopem i dalej tak samo. Jakoś nie ufamy swoim możliwościom. Po Albanii stopem jeszcze nie jeździłyśmy i trochę się obawiamy. Darek nawet nam smsuje gdzie mamy tego stopa łapać: z PKS-u w lewo, dwie przecznice i na skrzyżowaniu na światłach na Tuzi. Tam koło kościoła powinien być znak na Albanię, potem do granicy, na moście - stopem.

Prawdę powiedziawszy nawet nie umiałam sobie wyobrazić marszu z plecakiem ulicami Podgoricy dziś w tym upale, nie mówiąc już o jakimś rozsądnym myśleniu co, gdzie i w którym kierunku.
Postanawiamy wybrać bardziej znany nam wariant: Ulcinj - Muriqan - Szkodra - Tirana.

Busa do Ulcinja mamy dopiero o 12.30 więc kupa czasu. Kupujemy bilety po 5e i idziemy zwiedzać okolice dworca.
Odwiedzamy kibelek - przyczajony w podziemiu obok dworca. Kafelki, super czysto! I tylko coś hydraulicy się nie spisali (to pewnie bałkańska przypadłość - pisała o tym Kasia Głydziak Bojić :):):) ), bo woda płynie ze wszystkich nieszczelności. Wiola oczywiście tak pada ze zmęczenia, że aż męczą się jej szkła w okularach i wpadają do kibelka. Ale mam radochę. Coś strasznego - hehe. Taka przyjaciółka ze mnie.

Idziemy zaszaleć i coś zjeść. Dostajemy ogromne buły z serem. I razem z miejscowymi chłopami papierochowymi siedzimy pod jakimś parasolem. No miejsce na przedpołudniową kawkę dla panienek z dobrego domu to to nie jest :). Ale nam to jakoś obojętne. Podpieramy się łokciami i kręcimy szczękami przeżuwając suche buły, bo nam żal było na coca-colę.

Wpadamy na kolejny genialny pomysł - kupujemy sobie lody. No i mamy wielką zabawę, bo na patyczkach widnieją nazwy nagród, jakie można wygrać po spożyciu. Ja mam Seszele, a Wiola audicę do odebrania. Zachęcone tymi propozycjami kupujemy po jeszcze jednym - teraz Wiola ma Seszele, a ja plazmę!!! Kiedy tak się dziko bawimy, dopada nas blondyna ze swoim towarzyszem. I jak im mówimy o lodach, to oni też do lodówki lodziarza dworcowego. Upał nam rzucił się równo na głowy. Oni też wstrzelili się w Seszele i plazmę. Siadamy sobie razem przy stoliczku, przy kawie i nawiązujemy konwersację.
Nie wiem jak to się stało, ale nie zapamiętałam imion ani Nowozelandki, ani jej kumpla - Francuza.
Podróżują razem od dwóch miesięcy i chcą przez Albanię dotrzeć do Grecji: pociągami, autobusami, stopem, pieszo, jak się da. Biedny Francuz tłumaczy się nam ze swoich dolegliwości busowych i przeprasza, że opóźnił przejazd. W sumie nie ma za co przepraszać, bo np. my teraz i tak czekamy :D:D:D.

Narzekamy trochę na upał i wtedy Wiola wyjmuje swój kompaso-termometr. Widzimy tę porażającą temperaturę, a nasza koleżanka z antypodów patrzy na wskazówkę kompasu i krzyczy: OOO!!! Tam jest moja mama!!! Dziewczyna chce na Boże Narodzenie wrócić do ojczyzny no i akurat teraz dorwała ją tęsknica za mamą.
Ale nim wróci do domu, chce razem z kumplem trafić do... no jak znów powiedziała nazwę, to nikt nie zrozumiał. A chcieli trafić do naszego zeszłorocznego celu! Nad Jezioro Szkoderskie, do Vranjiny koło Virpazaru!!! Za pomocą słówek och i ach opowiedziałyśmy im o tym uroczym miejscu.

Kiedy nadjechał nasz bus (młody kierowca w białych spodniach i takiej koszuli!!! Naprawdę!!! Zważywszy na stan pojazdu i zakurzenie dróg panujące wokół - spoglądałyśmy na niego jak na cesarzową Japonii podczas safari), sprawnie się zapakowałyśmy i jeszcze kupiłyśmy bileciki Europie zachodniej i Antypodom tego świata, za co nam wylewnie dziękowali.
Oczywiście myśmy przysnęły, oni też , ale kierowca - Bogu dzięki nie spał :lool: - czuwał no i udało się im wysiąść we Vranjinie. Pomachaliśmy sobie i tyle nasze oczy ich widziały.

Lubenice kao voz
Dalsza droga znów bez emocji, no chyba, że zaliczymy do nich nasz pierwszy w życiu przejazd tunelem Sozina!!! Stary, dobry Ulcinj powitał nas dość szybko. Teraz wypadało się dowiedzieć skąd jadą busy do Szkodry.

Wyszłyśmy na główną ulicę, ale niestety, o tej porze niczego nie było. Dopadł nas jakiś facet, który ochoczo proponował nocleg i powiedział, że rano na pewno bus do Szkodry pojedzie. My jednak uparłyśmy się, że dziś dojedziemy do Szkodry. Niestety pora na łapanie stopa nie najlepsza. Zero ruchu samochodowego. Co odważniejsi ścierali pot z czoła pod parasolami, a do rozgrzanego upałem samochodu nikt nie miał odwagi wsiąść.

Kiedy postanowiłyśmy kupić sobie ogromnego arbuza i usiąść gdziekolwiek na drodze, odnalazło nas dwóch młodych chłopaczków - taksówkarz i jego kumpel. W sumie chłop już chciał jechać do domu, ale że mu się kurs do granicy miał przydarzyć, więc zaproponował nam, że za 30 euro będziemy w Muriqan. Hehehehe. Byłam już pewna - upał tego dnia był nadzwyczajny. Uzgodniłyśmy, że za 10 euro i ani centa więcej. Lepszy rydz niż nic, więc elegancki chłopak kiwnął głową, przerzucił nasze plecaki do bagażnika, a my wsiadłyśmy do jego passata. Jeszcze upewniłyśmy się, czy dobrze rozumiał - 10 euro za nas obie. Wyglądało na to, że zrozumiał.

Mówią, że mafia jeździ passatami. No trudno.

Chłopak był bardzo miły. Rozmawialiśmy o górach, o nartach (o których nie mam zielonego pojęcia, no ale ma się ten wrodzony czar, wdzięk, talent i inteligencję ;) ;) ;). Z głośników snuła się jakaś zawodząca muzyczka a'la nasz Miecio Fogg. Kiedy wykazałam zainteresowanie, taksówkarz naruszył moją przestrzeń osobistą, bo musiał sięgnąć do schowka po okładkę płyty. Nim opanowałam zdenerwowanie, on nam juz tłumaczył, że ten siwy pan, to jego ulubiony wykonawca albańskich pieśni ludowych. No to słuchaliśmy tego, a chłopakowi raz po raz się wyrywało, że jesteśmy nice girls i posyłając nam maślane spojrzenia, mówił, że mamy taki ładny kolor oczu - hehehehehe.

W pewnym momencie Wioli dla odmiany się wyrwało na widok stosu arbuzów: Oooooo ljubenice!!! Na co nasz szofer od maślanych oczu: Lubenice??? Hoćeś? Na co my w duecie: nieeee!!!! Lubenice to kupimy sobie w Szkodrze! Zawiedziony rzucił tylko smutno pod nosem: Daaaa. Szkodra. Tamo lubenice kao voz... (pewnie coś pochrzaniła w pisowni, ale coś w tym stylu było). Po drodze jeszcze się zatrzymał przy jakiejś knajpie i znów się zastanawiałyśmy czy już uciekać, ale nam żal było zostawić plecaki.

Aż się dziwię ile się wydarzyło na tak krótkim odcinku drogi :). Na granicy jeszcze wciąż się do siebie serdecznie uśmiechaliśmy. Ja głupia dałam mu 5 euro, a on sie żachnął, bo na to wyszło, że tak mu przypadłyśmy do serca, że potraktował nas jak autostopowiczki. No ale u mnie słowo droższe od pieniędzy - hehehehhehe - wiec wcisnęłam mu te pięć euro za wszystkie wrażenia. Był na tyle miły, że przeprowadził nas przez tłum stojących w kolejce i podprowadził pod okienko pograniczników. Szybkie ćao, ćao, maślane spojrzenie i... po chwili miałyśmy być w innym świecie...

Przy okienku było hardcorowo (zauważyłam, że wielu naszych forumowiczów, którzy jadą na przejażdżkę do cywilizowanej Szkodry, tak właśnie pisze, więc sobie też skopiowałam ten zwrot :lol: :lol: :lol:). No więc przy okienku był tłum facetów z paszportami. W jedną i druga stronę mnóstwo aut na włoskich numerach. Taaak, to piechota, gastarbeiterowska ;) piechota albańska na wakacjach w ojczyźnie.

Jakoś nie umiałyśmy się dopchać do tego okienka, bo co chwilę, ktoś mnie brutalnie przemieszczał dwa metry w tył. W końcu Wiola przejęła sprawy w swój wzrost - wcisnęła się do przodu i kiedy jakiś wielki chłop znów ją chciał przegonić łokciem sprzed okienka ryknęła (po polsku oczywiście): Gdzie się pcha????!!! I wtedy pan pogranicznik z rozbrajającym uśmiechem wziął nasze paszporty, uśmiechnął się szeroko: POLONIA???? Aaaaa Polonia! Polonia super, super, super! Wbił szybko pieczątki i tym sposobem byłyśmy już w Albanii.

Tam od razu miałyśmy obok siebie kolejnego szofera. Płynną albańszczyzną zapytał nas: Szkoder??? No to my - żeby znów nie pomylić kiwania głowy i ichniego tak, nie - po, jo, wydusiłyśmy yhy! :). Mercedes pana kierowcy stał pod jakimś murem. Kazał się nam wcisnąć, pomocował się trochę z klamką, kopnął trzy razy w drzwi, jak wsiadłyśmy kopnął kolejne trzy i ruszyłyśmy.

Niestety nasza znajomość albańskiego nie pozwalała nam na zbyt wylewne opowieści. Kolega, który mi przygotował słowniczek, zapisał mi zwroty typu: Nie strzelać! Oddamy wszystko! O wszystkim zostanie poinformowana nasza ambasada! Co w tym przypadku nie za bardzo miało się nam przydać. Ale porozumieliśmy się, że chcemy do Szkodry a stamtąd do Bilaj. Po bardzo opisowym tłumaczeniu gdzie jest wioska Bilaj, okazało się, że Albania to niewielki kraj, bo pan wie, że to po drodze na lotnisko Rinas i że nas tam zawiezie za 50 euro. Oczywiście wiedziałyśmy już, że i tu słońce mocno grzeje, co dałyśmy mu do zrozumienia.

Mijaliśmy malownicze krajobrazy - wioseczki, osły, dzieci z kozami i osłami. Oraz koty również też oczywiście :):):):):).

Czujemy się
I już słynny most przy wjeździe do Szkodry - oto wkroczyliśmy na terytorium, na którym już pięć lat temu stanęły nasze stopy. Kierowca skasował swoje 10 euro (oj, póki co... kosztuje nas ta podróż w tym tanim kraju, oj kosztuje), podwiózł na samiuteńki plac, z którego odjeżdżają busy do Tirany, po męsku przechwycił nasze bagaże, odnalazł busa, który już za chwilę miał mieć komplet pasażerów, poinformował kierowcę co my za jedne i serdecznie nam pomachał dziękując za skorzystanie z jego usług.

Bus był szałowy - wypucowany, nowiutki, pachnący.
A w samym busie czułyśmy się... tak to dobre słowo: czułyśmy się OKROPNIE!!! Komplet pasażerów, to eleganckie dziewczyny i chłopaki - wszyscy wypachnieni, wystrojeni (był piątek, więc to może świętujący muzułmanie), dziewczyny z ustami i paznokciami pomalowanymi na krwistoczerwono. I my - brudne i spocone. Jak usiadłyśmy, to nawet nie miałyśmy odwagi się ruszyć. Na szczęście wszystkie okna były otwarte, Powiewały śnieżnobiałe firanki.
Że nie ruszałyśmy się, to źle powiedziałam - głowy latały nam na prawo i lewo! Jak bardzo się ten kraj zmienił przez ostatnie pięć lat!!! Asfaltowa droga do Tirany, mnóstwo knajp i kolorowych budynków po drodze! No szok!!! W 2001 roku to jak pamiętam - pusto, pusto, pusto, a na horyzoncie gdzieś daleko osiołek...

I tak podziwiając okolice wróciłyśmy na ziemię, bo nie wiedziałyśmy, gdzie jest most w Fush Kruji, gdzie miał na nas czekać Darek. Na nasze usilne próby dopytania się o ten obiekt strategiczny, współpasażerowie rozbrajająco acz życzliwie wzruszali ramionami. Most, to nie było to słowo-klucz. Fush Kruja już prędzej. I kiedy dali nam do zrozumienia, że to Fush Kruja, a my wiedziałyśmy, że to most, krzyknęłyśmy coś tam panu kierowcy i tym sposobem się zatrzymał.

Dariusza dostrzegłyśmy już z daleka. Podróż do Bilaj była już tylko przyjemnością. I były jeszcze lody z miejscowego supermarketu. W Bilaj poznałyśmy trójkę wolontariuszy, którzy przyjechali tu pomagać w pracy z dziećmi.
Prawdę powiedziawszy, to naszym jedynym marzeniem był prysznic, ale tu przyszlo nam się zderzyć z twardą albańską rzeczywistością - od dobrych kilku godzin nie było prądu. A jak nie ma prądu, to nie działa pompa, więc nie ma wody. Wyrzuciłyśmy na sznur z plecaków mokry namiot. Oczywiście tak się rozgadałam z gospodarzem, że nie zdążyliśmy zauważyć, że jest prąd. A jak już był prąd, to była i woda, a potem... a potem było spanie w łóżeczkach, a nie na ziemi!!!
Zapomniałam nawet zapytać czy są tu jakieś skorpiony czy inne gadziny. Wolontariusze tylko lojalnie uprzedzili, że są stada komarów. No jak tu jednak zamknąć okno przed nimi, kiedy jest jak w piekarniku???

Zasnęłyśmy sama nie wiem kiedy. I na tym skończę o podróżniczym dniu. "Jutro" będzie wycieczka do stolycy ;) i będzie dużo fot - przynajmniej takie są plany Żaba nie łyka, ale jakieś przynajmniej z porannych przygód będą.

To wklejam i biorę się za pisanie ciągu dalszego.
Ostatnio edytowano 25.05.2007 23:41 przez U-la, łącznie edytowano 1 raz
krakuscity
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 7920
Dołączył(a): 11.08.2003

Nieprzeczytany postnapisał(a) krakuscity » 25.05.2007 23:39

Dzk za ciąg dalszy :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol:

:lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :papa:
wojan
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5547
Dołączył(a): 17.06.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) wojan » 25.05.2007 23:49

Nocne marki poczytały i zadowolone idą spać :D :D :papa:
krakuscity
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 7920
Dołączył(a): 11.08.2003

Nieprzeczytany postnapisał(a) krakuscity » 25.05.2007 23:56

wojan napisał(a):Nocne marki poczytały i zadowolone idą spać :D :D :papa:
A ja myślałem,że strajkujecie :cry: :wink:
FUX
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 13027
Dołączył(a): 14.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) FUX » 26.05.2007 06:50

Inni poczytali rano..... :lol:
wojan
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5547
Dołączył(a): 17.06.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) wojan » 26.05.2007 08:47

krakuscity napisał(a):
wojan napisał(a):Nocne marki poczytały i zadowolone idą spać :D :D :papa:
A ja myślałem,że strajkujecie :cry: :wink:


Strajkujemy :( ale czytać i spać mozemy :D :D :papa:
krakusowa
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6447
Dołączył(a): 08.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) krakusowa » 26.05.2007 08:55

FUX napisał(a):Inni poczytali rano..... :lol:

i chcą jeszcze :D :D :D
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży

cron
Majka niejedno ma imię - BIHCROMNAL 2006 :) - strona 12
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone